Iga Świątek – królowa jest jedna
Podczas tegorocznego French Open w Paryżu zawitała kareta, do której po raz czwarty wsiadła królowa kortów ziemnych – Iga Świątek. Zasiadła na paryskim tronie i czuje się na nim wybornie.
Czy porównanie Igi do królowej kortów jest słuszne? Zdecydowanie tak. Zaznaczyć jednak trzeba, że polska królowa twardo stąpa po ziemi i nie daje do zrozumienia, że jest ponad to wszystko co się dzieje wokół niej. Polka w wywiadach i przemówieniach pomeczowych pokazuje szacunek dla przeciwniczek. Na korcie jednak jest dla nich bezlitosna – jeśli „gra swoje” to żadna zawodniczka nie może się z nią równać.
Jak było w tym roku? W wielkim stylu na korty wróciła Naomi Ōsaka – czterokrotna mistrzyni wielkiego szlema, numer jeden w światowym tenisie w roku 2019. Mecz Igi Świątek z Naomi Ōsaką był przełomowym spotkaniem dwóch mistrzyń Wielkiego Szlema w tegorocznej edycji Roland Garros. Nie bez powodu okrzyknięty został przedwczesnym finałem. Podczas tego spotkania tenisistka z Kraju Kwitnącej Wiśni zdobyła od Igi więcej gemów (17/15) i punktów (114/109), zaserwowała 8 asów przy żadnym ze strony Raszynianki, a mimo to przegrała. Gdy patrzyłem na twarz Japonki przed serwisem, który mógł dać jej zwycięstwo, widać było nadzieję, że za moment wszystko skończy się po jej myśli. Stało się jednak inaczej. W pomeczowej konferencji Naomi Ōsaka powiedziała, że to był jej najlepszy mecz na nawierzchni ceglanej – nawet w czasach, gdy zasiadała na tronie w kobiecym tenisie nie przeszła nigdy do finału tej paryskiej imprezy. Obrona piłki meczowej z Japonką, podobnie jak obrona piłek meczowych z Aryną Sabalenką w Madrycie, miały jednak swój szczęśliwy finał dla Igi.
Jeśli prześledzimy wypowiedzi czołowych tenisistek rywalizujących na „cegle” (podobne zdanie do Naomi w tym roku wypowiedziała po meczu w Rzymie Cori Gauff) to często słyszymy, że zagrały swój najlepszy mecz życia na tej nawierzchni – jednak na Igę to wciąż za mało.
Po paryskim finale Iga Świątek nawiązywała do meczu drugiej rundy z Japonką. Mecz ten widać siedział jej w głowie, a jego analiza oraz wyciągnięcie wniosków pokazały, że po tak szalenie emocjonującej rywalizacji, w której było wszystko, czego kibice tenisa mogą sobie życzyć – będzie już tylko łatwiej – i było.
Kolejne rywalki odprawiane „z kwitkiem” po krótkich meczach. Zeszłoroczna mistrzyni Wimbledonu 2023 Marketa Vondrousova, bezradna i nie potrafiąca choć na chwilę nawiązać równorzędnej konfrontacji z naszą mistrzynią, przegrała z Polką 0:6, 2:6. Przed meczem z Igą Świątek powiedziała: „Kiedy ona jest w gazie, niewiele możesz zrobić. W jej grze nie ma żadnych słabych stron, które można by było zaatakować”. Rzeczywiście – rywalizując na kortach ziemnych Iga Świątek zyskuje sile i szybkości, lepiej porusza się na korcie, sprawniej wykonuje drobne kroczki i ślizgi niczym Rafael Nadal. Komentatorzy zastanawiają się, czy Iga pobije rekord Rafy 14 zwycięstw w Roland Garros? Samo to porównanie jest wielkim wyróżnieniem, a ponadto ma szansę się spełnić. Paryż jest zakochany w Nadalu i myślę, że będzie zakochany również w Idze.
Zawodniczka, która w meczu z Igą Świątek na mączce ma tylko plan A, nie zdoła jej pokonać. Zestawmy tegoroczne zmagania w Roland Garros w wykonaniu Igi. Najpierw 17 gemów przegranych z Osaką, a od tego meczu ponownie 17 przegranych gemów, ale w pięciu pojedynkach. To robi wrażenie i działa na wyobraźnię. Anastasija Potapowa przegrała w czwartej rundzie z Igą 0:6, 0:6.
W finałowym starciu z przesympatyczną Włoszką Jasmine Paolini wyrównana rywalizacja toczyła się w trzech gemach pierwszego seta. Obie zawodniczki grały na dużej intensywności i wymieniały ze sobą dużo uderzeń. W tej fazie Włoszka dotrzymywała tempa Idze. Raszynianka nie przejęła się nawet, gdy straciła swoje podanie i na tablicy wyników pojawił się rezultat 1:2 na korzyść Włoszki. Nadzieje Jasmine szybko zaczęły jednak gasnąć. W kolejnym gemie Raszynianka przełamała podanie przeciwniczki, wykorzystując już pierwszą z trzech szans na przełamanie. Kolejne gemy również poszły po myśli Polki. W sumie Paolini straciła 10 gemów z rzędu! Przy stanie 5:0 dla Polki i 30:30 Iga minimalnie nie trafiła w kort – pierwsza piłka meczowa była blisko. Po kolejnej wymianie Włoszka zdobyła w końcu gema i zakończyła tym samym tragiczną dla siebie passę przegranych gemów z rzędu. Kibice zasiadający na trybunach nazwanych nazwiskami Czterech Muszkieterów mieli nadzieję na dłuższy mecz. W kolejnym gemie Iga Świątek zamknęła jednak zdecydowanie wynik meczu i zwyciężyła zdecydowanie 6:2, 6:1.
Dołączyła tym samym do tych sław tenisa, które kilkukrotnie podnosiły Puchar Suzanne Lenglen: Chris Evert, Steffi Graf i Justine Henin. Do tej ostatniej zawodniczki z Belgi (117 tygodni nr 1) Iga traci już niewiele, a przewaga jaką sobie wypracowała w rankingu WTA – ponad 3700 pkt –daje nadzieję, że 8 miejsce w zestawieniu wszechczasów kobiecego tenisa niedługo padnie łupem naszej rodaczki.
W pomeczowym wywiadzie Iga Świątek powiedziała:„Czuję że wykonałam super pracę, żeby tu się znaleźć i żeby wygrać cały ten turniej. Jestem z siebie ogromnie dumna, z tego, że przede wszystkim przetrwałam tę drugą rundę i rozpędziłam się tak, że z meczu na mecz czułam się lepiej i lepiej”. W kolejnych słowach na zakończenie powiedziała – „bardzo dziękuję za wsparcie i za to, że jesteście ze mną, mam nadzieję, że i gdy są wzloty ale też, gdy będą upadki – bo takie jest życie”.
Cieszymy się z sukcesów Igi Świątek i bądźmy dumni, że żyjemy w czasach królowej Paryża. Zawodniczki, która mimo, że w wieku 23 osiągnęła ogromny sukces, ma jeszcze wiele do udowodnienia samej sobie, czego przejawem może być odniesienie w przyszłości sukcesu na kortach trawiastych czy poprawa gry przy siatce.
Postawa i profesjonalizm Polki dają nadzieję, że kolejne turnieje dostarczą nam mnóstwo pozytywnych wrażeń. Pamiętajmy też, że w sporcie są zarówno wzloty, jak i upadki. Wspierajmy Igę i bądźmy z nią na dobre i na złe – „bo takie jest życie” (cyt. Igi).
Jarosław Ślubowski