Józef Piłsudski. Nieobecny
Każde kolejne obchody Dnia Niepodległości 11 listopada utwierdzają mnie w przekonaniu, że dzisiaj w III Rzeczpospolitej Józef Piłsudski jest wielkim nieobecnym. Istnieją też po temu powody, dla których współcześni Polacy nie mają wcale ochoty zmierzyć się z prawdziwym fenomenem Naczelnika.
W każdym mieście w Polsce jest jakaś ulica lub plac jego imienia. W samej tylko Warszawie przypominają o nim dwa spiżowe pomniki, choć przyznaję, największe wrażenie robią te monumentalne, przedstawiające Naczelnika na Kasztance jak w Katowicach, Nysie, Kielcach czy w Rzeszowie. Jest wciąż jednym z najważniejszych bohaterów historii w szkolnych podręcznikach. Ma swoje nowe muzeum w Sulejówku. Jego Cadillac wystawiony w gablocie przy Belwederze każdej niedzieli podziwiają tłumy spacerowiczów w warszawskich Łazienkach. Trudno też zliczyć, ilu szkołom czy budynkom użyteczności publicznej patronuje w całym kraju. Można więc powiedzieć, że blisko dziewięćdziesiąt lat po swojej śmierci Józef Piłsudski jest wciąż obecny we współczesnej Polsce.
A jednak każde kolejne obchody Dnia Niepodległości 11 listopada utwierdzają mnie w przekonaniu, że dzisiaj w III Rzeczpospolitej Józef Piłsudski jest wielkim nieobecnym. Istnieją też po temu powody, dla których współcześni Polacy nie mają wcale ochoty zmierzyć się z prawdziwym fenomenem Naczelnika.
Główne masowe wydarzenie święta 11 listopada, Marsz Niepodległości, zostało całkowicie zdominowane przez środowiska bardzo odległe od tradycji politycznej i głównych idei Piłsudskiego. Ale też ani we współczesnej polskiej kulturze ani w nauce nie znajdziemy zbyt wielu przykładów poważnych prób żywej i głębszej refleksji nad dziedzictwem Marszałka z punktu widzenia współczesnej Polski. Wygląda to tak, jakby Polakom wystarczał Piłsudski niemy, odlany ze spiżu i ustawiony na głównych placach ich miast, a nie jako jedna z kluczowych postaci ich historii w XX wieku, która ma im wciąż coś ważnego do powiedzenia.
Jest oczywiście kilka dobrych historycznych książek, tych już klasycznych, jak Cata-Mackiewicza czy Andrzeja Garlickiego, czy kilka całkiem nowych, które pomagają odszyfrować fenomen Piłsudskiego, i do nich można zawsze sięgnąć. Ale w ostatnich latach chyba jedynym, który podjął się jakiegoś całościowego zrozumienia, o co w ogóle Piłsudskiemu z tą Polską chodziło i co z tego wynika dla nas dzisiaj, był Bohdan Urbankowski ze swą książką Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg. O ostatnich próbach filmowych „ożywienia” postaci Piłsudskiego lepiej jak najszybciej zapomnieć, bo są one zawstydzającym przykładem intelektualnej żenady i ignorancji we współczesnej polskiej kulturze popularnej. W tym obszarze panuje praktycznie pustka, z jedynym chyba chlubnym wyjątkiem, który zawdzięczamy Wojciechowi Tomczykowi i jego sztuce Marszałek wystawionej w Teatrze Telewizji przez Krzysztofa Langa.
Tę frapującą nieobecność Piłsudskiego we współczesnej polskiej refleksji politycznej i kulturze doskonale ilustruje pewna rozmowa z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, której sam byłem kiedyś świadkiem. Na zadane wprost pytanie, dlaczego nigdy w żadnej ze swych książek o Polsce Rymkiewicz nie podjął się wielkiego tematu Piłsudskiego, choć przecież ciągle w nich wraca do takich kwestii, jak problem siły, przemocy, walki, samostanowienia i dramatu nowoczesnej kultury i historii Polaków – poeta z Milanówka udzielił całkowicie wymijającej odpowiedzi, i widać było, że pytanie jest mu bardzo nie w smak. Co więc jest takiego w Piłsudskim, że nie chcemy go więcej słuchać, ani nawet rozważyć tego, co ma nam o nas do powiedzenia? Dlaczego wolimy go w roli monumentalnego nieobecnego niemowy?
Możliwe, że chodzi o to, że dla wielu wychowanych w specyficznej, liberalnej kulturze III Rzeczpospolitej Piłsudski, związany z takimi wydarzeniami, jak zamach majowy, proces Brzeski czy tajemnicze zniknięcie generała Zagórskiego, jest po prostu zbyt kłopotliwy i obciążony zarzutami o dyktatorskie i autorytarne skłonności. Ale czy jest to faktyczny powód, dla którego dzisiaj w Polsce Piłsudski stał się wielkim nieobecnym?
Jest w tym fakcie zamilczenia go jakiś wyjątkowy paradoks, gdyż rzadko w historii zdarzał nam się tak wpływowy i takiego formatu polityk, który jednocześnie potrafił w tak brawurowym stylu i tak przenikliwie pisać o polskiej tożsamości i historii. Piłsudski pozostawił po sobie pokaźną spuściznę tekstów i przemówień stanowiących nieocenione źródło refleksji nad polską kulturą i polityką XIX i XX wieku. Wystarczy wspomnieć dwa przykłady: tekst jego mowy na Wawelu z okazji sprowadzenia prochów Juliusza Słowackiego do Polski i słynne przemówienie pożegnalne wygłoszone w 1923 w hotelu Bristol w Warszawie w Sali Malinowej. Ten drugi tekst szczególnie należy traktować jako kluczowy wyraz poglądów Marszałka na stosunek Polaków do polityki i do własnego państwa. A nie były to poglądy pochlebne.
Choć może nie do końca aż tak niepochlebne, bo jednak Piłsudski uznaje, że powstanie II Rzeczpospolitej stało się możliwe głównie dzięki temu, że Polacy okazali się zdolni do tego, by się w wyjątkowym historycznym momencie zjednoczyć. I to zjednoczenie się pozwoliło na ustanowienie nowej władzy, z Piłsudskim na czele, która zdolna była obronić i utrwalić nowe państwo. W kluczowym momencie Polacy potrafili więc zrozumieć, na czym polega prawdziwa siła w polityce, i umieli ją wykorzystać dla swej wspólnej korzyści. Według Piłsudskiego był to wynik moralnej dojrzałości i przekroczenia własnych słabości, który nie trwał jednak długo. Zasadniczym problemem Polaków w ich stosunku do polityki i państwa jest bowiem ich niezdolność do utrzymania własnej mocy. Są słabi, miękcy, skłóceni, a przede wszystkim – i to chyba zarzut najcięższy – skorumpowani przez dekady kulturalnej, politycznej i gospodarczej deprawacji, jakiej poddani zostali w czasach zaborów. To ta wewnętrzna słabość i korupcja sprawiają, że Polacy, nawet jeśli są zdolni do chwilowego zjednoczenia się, zasadniczo nie potrafią dla własnej korzyści posługiwać się w polityce i państwie siłą. Są miałcy i miękcy na zewnątrz, a bezwzględni i okrutni wobec samych siebie.
Jakie praktyczne wnioski z tej wiedzy wyciągnął sam Piłsudski, przede wszystkim w maju 1926 roku, wiadomo. Możemy je wciąż krytykować lub próbować tłumaczyć. Nie w tym rzecz. Istotna jest bowiem sama diagnoza, w swym głównym przekazie bardzo nieprzychylna i niepokojąca. Dlatego też tak niechętnie, również dzisiaj, przyjmowana do wiadomości.
Piłsudski jest tym, któremu zawdzięczamy powstanie II Rzeczpospolitej. Jednak jego stosunek do siły i przemocy w polityce był wyjątkowo niepolski i nowoczesny jednocześnie. To zawsze sprawiało, że w powszechnym odbiorze był nieodzowny i oczywisty, a jednak z drugiej strony obcy. I tak zostało. Dlatego dziś po raz kolejny świętujemy nasz Dzień Niepodległości z Piłsudskim jako naszym wielkim nieobecnym.
Tekst pierwotnie ukazał się we „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Przedruk za zgodą redakcji.
Prof. Marek CICHOCKI
Filozof, germanista, politolog, zajmuje się historią stosunków międzynarodowych, polityką zagraniczną i europejską, stosunkami polsko-niemieckimi. Współtwórca „Teologii Politycznej”, wykładowca Collegium Civitas. Były doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego.