wymiar sprawiedliwości

Wymiar sprawiedliwości został sterroryzowany przez radykałów. Co z tym możemy zrobić?

Autor tego apelu to prof. Andrzej KISIELEWICZ – profesor nauk matematycznych, pracownik naukowo-dydaktyczny na Wydziale Matematyki Politechniki Wrocławskiej. Pracował w: Vanderbilt University, Polska Akademia Nauk, Technische University, The University of Manitoba, Blaise Pascal University. Autor publikacji naukowych z zakresu matematyki, logiki i informatyki oraz książek („Logika i argumentacja”, „Sztuczna inteligencja i logika”, „Wprowadzenie do informatyki”). B. działacz Solidarności Walczącej i redaktor tygodnika „Solidarność Walcząca”.

Fatalny stan polskiego sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości jest pochodną toczącej się wojny polsko-polskiej, w której politycy, chcąc czy nie chcąc, realizują swoje cele, nakręcając spiralę społecznej nienawiści i grając na podziałach środowiskowych. Być może pierwszym krokiem do zakończenia wyniszczającego państwo konfliktu powinno być właśnie uzdrowienie polskiego sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości.

Jeśli chodzi o prawo i wymiar sprawiedliwości, należy zacząć od rozpoznania ważnej prawdy. Zdania wygłaszane na temat złamania prawa lub konstytucji nie mają charakteru prawdziwościowego. Są to opinie uzasadniane taką lub inną interpretacją przepisów. W każdym przypadku ktoś może wyrazić opinię przeciwną i lepiej lub gorzej ją uzasadnić. O tym, do której opinii przychyli się wymiar sprawiedliwości, decyduje ostatecznie sąd. Nie żeby sędzia znał „prawidłowe interpretacje” (bo takich ustalonych nigdzie nie ma) ani nawet żeby miał lepszą wiedzę niż inni prawnicy. Ale dlatego, że tak jest skonstruowany system wymiaru sprawiedliwości. Rozstrzygnięcie oddajemy w ręce sędziego na mocy umowy społecznej. A ponieważ i sędzia może się szpetnie pomylić, są jeszcze instancje odwoławcze, i jakoś to wszystko działa.

Rola prawników często polega na tym, żeby zakwestionować opinię i interpretację, która na pierwszy rzut oka wydaje się oczywista, i znaleźć dobre uzasadnione dla opinii przeciwnej ­­– przynajmniej takie, które sprawi, że sprawa przestanie być oczywista, i stworzy uzasadnione wątpliwości. Niewątpliwą słabością systemów sprawiedliwości w demokratycznych krajach jest to, że wynik ­procesu może zależeć w sporym stopniu od tego, jak dobrego ma się prawnika.

Oczywiście, w znacznej części przypadków interpretacja prawa nie pozostawia zasadniczych wątpliwości, większość prawników i sędziów widzi rzecz podobnie, ma w danej kwestii podobną opinię i można liczyć na sprawiedliwy wyrok (o ile cały system wymiaru sprawiedliwości jest w miarę zdrowy). Chociaż wiadomo, że nawet fakt ewidentnej kradzieży czy potrącenia pieszego na przejściu może zostać zinterpretowany jako rodzaj pomyłki, pomroczności jasnej, i zdarzają się przypadki uniknięcia kary w sprawach, zdawałoby się, ewidentnych. (Znowu kwestia dostępu do dobrych prawników).

A sytuacja jest z pewnością bardziej skomplikowana w przypadku naruszania prawa przez polityków, ustawodawców, samych sędziów, a szczególnie naruszania konstytucji. Zwykle nie chodzi tu o ewidentne złamanie jakiegoś konkretnego przepisu, ale o przypadki nieujęte bezpośrednio w przepisach. Tutaj interpretacja odgrywa rolę zasadniczą i rozbieżności opinii są typowe. Rola organu takiego jak Trybunał Konstytucyjny polega nie na tym, że sędziowie TK lepiej wiedzą niż inni, ale na tym, że na mocy umowy społecznej, zgodnie z zasadami demokracji, rozstrzygnięcie oddajemy w ręce grupy pochodzących z wyboru sędziów. W założeniu staramy się wybrać prawników z dużą wiedzą i doświadczeniem i oczekujemy, że będą wydawali takie rozstrzygnięcia, które umocnią obowiązujący system prawa, zachowają jego ducha i uczynią go bardziej spójnym.

Problem w tym, że wybór tego typu organów jest wszędzie mniej lub bardziej polityczny (żeby zapobiec nadmiernej władzy sądów). Względna nieusuwalność takich sędziów i pełnienie przez nich funkcji do końca kariery stwarza nadzieję, że w swych rozstrzygnięciach będą rzeczywiście niezależni i mający na względzie przede wszystkim dobro państwa. Jednak gry polityczne wokół takiego organu łatwo mogą skończyć się destabilizacją całego systemu. Tak się stało w Polsce.

Przypomnijmy fakty, z którymi w zasadzie wszyscy się zgadzają. Grzechem pierworodnym była próba wybrania przez PO sędziów TK na zapas. Nawet ówczesny TK uznał to za złamanie konstytucji i orzekł, że uchwała w tym względzie jest „częściowo” niekonstytucyjna. PiS uznał, że w związku z tym cały wybór jest nieważny, trzeba go powtórzyć, i na nowo wybrał całą piątkę. Można powiedzieć tak: gdyby wówczas PiS nie chciał być chytry i wybrał tylko należnych nowej kadencji dwóch sędziów, autorytet TK przetrwałby i cała sytuacja w sądownictwie, a może i dzięki temu w polityce byłaby dziś zdrowsza. Nie wiadomo.

Nie zamierzam opisywać dalej obustronnego eskalowania sytuacji, wchodzenia niektórych sędziów w politykę (co jawnie łamie konstytucję) ani wymieniać kolejnych przewinień obu stron. Nie zamierzam spierać się o to, kto tu ponosi większą winę, bo to już do niczego nie prowadzi. Było – minęło. Mamy, co mamy. Rzecz w uznaniu, że każda ze stron ma tu swoje winy i obie powinny być gotowe na ustąpienie, na cofnięcie się i na kompromis.

Radykałowie zacietrzewieni w politycznym boju o pełne zwycięstwo widzą oczywiście rzecz inaczej, nie chcą się cofnąć, chcą wykończyć przeciwników. I problem polega na tym, że w tej całej wojnie warunki dyktują właśnie radykałowie. To kolejna prawda, którą trzeba sobie uświadomić i uznać. Póki to radykałowie będą dyktować warunki, póki ktoś będzie chciał wygrać definitywnie, żadnego trwałego rozwiązania i żadnego uspokojenia sytuacji nie będzie. W sumie mamy do czynienia z dość powszechnym mechanizmem socjologicznym wszelkich wojen i rewolucji, gdzie górę biorą radykalizmy. Fakt, że politycy dopuścili do otwartej wojny w środowisku wymiaru sprawiedliwości, a nawet sprowokowali ją, fakt, że w środowisku tym warunki dyktują dziś rozgrzane politycznymi emocjami głowy – jest dla państwa katastrofalny (choć niestety niekoniecznie dla samych polityków i chyba niektórzy celowo konflikt podsycają).

Środowisko sędziów i prawników zdawało się tym, w którym z natury rzeczy górują rozsądek, umiar i racjonalizm, trzeźwa ocena sytuacji i skłonność do zawierania kompromisów. Z pewnością większość w środowisku reprezentuje te właśnie cechy, co oznacza, że dziś większość środowiska sterroryzowana jest przez radykałów. Najogólniej potrzebne jest to, żeby umiarkowana i rozsądna większość wzięła sprawy w swoje ręce!

Potrzebny jest okrągły stół środowisk wymiaru sprawiedliwości, gdzie spotkają się przedstawiciele obu stron gotowi do wypracowania kompromisu. Ten okrągły stół jest potrzebny nawet bardziej niż tamten w 1989 roku i miałby znacznie większe szanse na sukces – bo mechanizm konfliktu w środowisku i ewentualnego kompromisu jest tu zasadniczo inny. Może on być zainicjowany przez grupę autorytetów (z obu stron) albo przez ruch oddolny. Może być zainicjowany przez prezydenta lub premiera, z wyraźnym oddaniem dalszej organizacji i obrad środowisku. A może przez przyszłego prezydenta jako realizacja głównej obietnicy wyborczej? Ważne, żeby pojawiło się dążenie do takiego rozwiązania. Wymiar sprawiedliwości można naprawić tylko w rozmowach i porozumieniu, a nie w walce.

Paradoksem całej sytuacji jest fakt, że wygłaszając opinie na temat tego, kto zawinił w nieudanej reformie wymiaru sprawiedliwości, co w systemie należało zmienić, a czego nie ruszać, sędziowie są tu sędziami we własnej sprawie. Istnieje niebezpieczeństwo, że górę może brać interes korporacyjny. Sędziowie muszą uwzględnić fakt, że nieudana próba reformy miała swoje dobre uzasadnienie, rozumiane i popierane przez większość obywateli. Że obywatele chcą naprawy i gwarancji sprawiedliwych procesów. Idzie również o to, jak dalece wymiar sprawiedliwości ma być niezależny i autonomiczny, a na ile kontrolowany przez polityków, a w ostateczności przez suwerena, a także jak dalece polski system sprawiedliwości ma być kontrolowany przez instytucje zewnętrzne względem państwa polskiego. Od rozsądnych i umiarkowanych sędziów oczekujemy wypracowania propozycji naprawy polskiego systemu wymiaru sprawiedliwości i znalezienia sposobu na wyjście z pata, co następnie zostanie zaakceptowane w demokratycznym procesie decyzyjnym.

Samo podjęcie rozmów, z deklaracją osiągnięcia kompromisu i rozwiązania kryzysu konstytucyjnego w demokratyczny sposób, z odwołaniem się do suwerena, a także wypracowanie rozwiązań przejściowych – oznaczałoby już wielki postęp. Sprawiedliwa i uwzględniająca racje obu stron propozycja rozwiązania trudna byłaby do odrzucenia przez jakąkolwiek partię polityczną; taka partia stawiałaby się w pozycji tej chcącej dalszej wojny polsko-polskiej i anarchii.

Oczywiście mam świadomość, że doprowadzenie do takiego okrągłego stołu środowisk prawniczych będzie bardzo trudne, bo sprzeciwią mu się w pierwszym rzędzie politycy, którzy karmią się konfliktem i nakręcaniem złych emocji. Ale motywem przewodnim mogłoby być właśnie odpolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, uwolnienie się od woli i patronatu poszczególnych polityków, oderwanie od bieżącej polityki. Mam też pełną świadomość, że wiara w taki obrót spraw ma cechy naiwnego marzenia. Ale nie takie cuda działy się już w moim kraju.

Andrzej Kisielewicz

Tekst pierwotnie ukazał się we „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Przedruk za zgodą redakcji.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się