
Chińskie samochody zdobywają Europejczyków
Chińskie samochody oczarowują Europejczyków jakością oraz zdecydowanie niższymi cenami w porównaniu do europejskich marek.
Jeszcze dekadę temu europejskie marki samochodowe uchodziły w Chinach za niekwestionowany symbol prestiżu i jakości. Obecnie widać, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Europejscy producenci w szczególności niemieccy nie występują już w roli liderów, lecz próbują nadgonić dynamicznych, lokalnych rywali. Stawką jest udział w największym na świecie rynku motoryzacyjnym, który coraz odważniej dyktuje globalne trendy.
Volkswagen, BMW czy Mercedes jeszcze do niedawna mogli liczyć na stabilną pozycję dzięki renomie i technologii rozwijanej w Europie. Jednak rosnąca jakość chińskich marek, wsparcie rządu dla elektromobilności oraz niezwykle szybki cykl innowacji sprawiły, że zachodnie firmy muszą się przystosować i to błyskawicznie. Jak przyznał CEO Volkswagena Oliver Blume, strategia „jeden standard dla całego świata” przestała mieć rację bytu. Dziś konieczne jest myślenie lokalne, nie tylko w zakresie produkcji, ale też projektowania.
Volkswagen zapowiedział wypuszczenie ponad 20 nowych modeli elektrycznych i hybrydowych do 2027 roku, tworzonych we współpracy z lokalnymi partnerami jak SAIC, FAW, JAC czy startup Xpeng. Ta ostatnia kooperacja z firmą uznawaną za „Apple wśród producentów elektryków” pokazuje, że Niemcy są gotowi szukać przewag technologicznych nawet poza własnym zapleczem inżynieryjnym.
W 2024 roku chińskie marki zdobyły aż 65% lokalnego rynku, zwiększając swój udział o ponad 20 punktów procentowych. W tym samym czasie europejscy producenci stracili ponad 10%. Renault właściwie wycofał się z Chin, a nawet tak uznane marki jak BMW i Mercedes notują spadki.
Według danych AlixPartners, Chiny wyeksportowały w 2023 roku aż 6,4 miliona samochodów o połowę więcej niż Japonia. Rodzime firmy jak BYD, Nio, Geely czy Xiaomi nie tylko zdobywają rynek wewnętrzny, ale coraz śmielej konkurują globalnie.
Jednym z filarów ich sukcesu jest błyskawiczny rozwój. Przykładem jest Xpeng, który pokazał technologię superszybkiego ładowania, zapewniającą 420 km zasięgu w 10 minut. Z kolei BYD, nieobecny jeszcze dekadę temu w Europie, dziś sprzedaje w Niemczech, Norwegii i Polsce i to z sukcesami.
Europejscy producenci próbują odpowiadać zwiększeniem lokalnych zespołów R&D, skróceniem cyklu rozwojowego modeli do 18 miesięcy i obniżeniem kosztów o 40%. Ale to trudna transformacja. Volkswagen jednocześnie zapowiada redukcje etatów w Europie, co może odbić się na wewnętrznym morale i inwestycjach.
Do niedawna niemieckie samochody były synonimem luksusu i statusu. Dziś młodzi chińscy konsumenci, szczególnie w przedziale 30–45 lat, oczekują realnej wartości: innowacji, zasięgu, jakości technologii, a niekoniecznie logo na masce. Konsultanci z Inovev podkreślają, że chińscy producenci skutecznie zniwelowali różnice jakościowe, a oferując niższe ceny, odebrali zachodnim markom ich największy atut.
Przykładem jest nowy model Xiaomi SU7, czyli elektryczny sedan oferujący osiągi zbliżone do Tesli, ale w niższej cenie. Albo flagowy Nio ET9, z własnymi chipami i asystentami AI, porównywalny z Mercedesem EQS i to w odczuciu samych klientów.
Warto śledzić działania takich marek jak Porsche, które zamiast walczyć o wolumen, koncentrują się na wysokomarżowej niszy. Być może to właśnie specjalizacja, a nie skala będzie nową receptą na sukces w epoce elektromobilności.
Jedno jest pewne: przyszłość europejskiej motoryzacji nie rozegra się wyłącznie w Europie. To, co wydarzy się na chińskich drogach, zdecyduje o losach marek znanych od pokoleń.
Szymon Ślubowski