Fala masowych morderstw wstrząsnęła Chinami
Chińską Republikę Ludową dotyka nagły wzrost ataków, przeprowadzanych przez samotne osoby, deklarujące frustracje i gniew na społeczeństwo ChRL. Czy chińskie ulice dalej będą spływać krwią? Czy rząd Xi Jinpinga dalej zamierza tuszować informacje o tych atakach? Czy dalej będzie trwać fala masowych morderstw?
Chiny zapamiętały 28 października i 30 września. Nożownicy atakują przechodniów w Szanghaju i Pekinie. Umiera 5 osób a rannych łącznie jest 20 osób. Jeden ze sprawców przyznał policji, że do miasta przyjechał, by dać upust swojemu gniewowi.
11 listopada. Mężczyzna z miasta Zuhai w południowych Chniach, sfrustrowany wyrokiem sądu odnośnie rozwodu staranował samochodem ludzi w kompleksie sportowym. Spowodował śmierć 35 osób.
16 listopada. Instytut Zawodowy Sztuk i Technologii w Wuxi stał się miejscem zbrodni, gdy 21-letni student zaatakował nożem przypadkowych przechodniów. Zabił 8 osób, raniąc 17 innych. Policji wyznał, że był wściekły z powodu złej sytuacji finansowej i niepowodzenia na uczelni.
19 listopada. Biały samochód dostawczy wjeżdża w uczniów szkoły podstawowej w Changde (prowincja Huan). Kilkanaście osób zostało rannych a służby zatrzymały napastnika, o którym potem słuch zaginął.
Te wydarzenia łącza dwa wspólne mianowniki. Pierwszy, to jak wydawać by się mogło przypadkowość tych ataków. Nie przeprowadzają je terroryści, przestępcy czy inne osoby, kojarzone z tak nikczemnymi aktami. Chińscy mordercy, odpowiadający za dziejąc się na oczach całego świata fale przemocy wcześniej byli „zwykłymi” obywatelami. Coś jednak sprawiło, że Ci „zwykli” obywatele, postanowili ukarać innych, wyrazić swoją wściekłość.
Ta frustracja i gniew staje się już tematem dyskusji w chińskim społeczeństwie. Qu Weiguo, profesor Uniwersytetu Fudan ostrzegał na sankcjonowanej przez rząd platformie społecznościowej Weibo, że niedawne przypadki „zemsty na społeczeństwie” w Chinach mają miejsce dlatego, że sprawcy czują się ofiarami niesprawiedliwego traktowania przez system.
Rozpaczliwy apel profesora został jednak szybko usunięty z sieci. Ma to związek z drugim mianownikiem, łączącym wszystkie te morderstwa. Władze Chin nie chcą bowiem, by informacja o ukrytej pod powierzchnią, krwiożerczej wściekłości coraz większej ilości obywateli dotarła do świata. W przypadku najbardziej śmiercionośnego ataku służby dołożyły wszelkich starań, by z Internetu znikały informacje o ilości zabitych, tożsamości mordercy oraz zwłaszcza jego motywacji. Z wielu miejsc zbrodni usuwano kwiaty, znicze i wieńce, zostawiane tam przez mieszkańców, chcących upamiętnić ofiary.
W Zuhai – gdzie zginęły 35 osoby – ustawiono prowizoryczny pomnik. Chińskie władze pozbyły się go, po czym szybko zaczęły usuwać także wszystkie inne symbole żałoby które tam umieszczono, a jednocześnie odgrodziły dostęp do prowizorycznego miejsca czuwania. Policja informowała także odwiedzających, że w tym miejscu „są obecne wrogie siły zagraniczne o złych zamiarach”.
Cenzura jest jednak bronią obusieczną. Zwiększenie inwigilacji w sieci, będące taktyką służb bezpieczeństwa, może wywołać jeszcze większe nastroje społecznego gniewu. A te, co pokazały niestety wydarzenia tej jesieni, mogą prowadzić do kolejnych ataków i śmierci niewinnych ludzi.
Maciej Bzura