
Ford w kropce z powodu 200 tysięcy aut zgłoszonych do serwisu
Ford po raz kolejny zgłosił akcje serwisową swojej marki, w której w tym roku bierze udział aż 200 tysięcy aut.
Kiedyś hasło „akcja serwisowa” kojarzyło się głównie z problemami mechanicznymi: wadliwym silnikiem, zużytymi hamulcami czy felernym pasem bezpieczeństwa. Dziś w epoce motoryzacji coraz bardziej przypominającej jeżdżące komputery. Lista zagrożeń zaczyna się w oprogramowaniu. Ford właśnie ogłosił kolejną dużą akcję serwisową. Tym razem z powodu wadliwego działania kamery cofania. Skalę problemu pokazują suche liczby , czyli ponad 200 tysięcy aut, kilkanaście popularnych modeli, a wszystko przez błąd w kodzie, który może unieruchomić obraz lub sprawić, że kamera nie wyłączy się po manewrze, odwracając uwagę kierowcy.
W czasach, gdy samochody są naładowane sensorami, radarami i systemami asystującymi, każde drobne potknięcie w kodzie może pociągnąć za sobą skutki bezpieczeństwa. Problem Forda to tylko wierzchołek góry lodowej. Wystarczy przypomnieć głośny przypadek Tesli z 2023 roku, która musiała zaktualizować miliony pojazdów przez błąd w systemie autopilota. Volkswagen miał swój kryzys, kiedy okazało się, że niektóre modele ID.3 i ID.4 wymagają pilnego update’u oprogramowania pokładowego, bo zacinający się system multimedialny blokował dostęp do części funkcji auta.
Ford deklaruje, że problem zostanie rozwiązany darmową aktualizacją w autoryzowanych serwisach, a właściciele aut dostaną stosowne powiadomienia. Ale to nie rozwiązuje pytania, które zadaje sobie cała branża. Jak projektować coraz bardziej skomplikowane systemy, by błędy nie trafiały do użytkowników? Kamery cofania stały się standardem, tak jak ABS w latach 90. Ale im więcej systemów wspiera kierowcę, tym więcej jest miejsca na pomyłki. I rośnie znaczenie regularnych aktualizacji, które mają nie tylko poprawiać komfort, ale realnie dbać o bezpieczeństwo na drodze.
Branża motoryzacyjna z Fordem, Teslą czy Volkswagenem na czele coraz śmielej wchodzi w świat oprogramowania. BMW jeszcze kilka lat temu testowało model, w którym za odblokowanie podgrzewanych foteli płaciło się… abonament. Mercedes chwali się, że nowe modele EQS i EQE można „przyspieszyć” dzięki dodatkowej płatnej aktualizacji, która odblokowuje pełną moc silnika. Cyfryzacja samochodu, jeszcze niedawno traktowana jako nowinka, dziś staje się standardem. W parze z tym trendem idzie pytanie, kto będzie odpowiedzialny za naprawy ewentualnych błędów.
W USA National Highway Traffic Safety Administration (NHTSA) prowadzi statystyki, które mówią jasno. Udział usterek związanych z oprogramowaniem w akcjach serwisowych rośnie. Komisja Europejska i unijne agencje motoryzacyjne również zacieśniają przepisy dotyczące homologacji systemów pokładowych. Bo dziś już nie wystarczy, że auto spełnia normy emisji spalin czy testy zderzeniowe. Musi być odporne na błędy kodu i cyberataki.
Ford, zmagający się jednocześnie z przejściem na elektromobilność i globalnym spadkiem sprzedaży w niektórych segmentach, nie może sobie pozwolić na utratę zaufania. Dlatego musi nie tylko łatać błędy, ale też lepiej komunikować, jak dba o bezpieczeństwo w cyfrowej erze.
Akcja serwisowa Forda jest sygnałem, że samochody, niezależnie od tego, czy spalinowe, hybrydowe, czy elektryczne to dziś zaawansowane systemy IT na kołach. Z jednej strony to ogromny postęp. Więcej funkcji, lepszy komfort, niższe ryzyko błędów ludzkich. Z drugiej to także nowe pole bitwy, kto szybciej wykryje błąd, kto go naprawi i kto poniesie odpowiedzialność.
Dla Forda to poważny test, a dla branży kolejna lekcja. Z drugiej strony dla kierowców staje się to przypomnieniem, że o auto trzeba dbać nie tylko na myjni i w warsztacie, ale też online.
Szymon Ślubowski