Bez korzeni
Ludzie bez zakorzenienia w historii miejsca, z którego się wywodzą czy w którym żyją, a więc bez tożsamości, stają się bardzo łatwym łupem wszelkich ideologicznych prądów. Być może o to w tym wszystkim chodzi.
Historia magistra vitae est – historia jest nauczycielką życia. Nigdy nie będzie za wiele przypominania tej prawdy. Czy jednak chętnie z niej korzystamy? Ośmielę się stwierdzić, że wręcz marginalnie.
A przecież w upamiętnianiu wydarzeń historycznych poprzez budowanie muzeów, stawianie pomników czy organizowanie wydarzeń kulturalnych nie chodzi o pławienie się w odmętach dziejów, przypominanie minionych traum, cierpień i mrocznych kolei losu państw i narodów. Bynajmniej. Kto tak myśli, nie ma pojęcia o czymkolwiek.
Pośród trudnych wydarzeń z przeszłości wspominamy bohaterskie czyny naszych przodków, podkreślając to, co dali z siebie najlepszego, by służyć Bogu, ojczyźnie i drugiemu człowiekowi. Przy tym uczymy się, by nie popełniać tych samych błędów, by wystrzegać się wad i zachowań, które niejednokrotnie doprowadziły do tragedii tak jednostek, jak całych narodów.
Historia daje nam mapy, jak się poruszać, by nie wpaść w znane wszystkim sidła przemocy, wojny, odbierania drugiemu człowiekowi życia i godności. Tym samym nie gloryfikujemy cierpiętnictwa i bezradności, ale uczymy się, jak być mądrzejszymi, jak budować drogi porozumienia i pokoju, jak wykrzesać z nas najlepsze, co w nas tkwi.
W tym roku będziemy obchodzić 80. rocznicę powstania warszawskiego. Czy w tym wypadku nie obędzie się bez zaciemniania kart historii i manipulowania faktami, osobami i ich czynami? Tak jak ma to miejsce w związku z wystawą w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku? Bo przecież usunięcie o. Maksymiliana Kolbego i rodziny Ulmów z wystawy muzeum to nic innego, jak zamazywanie historii.
Ojciec Maksymilian, dzięki temu, jak zachował się w Auschwitz, znany jest na całym świecie. Abstrahując od tego, że jest wielkim świętym Kościoła katolickiego, przez swój czyn jest symbolem polsko-niemieckiego pojednania i najwyższym przejawem humanizmu heroicznego. Z kolei rodzina Ulmów, uhonorowana najwyższym izraelskim odznaczeniem cywilnym nadawanym osobom nieżydowskiego pochodzenia, to symbol wszystkich tych osób, które oddały swoje życie, ratując Żydów w czasie niemieckiej okupacji. Skoro im się nie należy miejsce w muzeum prezentującym II wojnę światową, to komu się ono należy?
Przykre jest, że dzieje się to w 2024 r., ogłoszonym przez Sejm RP Rokiem Rodziny Ulmów. Czy dzieje się tak dlatego, że byli oni osobami wierzącymi, a obecnie za swoje heroiczne życie i śmierć wyniesieni są do chwały ołtarzy? W takim razie można mniemać, że z tego samego powodu usunięto z listy lektur dzieła związane ze św. Janem Pawłem II, a także próbuje się go ośmieszyć i wymazać ze świadomości społecznej.
Na tych manipulacjach najbardziej ucierpią ludzie młodzi, którzy – jeśli nie dowiedzą się o tych postaciach i przełomowych wydarzeniach w historii naszego kraju i świata od swoich rodziców – pozostaną ze wzrokiem wlepionym w komórkę, zdolni jedynie przeczytać pół–zdaniowe komunikaty o wyprzedażach w galeriach handlowych. Niepomni na historię własną i innych. A ludzie bez zakorzenienia w historii miejsca, z którego się wywodzą czy w którym żyją, a więc bez tożsamości, stają się bardzo łatwym łupem wszelkich ideologicznych prądów. Być może o to w tym wszystkim chodzi.
A ponieważ każdy, zwłaszcza młody człowiek, potrzebuje odniesienia, wzoru, autorytetów, to jeśli zostaną usunięte te prawdziwe, ich miejsce zajmą pseudoautorytety promujące pseudowartości. Jednakże na pseudo wartościach jeszcze nikt niczego nie zbudował, a co najwyżej doprowadził do rozpadu.
Tekst pierwotnie ukazał się w 973 nr. tygodnika „Idziemy”. Przedruk za zgodą redakcji.
Anna MEETSCHEN
Doktor historii Kościoła, dziennikarka i tłumacz.