Apple i Indonezja

Apple i Indonezja znaleźli wspólny język dzięki inwestycjom

Apple i Indonezja doszli do porozumienia pod względem warunków budowy dwóch zakładów produkcyjnych w Bandung i Batan.

W globalnej grze między rządami a gigantami technologicznymi pojawia się nowy rozdział. Indonezja, największa gospodarka Azji Południowo-Wschodniej, ogłosiła niedawno porozumienie z Apple, które może zdjąć zakaz sprzedaży iPhone’a 16. Decyzja zapadła po miesiącach napięć, gdy amerykański koncern nie spełnił wymogu 40% lokalnej zawartości w produktach. Ale to nie tylko historia o zakazach, ale to przykład szerszego trendu, w którym kraje wykorzystują regulacje, by budować własny potencjał technologiczny, a firmy szukają kompromisów, by nie stracić dostępu do lukratywnych rynków.

W październiku 2023 r. Indonezja zawiesiła sprzedaż iPhone’a 16, a także Google Pixel, argumentując, że producenci nie wykorzystują wystarczająco lokalnych komponentów. To część polityki „TKDN” (Tingkat Komponen Dalam Negeri), która od lat obowiązuje w sektorach od motoryzacji po telekomunikację. Celem, której jest zmniejszenie importu, wzmocnienie lokalnego przemysłu i stworzenie miejsc pracy. Dla Apple, które zwykle polega na globalnych łańcuchach dostaw, był to sygnał inwestycyjny.

Według doniesień mediów, koncern zgodził się wybudować w Indonezji dwa zakłady: jeden w Bandung (produkcja akcesoriów), drugi w Batam (warty 150 mln USD, zajmie się m.in. produkcją AirTagów przez lokalnych dostawców). To nie tylko szansa na zniesienie zakazu, ale też krok w stronę dywersyfikacji łańcuchów dostaw, szczególnie po pandemicznych wstrząsach i napięciach handlowych między USA, a Chinami.

Dla Apple, Indonezja to kolejny przystanek w strategii „China Plus One”, czyli redukcji zależności od Chin. W ostatnich latach koncern inwestował m.in. w Wietnamie (słuchawki AirPods), Indiach (iPhone’y) i Irlandii (centra danych). Każdy z tych krajów stawia własne warunki.

W Indonezji początkowy projekt inwestycyjny Apple (100 mln USD) został odrzucony jako „niesprawiedliwy”. Dopiero propozycja wartego 1 mld USD zakładu w Batam przekonała władze. To pokazuje, że negocjacje często przypominają grę w ciuciubabkę – rządy testują granice, a korporacje muszą ważyć koszty vs. korzyści dostępu do rynku 270-milionowej populacji.

Podobne wyzwania napotkał Tesla, budując Gigafabrykę w Niemczech. Elon Musk musiał dostosować się nie tylko do unijnych norm środowiskowych, ale też liczyć się z oporem lokalnych społeczności.

Choć celem regulacji jest wsparcie gospodarek, konsumenci mogą odczuwać skutki pośrednio. Lokalna produkcja teoretycznie może obniżyć ceny (np. unikając ceł), ale nie zawsze tak jest. W Indiach iPhone’y z lokalnych fabryk są często tańsze o 10-15%, ale w Brazylii smartfony bywają droższe ze względu na wyższe koszty produkcji.

Pytanie też, jak wpłynie to na innowacje. Wymóg używania lokalnych komponentów może spowolnić wprowadzanie nowych technologii, jeśli kraj nie ma dostępu do zaawansowanych podzespołów.

Umowa Apple z Indonezją to symbol zmian w globalnym przemyśle. Analitycy z Bloomberg Intelligence wskazują, że do 2030 r. nawet 30% produkcji elektroniki może przesunąć się z Chin do krajów Azji Południowo-Wschodniej i Indii.

Sukces zależy od synergii. Indonezja musi rozwinąć infrastrukturę i szkolić kadry, by przyciągnąć więcej gigantów. Apple i inni gracze muszą znaleźć balans między compliance a zyskami.

Jak podsumowuje profesor ekonomii z Uniwersytetu w Singapurze: „To nie jest zero-jedynkowa wojna na regulacje. To tańce, w których każdy partner uczy się kroków drugiej strony”. I jak widać po indonezyjskim przypadku, czasem te tańce kończą się wspólnym projektem, który – przynajmniej na papierze – ma nieść korzyści dla wszystkich.

Szymon Ślubowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się