Ideologia w grach już nie jest mile widziana
Osoby, chcące zrelaksować się podczas grania w ulubioną grę, coraz częściej zauważają, że dyskurs polityczny, który wcześniej nie dotykał ich hobby, teraz powoli wdziera się do przestrzeni gier. Gdy coraz więcej produkcji chce stanąć po jednej ze stron ideologicznej bitwy, konsumenci mówią takim procesom zdecydowane „nie”.
Seria Assassin’s Creed to klasyk gier wideo. Seria, rozpoczęta w 2007 roku, opowiada o losach tajemniczego zakonu skrytobójców, którzy na przestrzeni wielu wieków walczą z potęgą zakonu Templariuszy, chcących przejąć kontrolę nad światem. Gry o Assassinach szybko podbiły serca fanów na całym świecie. Ich zaletą była zwłaszcza różnorodność. Żadna seria nie pozwała graczom na bieganie po dachach renesansowej Florencji czy Rzymu, pływanie pirackim statkiem po Karaibach, czy dołączanie do amerykańskiej wojny o niepodległość. Plejada postaci i scenerii umożliwiała to, co dopiero teraz, w czasach progresywnej inkluzywności, ma być standardem.
Gracze od bardzo dawna marzyli jednak o tym, żeby Assassin’s Creed zabrała ich do średniowiecznej Japonii, kraju wojowników ninja i samurajów. Przy każdej następnej premierze kolejnej odsłony popularnej serii podnosiły się głosy, pytające, kiedy wreszcie będzie możliwie wcielenie się w rolę japońskiego skrytobójcy. Gdy więc, po wielu, wielu latach, producent gier, Ubisoft, ogłosił, że w listopadzie 2024 roku Assassin’s Creed Shadows zabierze graczów do starożytnej Japonii, wszyscy spodziewali się hitu.
Tak się jednak nie stało. Zamiast tego gracze oglądali zwiastun gry, gdzie będą mogli się wcielić w dwie postacie, z których żadna nie przystawała do realiów historycznych, niegdyś raczej przestrzeganych przez serie Ubisoft. Kontrowersje wzbudził czarnoskóry samuraj, który w zwiastunie pokonywał zastępy wrogów, górując nad niższymi Japończykami.
Internauci słusznie podkreślali, że jeżeli celem gier o skrytobójcach jest właśnie skrytość, to jedyny w historii Japonii samuraj z Afryki miałyby problem z wtapianiem się w tłum. Wiele osób zaznaczało też, że seria Assassin’s Creed jeszcze nigdy nie działa się w Japonii i dlatego dziwić może fakt, że gracze nie mogą wcielić się w rolę „zwyczajnego” Japończyka. Druga z postaci, kobieta-ninja, również wywołała głosy krytyki, głównie z powodu kwestii, że średniowieczna Japonia była silnie patriarchalnym miejscem. Płeć piękna nie mogła tam liczyć na większą swobodę, a obecność takiej postaci w grze uważana jest za próbę „unowocześnienia” przeszłości.
Co więcej, kontrowersje wokół Assassin’s Creed to nie pojedyncza sytuacja, a jeden z wielu przykładów zmieniającej się branży gier. Podczas gdy gracze dalej chcą traktować gry jako rozrywkę i odskocznie od codzienności (w tym także codziennej polityki), producenci coraz częściej starają się otrzymywać poklask od internetowych aktywistów. Sami niezainteresowani graniem, progresywni użytkownicy mediów społecznościowych coraz częściej domagają się by produkcje, także te dziejące się w odległych nam czasach, dostosowywały się do współczesnych norm moralnych.
Najbardziej skrajnym przykładem presji wywieranej na deweloperach jest czeska gra Kingdom Come Deliverance. Jej fabuła rozgrywa się w średniowieczu, które przedstawione jest z ogromną dozą realizmu. Twórcy gry bardzo szybko spotkali się jednak z krytyką pewnych środowisk, według których grze brakuje czarnoskórych postaci.
Gracze stanęli jednak w obronie twórców średniowiecznej gry a jej twórcy nie ugięli pod ogniem krytyki. To zjawisko, które cały czas wydaje się umykać internetowymi aktywistom. Gry wideo miały być bowiem odskocznią od codzienności a fani dalej nie chcą, by wszechobecna polityka była także na ekranach ich komputerów. Producenci, którzy nie rozumieją tego nastawienia, skazani są na porażkę, gdyż gracze, wyczuleni na ideologie gier, potrafią bojkotować jawnie upolitycznione produkcje. Przyszłość pokaże, czy korporacje zrozumieją swoje błędy i zaczną znowu priorytetyzować graczy, a nie aktywistów.
Maciej Bzura