
Futbol zmierza w złym kierunku. Refleksja po EURO i Copa América
Niedawno zakończyły się piłkarskie mistrzostwa Europy oraz Copa América. Oba turnieje wiele mówią o kondycji współczesnej piłki nożnej. Pokazują, że futbol zmierza w złym kierunku.
Nudne Mistrzostwa Europy i zdezorganizowane Copa América
Tegoroczne mistrzostwa Europy oraz Copa América pod wieloma względami zapiszą się w pamięci kibiców.
EURO 2024 zapamiętamy jako turniej z najnudniejszą fazą pucharową w XXI w., a może nawet w całej historii rozgrywek. Pierwsze mecze fazy grupowej były znakomite. Szybko okazało się jednak, że to tylko zasłona dymna – oszustwo doprawdy perfidne, które pobudziło apetyt kibiców tylko po to, by następnie brutalnie odebrać im chęć do oglądania kolejnych spotkań.
Tylko dwie spośród czołowych reprezentacji europejskich dojechały na ten turniej – Hiszpania i Niemcy. Pozostali: Francuzi, Anglicy, Portugalczycy, Włosi, Belgowie i Chorwaci byli cieniami samych siebie. Holendrzy grali przyzwoicie, a dzięki pomyślnej drabince zaszli daleko, ale ich forma również była daleka od optymalnej.
Ostatecznie Hiszpanom udało się obronić honor europejskiej piłki i to chyba największy pozytyw tegorocznego EURO. Ich obecność w kolejnych fazach turnieju podtrzymywała zainteresowanie imprezą do samego końca. Pech chciał, że już w ćwierćfinale wpadli na Niemców i z mistrzostwami pożegnała się druga z najlepiej grających ekip. Gdyby Hiszpania odpadła w półfinale z Francją, nie sądzę, żebym umiał zmusić się do obejrzenia meczu finałowego. Wiem, że nie jestem w tym poglądzie odosobniony, co stanowi smutną ilustrację EURO 2024.
Na brak emocji na pewno nie można było narzekać oglądając Copa América. Argentyna wygrała po raz drugi z rzędu i sięgnęła po rekordowy, szesnasty puchar mistrzowski. Leo Messi zdobył 45 trofeum w karierze i stał się najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii dyscypliny. Znany i lubiany James Rodriguez przypomniał o sobie kibicom na całym świecie, rozgrywając fantastyczny turniej. Niestety tegoroczna impreza okazała się jednocześnie organizacyjną katastrofą. Stany Zjednoczone nie podołały roli gospodarza, co może niepokoić, ponieważ za 2 lata USA będą współorganizować mistrzostwa świata.
Współczesny futbol czyli przemęczenie zawodników i przesyt kibiców
Zarówno ostatnie EURO, jak i Copa América symbolizują różne problemy, z którymi zmaga się współczesny futbol. Pierwszy z nich to nadmiar meczów i przemęczenie zawodników. Drugi to utopijne dążenie do uczynienia z piłki nożnej sportu atrakcyjnego dla wszystkich, co brzmi pięknie, ale w praktyce jest szkodliwe dla tej dyscypliny.
Mistrzostwa Europy w Niemczech były turniejem zmęczonych gwiazd. Za wyjątkiem młodych Hiszpanów i Niemców, którzy po latach niepowodzeń mieli kibicom w kraju coś do udowodnienia, niemal wszyscy czołowi zawodnicy wielkich piłkarskich nacji zagrali poniżej oczekiwań. Z dobrej strony pokazały się za to te reprezentacje, których piłkarze grają w solidnych klubach, ale niekoniecznie tych walczących o zwycięstwo na kilku frontach od sierpnia do czerwca.
Na pozór EURO 2020 i mundial w Katarze przeczą mojej tezie o zmęczeniu materiału. Obie imprezy powszechnie uchodzą za znakomite pod względem sportowym, a przecież przez ostatnie 4 lata ilość meczów w sezonie nie wzrosła. Może więc EURO 2024 było tylko anomalią? Sądzę, że jest wręcz odwrotnie. To poprzednie mistrzostwa Europy oraz mistrzostwa świata były wyjątkowe. EURO 2020 to pierwsza, duża piłkarska impreza po wybuchu pandemii COVID-19. Widzowie z wytęsknieniem oczekiwali wielkich meczów i spotkań w kibicowskim gronie, a piłkarze cieszyli się grą bardziej niż zwykle. Z tych względów poziom był wyższy, oko kibica bardziej łaskawe, a wspomnienia – cieplejsze. Mundial w Katarze był natomiast rozgrywany nie po sezonie zasadniczym, ale w listopadzie i grudniu. Zawodnicy nie byli wtedy przemęczeni, prezentowali odpowiednią świeżość, a w wielu przypadkach nawet szczyt formy fizycznej. To przełożyło się potem na jakość meczów.
Ilość spotkań w sezonie wcale nie musi drastycznie rosnąć, żeby przemęczenie organizmu piłkarza sięgało coraz wyższych rejestrów. Z roku na rok futbol staje się coraz bardziej wymagający pod względem fizycznym. Piłkarze coraz bardziej przypominają atletów. Siła, wytrzymałość i dyscyplina taktyczna są cechami bardziej pożądanymi niż technika i umiejętność operowania piłką. Nie sugeruję, że te ostatnie są nieważne, a współcześni zawodnicy grają topornie i bez polotu. Sądzę jednak, że dzisiejszy Bayer Leverkusen, RB Lipsk czy Atalanta Bergamo prawdopodobnie zabiegałyby do upadłego wielki Real Madryt, AC Milan, Manchester United czy Juventus z przełomu lat 70-90 XX w. – o wcześniejszej erze nie wspominając. Ówczesne legendy futbolu nie poradziłyby sobie intensywnością, jakiej dziś wymaga się od każdego zawodnika w klubach ze środka tabeli najlepszych lig europejskich.
W związku z tym trudno się dziwić, że piłkarze mający w nogach już ponad 50 spotkań rozgrywanych przy olbrzymiej intensywności, gasną podczas turnieju zaplanowanego na koniec sezonu. Antoine Griezmann w Atletico czy Jude Bellingham w Realu jeszcze wiosną byli zupełnie innymi zawodnikami niż w czerwcu i lipcu na niemieckich boiskach. Jeśli umiejętności piłkarskich nie odebrała im wróżka, albo trenerzy nie zakazali im dobrze grać w piłkę, powodem tak drastycznej obniżki formy najprawdopodobniej jest właśnie przemęczenie.
Nadmierna eksploatacja organizmów piłkarzy sprzyja również kontuzjom. Dopóki najlepsi zawodnicy są w rytmie meczowym, potrafią minimalizować szkodliwe skutki zmęczenia, czego dowód dali choćby Rodri i Dani Carvajal. Jeśli jednak piłkarzowi przydarzy się kontuzja, choćby niewielka, eliminująca z gry na tydzień lub dwa, powrót do formy staje się wyzwaniem. To tym bardziej skomplikowane, im dłużej trwa sezon. Coraz częstsze stają się poważne urazy, które z czasem – pod wpływem obciążenia intensywnością meczów – regularnie się odnawiają. Plaga kontuzji przed mistrzostwami Europy przetrzebiła przede wszystkim Holandię i Austrię. Teraz można się już tylko zastanawiać, jak potoczyłaby się faza pucharowa, gdyby obie drużyny dysponowały optymalnymi, w pełni zdrowymi składami.
Kiedy piłkarze nie mają sił, żeby grać szybko i porywająco, jakość widowiska automatycznie spada. To z kolei, w połączeniu z natłokiem meczów, przekłada się na poczucie nadmiernej sytości wśród kibiców. Spotkań takich, jakie rozgrywali podczas EURO Hiszpanie czy Niemcy, można oglądać na pęczki. Sęk w tym, że większość tak nie wygląda. Mecze fazy pucharowej najważniejszego turnieju piłkarskiego w Europie nie są obecnie gwarantem jakości. Ich renoma przyciąga kibica – w końcu półfinał czy finał EURO to coś naprawdę dużego. Jeśli jednak kolejne spotkania fazy pucharowej zawodzą, a w trakcie sezonu widz miał już wiele okazji, by obejrzeć dobre mecze o wysoką stawkę, jego cierpliwość łatwo się wyczerpuje.
Pieniądze i oglądalność ważniejsze niż zdrowie piłkarzy i komfort kibiców
Na to nakłada się postępujący od lat trend, by do turniejów rangi mistrzowskiej dopuszczać coraz więcej drużyn, a przez to rozciągać zawody w czasie. Dodatkowo takie imprezy organizuje się z myślą o jak największym zarobku i oglądalności, nie jakości widowiska, zdrowiu piłkarzy i komforcie kibiców, którzy chcą zobaczyć mecz na żywo z trybun stadionu.
Obecność teoretycznie gorszych piłkarsko drużyn na dużych turniejach nie musi oznaczać spadku jakości widowiska, ponieważ mecze między takimi ekipami często okazują się lepsze niż spotkania potentatów. W dodatku kibice takich reprezentacji mają szansę doświadczyć znacznie większych emocji, oglądając turniej, w którym uczestniczy ich drużyna. Sumarycznie jednak więcej drużyn to więcej meczów do rozegrania, większe zmęczenie piłkarzy i mniejsza elitarność turnieju. To wszystko wpływa na stosunek ogółu kibiców do dużych imprez piłkarskich i sprawia, że obok meczów rangi mistrzostw kontynentu czy mistrzostw świata coraz łatwiej przechodzić obojętnie. Futbol zyskuje nowych kibiców na całym świecie i zarabia na siebie coraz więcej, ale odbywa się to kosztem widzów, którzy oglądają piłkę nożną od lat.
Najbardziej poszkodowani są ci, którzy chcieliby uczestniczyć w imprezie mistrzowskiej osobiście. Skazywani są bowiem przez poszczególne federacje piłkarskie z FIFĄ i UEFĄ na czele do zmagania się z absurdami organizacyjnymi, wynikającymi z chęci zdobycia jak największego rozgłosu. Flagowym przykładem jest tu EURO 2020, które odbywało się nie na obszarze jednego lub dwóch pobliskich krajów, ale w całej Europie. Polscy kibice, chcąc obejrzeć mecze Biało-czerwonych, musieli latać między Petersburgiem a Sewillą. W roku 2022 nie było lepiej, ponieważ mistrzostwa świata zorganizowano w Katarze, gdzie zarówno hotele, jak i bilety lotnicze są horrendalnie drogie. Większość kibiców, nawet gdyby chciała, nie mogła sobie pozwolić na taki wydatek. Ponadto wszyscy komentatorzy i dziennikarze zgodnie zwracali uwagę na brak klimatu piłkarskiego święta, który zawsze towarzyszył mundialom, a w Katarze wyparował.
Niechlubną tradycję wpadek organizacyjnych podtrzymano podczas tegorocznego Copa América. Chcąc wzbudzić większe zainteresowanie, do turnieju tradycyjnie przeznaczonego dla drużyn południowoamerykańskich zaproszono ekipy z Ameryki Północnej, a rolę gospodarza powierzono Stanom Zjednoczonym. Niestety USA, będące krajem mało doświadczonym w organizowaniu wielkich imprez piłkarskich, nie uniosły tego zadania. Służby porządkowe nie panowały nad sytuacją, co w przypadku meczu półfinałowego Urugwaju z Kolumbią zakończyło się bójkami na trybunach i wywołało obawy piłkarzy o bezpieczeństwo własnych rodzin. Jeszcze większym skandalem był chaos organizacyjny podczas finału, który opóźnił się o prawie 1,5 godziny. Znów zawiodły służby porządkowe, które nie potrafiły dostatecznie dobrze zabezpieczyć stadionu przed szturmującymi go kibicami bez biletów. Finalnie najbardziej poszkodowani byli ci, którzy zapłacili za wstęp i przyjechali doświadczyć zdrowych, sportowych emocji, wspierając swoją drużynę.
Niełatwo być optymistą przed zbliżającymi się XXIII Mistrzostwami Świata, które w 2026 r. odbędą się w Kanadzie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Mecze będą rozgrywane na stadionach rozlokowanych po olbrzymim kontynencie, co utrudni życie kibicom. Ponadto w mundialu weźmie udział aż 48 drużyn, nie 32 jak dotychczas. Liczba meczów wzrośnie z 64 do 104. Droga do finału wydłuży się o jeden dodatkowy etap (8 spotkań zamiast 7), a cały turniej potrwa przez to 39 dni. Te zmiany obronią się tylko wówczas, jeśli poziom piłkarski nadchodzących mistrzostw świata będzie odpowiednio wysoki. Jako kibic piłki nożnej mam nadzieję, że tak będzie. Rozsądek podpowiada jednak zupełnie inną wersję wydarzeń.
Patryk Palka