Bangladesz

Bangladesz musi postawić mocno na fotowoltaike

Bangladesz stawia na panele słoneczne ze względu na braki energii oraz by zmniejszyć import energii z Indii i złagodzić skutki upałów.

Bangladesz, jeden z najgęściej zaludnionych krajów świata, próbuje dziś zmienić swój wizerunek energetyczny z kraju zależnego od importu prądu w region, który zaczyna stawiać na odnawialne źródła energii. Nowy plan awaryjnego rządu tymczasowego zakłada, że panele słoneczne mają pojawić się na dachach ministerstw, szkół i szpitali w całym kraju. Celem jest zmniejszenie uzależnienia od energii importowanej z Indii i Nepalu, uniezależnić się od kaprysów geopolityki i złagodzić skutki zabójczych upałów, które wymuszają masowe korzystanie z klimatyzatorów.

Dane mówią same za siebie: tylko 5,6% energii w Bangladeszu pochodzi z odnawialnych źródeł. To druzgocąco mało, jeśli porównać z Indiami, gdzie zielona energia to już niemal 25% miksu energetycznego, czy Sri Lanką, która dobija do 40%. Rząd tymczasowy pod wodzą Muhammada Yunusa – noblisty i pioniera mikrokredytów nie ukrywa, że zamierza nadrobić te zaległości szybko i bezpośrednio, oddając inicjatywę w ręce sektora prywatnego.

Odważne odejście od podejścia forsowanego przez byłą premier Sheikh Hasinę. Wcześniej to państwowe agencje miały zarządzać panelami, ale projekt okazał się kosztowny i mało efektywny. Teraz panele będą instalować i utrzymywać prywatne firmy, które w zamian zyskają prawo do sprzedaży nadwyżek prądu do sieci lub użytkowania go na własne potrzeby. Państwo ogranicza się do udostępnienia dachów.

Bangladesz nie jest w tym dążeniu osamotniony. Indie już od kilku lat z powodzeniem rozwijają program „Solar Rooftop”, który zachęca właścicieli domów i przedsiębiorstwa do inwestycji w panele na dachach. Indie są też w czołówce światowych inwestorów w wielkie farmy słoneczne. Projekt Bhadla Solar Park w Radżastanie to dziś największa taka instalacja na świecie. Z kolei Sri Lanka, która doświadczyła poważnego kryzysu energetycznego i gospodarczego, również postawiła na małe instalacje rozproszone i ambitnie rozwija farmy wiatrowe na wybrzeżu.

Podobną drogą idą kraje Afryki. W Kenii, która ma jedną z najczystszych struktur wytwarzania energii (ponad 80% z OZE, głównie geotermii i hydroelektrowni), coraz większą rolę odgrywają małe instalacje fotowoltaiczne i off-gridowe systemy dla wsi bez dostępu do sieci. W Bangladeszu kraju z ogromną liczbą ludności mieszkającej poza wielkimi aglomeracjami – takie rozwiązania też mogłyby zmienić życie milionów.

Choć słońce ma odegrać kluczową rolę, Bangladesz nie rezygnuje z bardziej kontrowersyjnych rozwiązań. Od 2017 roku trwa budowa elektrowni jądrowej Rooppur. Największego projektu energetycznego w historii kraju, realizowanego przy wsparciu Rosji. 2 400 MW mocy to wielki krok w kierunku stabilizacji dostaw prądu, ale i niemałe ryzyko: opóźnienia, koszty i geopolityczne napięcia wokół współpracy z Moskwą nie są bez znaczenia.

Twarde fakty są nieubłagane: Bangladesz jest jednym z krajów najbardziej narażonych na skutki zmian klimatycznych. Fale upałów, powodzie i cyklony już dziś uderzają w sieć energetyczną, która ledwo nadąża za rosnącym zapotrzebowaniem. Według Międzynarodowej Agencji Energii zapotrzebowanie na chłodzenie w krajach Azji Południowej rośnie w tempie dwucyfrowym z roku na rok. Klimatyzatory, wentylatory, pompy – wszystko to wymaga prądu, którego w sieci brakuje, a którego produkcja oparta jest w dużej mierze na imporcie węgla czy gazu.

Rozwój energii odnawialnej – choć brzmi jak plan na dekady – w Bangladeszu jest więc pilną potrzebą dnia codziennego. Już dziś 55 farm fotowoltaicznych jest w fazie przetargów. W teorii dadzą 5 238 MW mocy, co mogłoby pokryć sporą część zapotrzebowania w okresach szczytowych.

Największym wyzwaniem nie jest jednak technologia, lecz finansowanie, transparentność i stabilność polityczna. Projekty PPP (partnerstwo publiczno-prywatne) mają sens, ale wymagają stabilnego prawa i zaufania inwestorów. Bangladesh nie zawsze mógł się tym pochwalić.

Jedno jest jednak pewne: bez masowej ekspansji fotowoltaiki, mikroinstalacji i sprytnych rozwiązań rozproszonych ten kraj, tak mocno zależny od pogody i importu energii, w kolejnych latach nie poradzi sobie z rosnącym kryzysem klimatycznym. A każdy metr kwadratowy dachu – czy to szkoły, ministerstwa czy domu – może być krokiem w stronę bardziej odpornej przyszłości.

Szymon Ślubowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się