Australian Open 2025
MARTIN KEEP / AFP

Australian Open 2025. Hitchcock by się nie powstydził

Turniej Australian Open 2025 jest już rozstrzygnięty. Jego poszczególne fazy były tak emocjonujące i pełne napięcia, że sam Hitchcock by się nie powstydził.

Choć do niedawna wielu twierdziło, że tenis kobiecy jest mało pasjonujący, ostatnie lata temu zdecydowanie przeczą, a zmagania czołowych tenisistek przyciągają na korty ogromne rzesze publiczności. Są również pełne emocji. Czy ktoś stawiał na takie rozstrzygnięcie tegorocznych zmagań na centralnym korcie Rod Laver Arena w Melbourne? Czy ktoś przewidywał, że zawodniczka, która w meczach z czołową 10. WTA ma ujemny bilans, ogra wszystkie liczące się rywalki w takim stylu?

W poprzednim artykule [LINK] zadałem kilka otwartych pytań przed startem Australian Open, m.in. jak poszczególne zawodniczki przepracowały krótki sezon przygotowawczy? Czy Aryna Sabalenka po raz trzeci sięgnie po tytuł? Czy pojawi się czarny koń tegorocznych zmagań na kontynencie australijskim, tak jak w zeszłym roku?

Wydawać by się mogło, że powiedzenie „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” mogłoby posłużyć za podsumowanie Australian Open 2025. Byłoby to jednak zbytnie uproszczenie, niesprawiedliwie pomniejszające dokonania Madison Keys – 29-latki urodzonej w amerykańskim Rock Island, której poprzedni finał wielkoszlemowy US Open odbył się 8 lat temu (niestety był przegrany).

Tegoroczny finał był ozdobą turnieju i rozpalił do czerwoności emocje kibiców tenisa ziemnego. Na drodze do meczu finałowego Madison Keys pokonała całą śmietankę tenisistek z czołowej 10. WTA: Daniel Collins, Jelenę Rybakinę, Igę Świątek. Zastanówmy się z czego wynikał ten sukces i jakie momenty Australian Open 2025 były kluczowe dla Madison Keys?

Jeśli AO 2025 miało swojego czarnego konia, była nim właśnie Amerykanka. W poprzednim sezonie Madison zmagała się z kontuzjami – nie było jej łatwo. Zagrała tylko 36 meczy. Dokonała też szeregu zmian w swoim otoczeniu. Trenerem został jej mąż Bjorn Fratangelo, który wcześniej jeździł z nią na turnieje.

Mąż-trener to nieczęsto spotykane połączenie, jednak zaufanie do najbliższej osoby, która jednocześnie może pochwalić się znajomością gry w tenisa (Bjorn był zawodnikiem czołowej setki ATP), z czasem zaczęły przynosić efekty. Ponadto zmiana marki rakiety (za namową męża) dała Madison Keys to, czego brakowało jej wcześniej – większą kontrolę nad uderzeniami. Oczywiście to tylko jeden z czynników sukcesu, bo sprzęt sam przecież nie gra. Wsparcie męża, który powtarzał jej: „walcz o każdy punkt bez względu na wynik meczu”, dało zawodniczce poczucie pewności, co przełożyło się na zmianę stylu gry. W swoim poprzednim sportowym wcieleniu Amerykanka cofała się na korcie, gdy tylko znalazła się w sytuacji kryzysowej. Tym razem słysząc słowa męża-trenera: „graj do przodu i nie cofaj się”, było inaczej. Australian Open 2025 pokazało, jak duże znaczenie w sporcie odgrywa wiara w siebie i motywacja.

Mecz Madison Keys z Igą Świątek w mojej opinii był przedwczesnym finałem AO 2025 – poziom emocji, gdy szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę, rósł w miarę upływu czasu, a zagrania obu pań momentami stały na wręcz kosmicznym poziomie. Niestety Polka popełniała błędy, które utrzymywały Amerykankę w grze. Trzeba też uczciwie przyznać, że Iga miała swoje szanse na zakończenie meczu. W super tie-breaku Iga prowadziła przez większość czasu.

Półfinał Świątek vs Madison pod względem napięcia emocjonalnego miał wszystko, czego można oczekiwać po najlepszych filmach Hitchcocka. Zdaniem ekspertów mecz Madison z Igą był najlepszym w karierze amerykańskiej tenisistki – poziom serwisu i returnu czyli dwóch najważniejszych uderzeń w tenisie był u niej na maksymalnie wysokim poziomie. Iga za to popełniła aż 7 podwójnych błędów serwisowych, a łącznie ponad 40 błędów. Mimo to o mały włos nie wygrała tej rywalizacji.

Rozstrzygnięcie w super tie-breaku spowodowało, że to Madison, a nie Iga cieszyła się z awansu do finału, gdzie czekała już Aryna Sabalenka. Trzeba oddać Amerykance, że poziomem gry i odpornością na trudne sytuacje udowodniła, że zasłużyła na grę w finale.

Po meczu z Madison Iga powiedziała – To była kwestia jednej czy dwóch piłek. Mecz był długi (2 godz. 35 min). Myślę, że ostatecznie Madison miała więcej odwagi w podejmowaniu decyzji i wywierała na mnie presję, kiedy musiała. Nie czułam się tak wolna, jak we wcześniejszych spotkaniach, żeby też popchnąć w ważnych momentach. Popełniłam więcej błędów, miałam mniej czasu na podejmowanie spokojnych decyzji. Gdy ten czas się pojawiał, to myliłam się. Jak pojawiają się szanse przeciwko takiej zawodniczce jak Madison, to też ciężej je wykorzystać, bo pojawia się presja. Muszę opierać swoją grę na solidności, intensywności i kontroli, tego zabrakło. Szanse były 50-50. Myślę, że czasami wolałabym, gdybym mogła zdobywać łatwe punkty tylko serwisem, jak rywalka. W pierwszej i trzeciej partii czułam jednak, że gram swój tenis, chociaż nie aż tak dobrze, jak we wcześniejszych meczach. Zrobiłam wszystko, co mogłam.

Podsumowując występ Igi można stwierdzić, że w drodze do półfinału Polka nie spotkała godnej siebie przeciwniczki, przez co nie zbudowała w sobie takiej pewności, która pomogłaby jej w kluczowych momentach meczu z Madison, która z kolei miała bardzo trudną drogę, i z meczu na mecz budowała tę pewność – z czasem przyniosło to efekty. U Igi Zawiódł też serwis, a gdy były okazje i czas na kończące uderzenie, popełniała błędy, które nie zdarzały się jej wcześniej. Czas pokaże jakie wnioski z przegranej Raszynianki wyciągnie jej sztab szkoleniowy z nowym trenerem na czele. Nadchodzące turnieje będą dla Igi sprawdzianem, podczas którego będzie broniła znacznej liczby punktów, które zdobyła rok temu tryumfując w: Dausze, Indian Wells, Madrycie i Rzymie, a potem też w Rolandzie Garrosie, gromadząc łącznie 6000 pkt.

Finał AO 2025 był znakomitym widowiskiem, w którym ponownie Madison udowodniła, że cechy, które pokazała w poprzednich meczach, przynosiły jej przewagę w finale i dały końcowy tryumf.

Po drugiej stronie siatki znalazła się Aryna Sabalenka, która grała typowy dla siebie tenis oparty na mocy i szybkości uderzeń – podobnie jak Madison, z tą różnicą, że ta druga potrafiła ujarzmić emocje i panować nad uderzeniami, czego Arynie brakowało w kluczowych momentach.

Mecz trwał krócej niż półfinał i obfitował w mniejszą liczbę wymian uderzeń. Dość powiedzieć, że wymianę powyżej 8 uderzeń zobaczyliśmy dopiero w trzecim secie. Nie było to jednak zaskoczenie, gdyż już przed meczem było wiadomo, że spotkanie prawdopodobnie wygra ta z tenisistek, która będzie bardziej regularna na linii serwisowej i będzie lepiej returnować. Madison Keys zdecydowanie była w tym lepsza od Aryny. Za to u Sabalenki mogliśmy zauważyć pewną zmianę w grze pod postacią drop shotów, po których Białorusinka zdobywała łatwe punkty, a Madison nie miała sposobu, by skutecznie na te techniczne zagrania odpowiedzieć.

W decydującej fazie meczu w trzecim secie Arynie brakowało już precyzji i kilka drop shotów zamiast za siatką wylądowało w siatce. Mimo to ten set przebiegł remisowo i zawodniczki utrzymywały swoje gemy. Mecz zakończył się jednak przełamaniem podania Aryny przy stanie 6:5 dla Madison i to Amerykanka mogła cieszyć się pierwszym w swojej karierze tytułem wielkoszlemowym, na co zasłużyła swoją postawą, zdecydowaniem, umiejętnością gry pod presją, niebywałym poziomem pierwszego serwisu, który ratował ją z nie jednej opresji i niespotykanym, zaskakującym kierunkiem returnu, a także mocnymi uderzeniami z forhendu.

Madison w oficjalnym rankingu awansuje z 19. miejsca na 7., a droga do wyższych celów stoi przed nią otworem. Widać, że twarda nawierzchnia to jej naturalne środowisko gry, ale nie zapominajmy, że w 2024 roku na mączce wygrała turniej w Strasbourgu, pokonując Daniel Collins. W 2024 roku Madison zagrała tylko 36 meczów, a obecnie będzie miała mnóstwo okazji do powiększania zdobyczy punktowej.

Amerykanka udowodniła też pozostałym tenisistkom, że mimo faktu, iż Aryna jest numerem jeden, a Iga numerem dwa w światowym tenisie, rywalizacja z nimi o najwyższe laury jest możliwa, co moim zdaniem uatrakcyjni zmagania tenisistek w tym roku.

Czy powiedzenie: „Sabalenka, Świątek, Rybakina i długo, długo nic” będzie miało zastosowanie w kolejnych miesiącach 2025 r. – zobaczymy. Przebieg AO 2025 udowodnił, że wszystko w tenisie jest możliwe i dopóki nie wygrasz ostatniej piłki, nic nie jest przesądzone. Właśnie za to kochamy tenis ziemny.          

Jarosław Ślubowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się