
Gra cłami z Kanadą i Meksykiem prezydenta Donalda Trumpa
Obecnie występuje dynamiczna gra cłami prezydenta Trumpa na samochody z Kanady i Meksyku wywołując poruszenie w amerykańskiej motoryzacji.
Chociaż jest to krok w stronę ulżenia kluczowym producentom, to eksperci ostrzegają, że jest to jedynie chwilowe rozwiązanie, a branża nadal pozostaje zagrożona.
Ford, General Motors i Stellantis, znani jako „Big Three”, od dekad operują w całej Ameryce Północnej, polegając na zintegrowanych łańcuchach dostaw obejmujących Stany Zjednoczone, Kanadę i Meksyk. Nałożenie 25-procentowych ceł na pojazdy i komponenty z tych krajów mogłoby spowodować wzrost kosztów produkcji i spadek konkurencyjności amerykańskich samochodów.
Pomimo utraty dominacji sprzed dekad, Ford, GM i Stellantis nadal pozostają kluczowymi graczami w amerykańskiej gospodarce. Według raportu American Automotive Policy Council, w USA pracuje 436 000 osób w branży motoryzacyjnej, z czego ponad połowa jest zatrudniona przez „Big Three”.
Wspomniane firmy odpowiadają również za połowę montowni w USA oraz niemal połowę z 10 milionów samochodów produkowanych rocznie w kraju. Dla porównania, zagraniczne koncerny, takie jak Honda czy BMW, zatrudniają mniej niż 5% pracowników sektora motoryzacyjnego w USA, a Tesla – około 14%.
Trump, podczas swojej pierwszej kadencji, renegocjował Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu (NAFTA), przekształcając go w USMCA (United States-Mexico-Canada Agreement). Choć umowa miała zabezpieczyć amerykański przemysł, to uzależnienie od produkcji w Meksyku i Kanadzie pozostało wysokie. Popularne modele, takie jak Chevrolet Silverado i Ford Maverick, nadal są importowane z Meksyku, podczas gdy Chrysler Pacifica i Lincoln Nautilus pochodzą z Kanady.
Gra cłami, które zostaną zamrożone na jeden miesiąc to decyzja, która jedynie odwleka problem w czasie. W dłuższej perspektywie producenci będą zmuszeni w bardzo krótkim czasie zrestrukturyzować i przebudować swoje działania. Dyrektor generalny Forda, Jim Farley, ostrzegał, że taki scenariusz „wyrwałby dziurę w amerykańskim przemyśle motoryzacyjnym, jakiej nigdy wcześniej nie widzieliśmy”.
Dodatkowo, krótki okres zwolnienia celnego nie pozwala na strategiczne dostosowanie łańcuchów dostaw. „Miesiąc to zbyt krótki czas, by relokować fabryki lub przeorganizować dostawy” – zauważa Jessica Caldwell z Edmunds. W efekcie, producenci mogą być zmuszeni do zwiększenia produkcji i gromadzenia zapasów, co wiąże się z ryzykiem nadwyżki magazynowej i z tym związanym zwiększonych kosztów magazynowania.
Chociaż amerykańscy producenci korzystają z USMCA, zagraniczne koncerny, takie jak Toyota, Honda, BMW czy Hyundai, mogą stanąć przed większymi wyzwaniami. Jeśli administracja Trumpa zdecyduje się na utrzymanie ceł dla krajów spoza Północnej Ameryki, oznaczałoby to znaczny wzrost kosztów importu pojazdów z Japonii, Niemiec czy Korei Południowej.
Obecnie około połowa samochodów sprzedawanych w USA jest produkowana w kraju, a drugie 50% pochodzi z importu – głównie z Meksyku, Kanady, Japonii, Korei Południowej i Niemiec. Jeśli polityka celna obecnego prezydenta zostanie utrzymana, to konsumenci mogą spodziewać się wzrostu cen samochodów oraz ograniczenia dostępności niektórych modeli.
Decyzja o zawieszeniu ceł na importowane samochody z Kanady i Meksyku to tymczasowy krok, który nie rozwiązuje problemu niepewności w branży motoryzacyjnej. „Wielka Trójka” nadal stoi przed poważnym wyzwaniem, a producenci spoza Ameryki Północnej mogą znaleźć się w jeszcze trudniejszej sytuacji. Kluczowe będą dalsze decyzje administracji Trumpa i reakcja rynku na możliwe zmiany w polityce celnej. W międzyczasie, producenci samochodów mogą być zmuszeni do podjęcia kosztownych działań w celu zabezpieczenia swojej przyszłości w USA.
Szymon Ślubowski