Paryż
Fot. Bernat Armangue / Reuters / Forum

Igrzyska olimpijskie – dwuznaczny „moment gaullistowski”

Przez trzy i pół godziny ceremonii otwarcia igrzysk świętujący Paryż będzie centrum świata. W ten piątek bipolarni Galowie, znani z celebrowania swojego geniuszu i teatralizowania swoich waśni, będą mogli wyrazić dumę z bycia Francuzami.

Wszyscy zdają sobie sprawę, że to zatrzymanie w czasie nie wywoła jakiegoś nowego entuzjazmu w narodzie żyjącym z duszą na ramieniu w obawie przed deklasacją. Co najwyżej wyczekuje się radosnego nawiasu, oddechu, odpoczynku. Emmanuel Macron, nieprzemakalny na wszechobecne przygnębienie, ma nadzieję, że będzie to „chwila narodowej jedności i komunii”. Jego otoczenie podbija bębenka, mówiąc o „momencie gaullistowskim”.

To prawda, generał de Gaulle nie przestawał działać tak, jakby rzeczywistość była odmienna. Słynne jest jego „Całe życie robiłem tak, jak gdyby…”. Jak gdyby Francja wygrała wojnę. Jak gdyby była jedna i niepodzielna. Jak gdyby była supermocarstwem. To naginanie rzeczywistości pozwoliło mu podnieść kraj – wysiłkiem obywateli – do rangi, o którą nigdy nie powinien się ubiegać. Rangi, której żadnemu z następców założyciela V Republiki nie udało się nigdy utrzymać. Niegdyś zaprzeczanie rzeczywistości służyło realizacji ambicji, dziś kryje się za nim brak woli działania wobec ludu zmęczonego dyskursem o wielkości.

Ogłaszając „olimpijski i polityczny pokój boży”, prezydent sam przyznaje, że przerwa w naszych bratobójczych waśniach będzie tylko tymczasowa. Że gdy tylko rozproszą się wraz z ostatnimi fajerwerkami resztki złudzenia sławy, trzeba będzie wrócić do normalnego życia – do życia koalicji, o której wciąż ani widu, ani słychu, do populistów u progu przejęcia władzy, do pokusy demagogii, powiększającej się przepaści między ludem a elitami… W połowie sierpnia trudno będzie udawać, że pauza sportowa wystarczyła, aby oddalić majaczący na horyzoncie kryzys polityczny. Ale na razie może nie warto obrażać się na spektakl, który ma być, jak się nam obiecuje, niezapomniany.

Tekst ukazał się pierwotnie w dzienniku „L’Opinion”, w Polsce we „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Rémi GODEAU

Rémi GODEAU

Redaktor naczelny dziennika L'Opinion. Wcześniej dziennikarz Le Figaro - szef Le Figaro Économie a następnie korespondent w Londynie. Kierował też dziennikiem L'Est Républicain. Autor m.in."La France en faillite: la vérité sur l'explosion de la dette publique"

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się