Dlaczego oglądamy postapokalipsę?
Minione lata trudno nazwać spokojnymi. Wojny, pandemia, inflacje i polityczne przepychanki niejednemu spędzały sen z oczu, niepokoiły i skłaniały do pytań – co dalej?
Wydawać by się mogło, że w takich czasach częściej będziemy sięgać po optymistyczne produkcje, które pomogą nam oderwać na chwile uwagę od wydarzeń wokół… Tymczasem jest zupełnie inaczej. Post-apokalipsa, albo w skrócie post-apo, raz za razem przyciąga widzów przez ekrany, skłaniając do przemyśleń na temat tego, co by było, gdyby świat który znamy, po prostu się skończył?
Post-apokalipsa po raz pierwszy zaciekawiła odbiorców w XIX wieku, kiedy na stronach gazet i powieści wydawanych przez prototypowe wydawnictwa zaczęła powstawać fantastyka literacka. Nie wiadomo kto dokładnie zadał pytania, które stworzyły ten gatunek, ale to, jak one brzmiało, wiemy na pewno.
Jaki byłby człowiek, gdyby upadła cywilizacja? Co mogłoby zniszczyć znany nam ład? Co powstałoby na jego miejscu? Zastanawiała się nad tym chociażby Mary Sheley, autorka Frankenstein w powieści Ostatni Człowiek, gdzie resztki ludności z trudem starają się żyć w świecie opanowanym przez globalną zarazę. Po wydarzeniach pandemii Covid-19 brzmi to niepokojąco znajomo.
Równie częstym motywem postapokalipsy jest atak na naszą planetę. Taką historie po raz pierwszy stworzył H.G Wells w równie znanej co Frankenstein powieści Wojna Światów. Przerażające opisy zaawansowanej technologicznie cywilizacji Marsa, siejącej spustoszenie na Ziemi, w dużej mierze zrewolucjonizowała to, jak wyobrażamy sobie kontakt z pozaziemskimi cywilizacjami. Tu również dostrzec można wątki, które rezonują z dzisiejszym człowiekiem. Pytania o to, czy ludzkość byłaby w stanie zmierzyć się z nieznanym, nowym wrogiem ciekawią wielu.
Postapokalipsa nie straciła na aktualności i przez ostatnie lata już nie raz biła rekordy popularności. Być może dlatego, że coraz częściej, nawet jeśli mimochodem, zastanawiamy się co by było gdyby… Nie muszą to być zresztą dramatyczne myśli o atomowej zagładzie czy zupełnej katastrofie klimatycznej.
Zwykła, ludzka niepewność może sprawiać, że filmy, gry czy seriale, opowiadające o losach ludzi w nowej rzeczywistości post, skłaniają nas do refleksji. Co ja bym zrobił w takiej sytuacji? Jakby wyglądało moje miasto, mój kraj, gdyby nas też dotknęła taka apokalipsa? Czy udało by się nam podźwignąć z ruin?
W ostatnim czasie na ekrany trafiły dwa seriale z gatunku postapokalipsy, które przyciągają widzów właśnie takimi wątpliwościami. Grają na lękach, które wielu z nas ma, nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi.
Pierwszy serial, The Last of Us opowiada poruszającą historię zgorzkniałego najemnika, który przez zbieg okoliczności i decyzji staje się przybranym ojcem dla młodej dziewczyny. Tłem dla ich historii jest jednak świat spustoszony przez przerażającego wirusa, przenoszonego za pomocą grzybów. Po pustkowiach cywilizacji krążą grupy uzbrojonych bandytów, resztki sił rządowych oraz rewolucjoniści, ścierając się o łupy i wpływy. Widz zostaje więc postawiony przed refleksją, czy tak by właśnie było, gdyby nasze społeczeństwo się rozpadło?
The Last of Us dokonuje dialogu z tym, jak w przeszłości ludzkość w naszym, prawdziwym świecie radziła sobie z epidemiami. Fabuła serii jest łączona z scenami przedstawiającymi wydarzeniami tuż przed pandemią, gdy ostrzeżenia ludzi nauki były stale ignorowane przez społeczny ogół. Nie dziwne więc, że serial ten cieszył się taką popularnością. Pytania, czy bylibyśmy gotowi na ewentualne nadejście kolejnego, nawet bardziej śmiertelnego wirusa, są nie tylko sensowne, ale wręcz konieczne…
Sensacja ostatnich tygodni, bazowany na post-apokaliptycznych grach komputerowych Fallout to okazja refleksji nad konsekwencjami wojny. W tej produkcji obserwujemy losy bohaterów w Ameryce, spustoszonej niegdyś przez nuklearną wojnę. Serialowi nie brak scen walki czy żartobliwych scen, ale widzowi co chwila przypominane jest, że tego wszystkiego można było uniknąć.
Wspomnienia żyjącego jeszcze przed wojną bohatera opowiadają niepokojącą historię, ze nuklearna zagłada była rezultatem chciwości i polityki. „To nie byłby zbieg okoliczności” – zdają się mówić twórcy serialu. Fallout nie stroni też od komentarzy na temat współczesnych ideologii, czyniąc to jednak z rzadko spotykanym taktem. Grupy polityczne są w post-apokaliptycznym świecie sprowadzone do skrajności, stają się tak radykalne, że już ledwo przypominają współczesne nam poglądy, które je inspirowały. Walczą na ruinach ludzkości, zamiast ją budować. Przywodzi to dobrze nam znany dyskurs polityczny, który nawet w tak trudnych czasach opiera się głównie na konfrontacji.
Być może to jest więc największa zaleta post-apokalipsy na ekranie… Pozwala dostrzec nasze wady, zastanowić się, czy na pewno różnimy się od bohaterów na ekranie. Jeżeli nie, to być może pora coś z tym zrobić.
Maciej Bzura