Jeden na milion

„Jeden na milion” – dobry film ze słabym trailerem

Film „Jeden na milion” to kolejna wzruszająca opowieść o problemach zwykłej rodziny, która ma szansę wzbudzić refleksję o priorytetach, jakie stawiamy sobie w życiu. Trochę szkoda, że w polskiej wersji zepsuł ją słaby dubbing a do wizyty w kinie zniechęca spłycający przesłanie trailer. 

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że raz na kilka miesięcy wchodzi do naszych kin tzw. film familijny z przesłaniem, najczęściej od razu umieszczany przez krytyków w szufladce z filmowymi gniotami, pozbawionymi całkowicie wartości artystycznej. Trzeba przyznać uczciwie, że naprawdę mało któremu twórcy filmowemu udaje się zrobić dzieło o szeroko pojętych wartościach, które o kicz nie będzie się ocierało. Teza jest tu zwykle banalnie prosta, bohaterowie przejrzyści, dialogi jak z rodem z książki aforyzmów albo powieści Paulo Coelho, tylko faktycznie poruszane problemy są na ogół poważne, ważne społecznie i wzbudzające myślenie. Trzeba być chyba prawdziwym artystą w rodzaju Krzysztofa Kieślowskiego, by tego typu film się udał i stał na wysokim poziomie. 

Jednak masowy widz najczęściej nie ma tak wysokich artystycznych oczekiwań i na filmy familijne z przesłaniem raczej chodzi, choć zdecydowanie mniej licznie niż na horrory, sensację czy komedie romantyczne. 

Gdy zobaczyłam marketingowy opis najnowszej amerykańskiej produkcji od specjalisty od takich filmów czyli Jona Gunna („Czy naptrawdę wierzysz”, „Sprawa Chrystusa”) – od razu pomyślałam, że to będzie kolejny film w rodzaju „Cudownego chłopaka”. W centrum tu także postawiony jest niepełnosprawny chłopiec, który wspólnie z rodziną stara się radzić sobie z wykluczeniem społecznym, tak często towarzyszącym niepełnosprawności. 

„Jeden na milion” – nie skreślaj filmu po trailerze

Podobnie można ocenić „Jednego na milion” (The unbreakable) także po trailerze, który w centrum historii stawia właśnie swojego bohatera Austina, chłopca cierpiącego na wrodzoną łamliwość kości i dodatkowo pozostającego w spektrum autyzmu. 

W tym przypadku zarówno opis jak i trailer zdecydowanie szkodzą zachęcaniu widzów do dania szansy tej produkcji i obejrzenia jej w kinie. Według nich wszystko bowiem wskazuje na to, że będzie to kolejny „Cudowny chłopak”. A na szczęście wcale tak nie jest!

Wbrew trailerowi i opisowi „Jeden na milion” naprawdę dobrze opowiada o problemach zwykłej rodziny stojącej przed wyzwaniem związanym z wychowywaniem niepełnosprawnego syna. Najciekawsze i najwartościowsze jest w nim moim zdaniem pokazanie dynamiki relacji między rodzicami Austina, nie zaś sama postać tego chłopca. Jeśli wiernie oddaje on osobowość Austina (tak, to prawdziwy człowiek i prawdziwa historia) to jest on tym rzadkim przypadkiem osoby w spektrum autyzmu, która jest wiecznie uśmiechnięta, zadowolona z życia i pomimo swej dziwaczności akceptowana przez rówieśników. Tak się prawie nie zdarza, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę ogromne różnice, jakie występują między poszczególnymi osobami w spektrum. To zdecydowanie do filmu może zrazić zarówno autystów szukających zrozumienia dla siebie w filmie, jak i ich rodziny czy przyjaciół. 

W odróżnieniu od filmowej kreacji głównego bohatera, jego rodzice są tu pokazani jak ludzie z krwi i kości. Bardzo trafnie odwzorowano mechanizm kryzysu małżeńskiego i sposoby wychodzenia z niego. Dla tej warstwy zdecydowanie warto dać tej produkcji szansę i wybrać się na nią z dziećmi, np. by potem porozmawiać z nimi o rodzinach w kryzysie czy rozstaniach rodziców. 

Niestety w polskiej wersji językowej film traci bardzo dużo przez nieunikniony w przypadkach filmów familijnych dubbing: wszak będą go oglądać również nieczytające jeszcze dzieci. 

Gdy weźmiemy pod uwagę charakterystyczną dla dorosłych Polaków zbiorową niechęć do dubbingowania filmów fabularnych – tu ona może niestety odegrać rolę szczególnie odpychającą. 

Pozostaje dla mnie zagadką dlaczego pomimo faktu, że mamy naprawdę znakomitych aktorów dubbingowych – co widać pięknie w produkcjach animowanych – nie potrafimy zrobić dorosłego dubbingu na poziomie. Głosy wybijają się za mocno, niemal nie słychać żadnego tła, wszystko brzmi infantylnie i bardzo sztucznie. W „Jednym na milion” to powszechne zjawisko aż bije po uszach. 

Jeśli jednak znajdą Państwo gdzieś jego pokaz z napisami albo poczekają, aż do streamingu trafi wersja z polskim lektorem (oby!) to naprawdę warto ten film zobaczyć. 

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się