Emmanuel Macron będzie musiał uszanować werdykt
Były poseł do francuskiego Zgromadzenia Narodowego, Philippe de Villiers, ostrzega przed próbami destabilizacji nowego rządu przez prezydenta lub ministerstwa w przypadku zwycięstwa Rassemblement National w wyborach parlamentarnych.
Philippe de Villiers jest byłym posłem do francuskiego Zgromadzenia Narodowego. W wywiadzie dla „Journal du Dimanche” polityk ostrzega przed możliwym zamachem stanu po wynikach wyborów parlamentarnych 7 lipca. Jak ocenia, w przypadku zwycięstwa skrajnie prawicowej partii Rassemblement National możliwe jest powołanie przez prezydenta nowych prefektów, którzy będą utrudniać pracę nowego rządu.
„Jeśli te nominacje nastąpią przed drugą turą wyborów, będzie chodziło o zwykłe sprzeniewierzenie się. Blisko stąd do puczu. Czyli do wzięcia siłą władzy przez ludzi, którym naród nie chce już jej przyznawać” – stwierdza Philippe de Villiers.
Jak zauważa były poseł, w obozie politycznym Emmanuela Macrona wybuchła panika. „Statek tonie. Emmanuel Macron stracił grunt pod nogami. (…) Czujemy, że jest w letargu” – ocenia. Zdaniem polityka Emmanuel Macron „nie zaakceptuje wyniku wyborów”. „Spoils system od zawsze był dla niego prawdziwą pokusą, jak powiedział mi podczas pewnej kolacji w 2018 r. Uległ pokusie, by obalić wolę ludu, osłabiając dwa ważne elementy, które utrzymują suwerenność: prefekturę, która utrzymuje suwerenność wewnętrzną, oraz dyplomację, która utrzymuje suwerenność zewnętrzną. (…) To człowiek chwili. Z przyjemnością zdecyduje, żeby stan, który ma nadejść, był w kontrze do stanu, który minął. Państwo wpisuje się jednak w działanie długoterminowe. (…) Demokracja nie przetrwa, jeśli podda się idei, że oligarchia, uchylająca się od zasady nominacji na podstawie zasług, nagle zacznie odrzucać wolę ludu” – tłumaczy.
Jak stwierdza Philippe de Villiers, jeśli potwierdzą się pogłoski o nominacji prefektów przez prezydenta, aby utrudnić pracę nowego rządu, „będzie to oznaczało, że Emmanuel Macron położy rękę na stanowiskach decyzyjnych albo przynajmniej na niektórych z nich”. „Przed Radą Stanu mówi się o nadużyciu władzy i sprzeniewierzeniu władzy. Tutaj mamy sprzeniewierzenie funkcji. Wymuszenie władzy, zamach siłowy, wręcz zamach stanu! Wyglądałoby to na próbę wprowadzenia przeobrażenia państwa. Państwo nie służyłoby już interesowi ogólnemu i dobru wspólnemu, ale jednej kaście i jednej frakcji. (…) Takie działanie, jeszcze przed werdyktem wyborczym, to manipulowanie instytucjami” – ocenia były poseł. „Emmanuel Macron będzie musiał uszanować decyzję wyborców” – podkreśla.
Jak przypomina Philippe de Villiers, w obliczu prawdopodobieństwa zbuntowania się niektórych ministerstw wobec nowego rządu istnieje prawo, które to uniemożliwia. „Obojętnie jaki pracownik, obojętnie w jakiej francuskiej firmie, który stosowałby to, co w czasach powstania tkaczy w Lyonie nazywało się luddyzmem, dezorganizującym produkcję, byłby natychmiast zwolniony za poważne przewinienie, w imię prawa pracy. Ta sama zasada odnosi się do sfery publicznej – od słynnego rozporządzenia z 1959 r.: urzędnik kierujący się tzw. nieposłuszeństwem obywatelskim, zachowujący się jak sabotażysta, powinien zostać natychmiast zwolniony i ukarany. W deontologii wysokiego urzędu publicznego nieposłuszeństwo obywatelskie jest uważane za zbrodnię przeciwko państwu. Ambasador, który odmówiłby zastosowania instrukcji nowego MSZ, poniósłby karę, stosowaną wobec każdego pracownika, który działałby przeciwko interesom państwowym” – tłumaczy.
„Kiedy obejmuje się urząd publiczny, służy się państwu. (…) Przykrywa się swoje nazwisko, swoją osobowość i swoje opinie pieczęcią władzy publicznej. Kiedy usłyszałem pogłoski o przygotowywaniu działań antydemokratycznych, moje serce byłego urzędnika krwawiło. Mam nadzieję, że nasi urzędnicy państwowi będą umieli sprawić, aby ich honor nie był splamiony. Teraz Francja przemówi i trzeba uszanować to, co nam powie” – podkreśla Philippe de Villiers. „Francuzi domagają się trzech rzeczy: porządku, porządku i jeszcze raz porządku” – dodaje.
Oprac. Julia MISTEWICZ-DELANNE