Matki pingwinów kadr

„Matki pingwinów” – to dobrze, że powstał taki film

Zrobiony z lekkością serial „Matki pingwinów” o rodzicach niepełnosprawnych dzieci udowadnia, że można ten ważny temat wpuścić do mainstreamu nie zrażając złaknionych rozrywki widzów poważnym tematem. 

Serialu „Matki pingwinów” nie trzeba chyba przesadnie reklamować, wszak Netflix już robi to skutecznie na różnych platformach społecznościowych. Do tego dochodzi to, co serial osiągnął sam z siebie: zajmuje nie tylko wysokie drugie miejsce w Polsce wśród najchętniej oglądanych seriali, ale też znalazł się na liście najlepszych produkcji zagranicznych 2024 r. według „The New York Timesa”. 

Skąd taka popularność, skoro temat trudny? Dlaczego zamiast śledzić serial o kolejnym wyróżniającym się lekarzu albo tajemniczym morderstwie ludzie dla rozrywki sięgają po temat niepełnosprawności czyli coś, co dotychczas było dla nich mało „sexy”?

Matki pingwinów – realia niepełnosprawności

Nie oszukujmy się: o matkach dzieci niepełnosprawnych dotychczas słyszeliśmy albo w kontekście domagania się przez nich wsparcia finansowego państwa, albo w kontekście walki o swobodny dostęp do aborcji, albo przy historiach dzieci, na których leczenie lub rehabilitację nieustannie trwają w internecie społeczne zbiórki. 

W społecznym stereotypie matka dziecka z niepełnosprawnością jest smutną, zaniedbaną pod względem urody kobietą, skazaną na nieszczęśliwe życie. Jest w zasadzie synonimem nieszczęścia, którego nie życzylibyśmy nikomu. Niepełnosprawne dziecko natomiast to jakiś „podoopieczny”, ktoś nad kim się użalamy, któremu czasem chcemy pomóc i komu losu nie zazdrościmy. 

Tymczasem „Matki pingwinów” trochę ten stereotyp burzą, a na pewno zaś umiejętnie pogłębiają społeczną świadomość tego, z czym mierzą się rodziny osób niepełnosprawnych. Nie tylko dzieci. 

Główna bohaterka – Kama – jest zawodową bokserką, trenującą walki MMA. Wysportowaną, pewną siebie mamą nieco wycofanego chłopca w wieku wczesnoszkolnym. Samotną mamą, pozostającą jednak z ojcem chłopca, mającym już nową rodzinę – w zupełnie dobrych relacjach. 

Do „środowiska” matek dzieci z niepełnosprawnością zostaje wrzucona wbrew swojej woli, bowiem po incydencie, w którym jej synek pobił w szkole koleżankę, poradnia pedagogiczna robi mu badania i diagnozuje spektrum autyzmu (kilka lat temu powiedzielibyśmy raczej „zespół Aspergera”). Synek z publicznej szkoły jest usunięty i skierowany przez poradnię do niepublicznej szkoły „Cudowna przystań” która ideę edukacji integracyjnej wzniosła do maksimum. 

Kama nie wierzy w prawdziwość diagnozy, nie chce by jej zupełnie „normalny” syn uczył się wspólnie z dziećmi z zespołem Downa, zanikiem mięśni czy innymi nieznanymi niepełnosprawnościami. Uważa, że Jaś jest po prostu indywidualistą, wyróżniającym się inteligencją od innych dzieci (czytać nauczył się w wieku 4 lat a jego największa pasja to zaplatanie długich włosów), mającym problemy co najwyżej z niezdarnością czy utrzymaniem równowagi (częsty objaw w spektrum autyzmu). 

Postać Kamy wręcz modelowo pokazuje przeróżne postawy, jakie różni rodzice mają wobec autyzmu: zaprzeczanie, wyparcie diagnozy, duma z wybitnych uzdolnień w niektórych dziedzinach ich dziecka, lęk przed wyjątkowym traktowaniem albo co gorsza łatką niepełnosprawności. 

To jednocześnie powoduje, że dzieci rodziców nie wierzących w ich autyzm cierpią dodatkowo przez niezrozumienie ich potrzeb, nieakceptowanie ich odmienności, stawianie zbyt wysokich wymagań, oczekiwania, by dopasowały się zachowaniem do społecznej normy. Realia pokazane w serialu naprawdę tak wyglądają, a na pewno w Polsce, gdzie ciągle wielu uważa, iż mamy swoistą „modę na autyzm”. 

„Matki pingwinów” idą jednak w swym realizmie jeszcze dalej. Gdy przez pryzmat historii Kamy i jej synka poznajemy inne mamy niepełnosprawnych dzieci widzimy inne „typy” macierzyństwa stykającego się z niepełnosprawnością dzieci. Jest i matka influencerka, pokazująca świat swojej córki z zespołem Downa ludziom na Instagramie; jest matka dziecka z dużą niepełnosprawnością ruchową, oddana mu całkowicie i niemająca poza dzieckiem innego życia; jest również samotny ojciec, którego zaburzenie córki przerasta, ale niepoddający się w nierównej walce z żywiołem nierozpoznanej wady; jest wreszcie matka dziecka pełnosprawnego, która uważa, że przez obecność niepełnosprawnych kolegów jej dziecko traci uwagę nauczycieli i się uwstecznia.

Wszystko to zaś mądrze i dojrzale pokazane w znakomitych kreacjach aktorskich w wykonaniu Maszy Wągrockiej, Magdaleny Różczki, Tomasza Tyndyka, Barbary Wypych, czy Dominiki Kluźniak. Na uwagę zasługuje też trzecioplanowa rola Krystyny Jandy wcielającej się w toksyczną i do bólu złą babcię niepełnosprawnej Heli. 

Najmocniej ujmują jednak role grane przez prawdziwe niepełnosprawne dzieci. Moje serce – i pewnie nie tylko moje – skradł pełen poczucia humoru Michał, grany przez cierpiącego na dystrofię mięśniową Maksymiliana Młodawskiego. Naturszczyk, a poradził sobie w aktorskiej pracy znakomicie!

Magdalena Różczka i Maksymilian Młodawski, kadr z filmu „Matki pingwinów” (FOT. YouTube/Netflix)

W tym serialu naprawdę wszystko się zgadza – i piszę to jako mama dziecka w spektrum autyzmu, która przechodziła podobne stadia psychiczne, jakie widzimy u Kamy. No, może nieco mniej czasu zajęło mi zaakceptowanie diagnozy przez to, że swój lęk oswoiłam pogłębioną literaturą przedmiotu. 

Szczególnie zaś ujmuje występujący nieco w tle wątek wstydu z powodu niedoskonałości własnego dziecka. W świecie świadomej lub nie rywalizacji między rodzicami na talenty ich własnych dzieci, parcia na ich karierę i rozwój od najmłodszych lat dzieci niepełnosprawne jawią się przecież jako porażka, ktoś, kim nie można się pochwalić w mediach społecznościowych, kto nie wygra nigdy konkursu, nie zdobędzie czerwonego paska i z pewnością skończy jako podopieczny jakiegoś ośrodka. Jak to dobrze, że ktoś to w popularnej produkcji filmowej wreszcie zauważył i umiejętnie rozłożył na czynniki pierwsze ten problem!

Kolejny serial o autyzmie?

„Matki pingwinów” nie są na szczęście pierwszym serialem, który pokazuje rzeczywistość życia w spektrum autyzmu i innych niepełnosprawności, ale są chyba pierwszą popularno-rozrywkową propozycją z Polski, która o tym traktuje. Na Netflixie są już i „The Good Doctor” o chirurgu w spektrum autyzmu, jest serial „Atypowy” (oba bardzo polecam) – ale podobne seriale z Polski, jeśli nawet powstały, nie cieszyły się ani taką popularnością ani takim zasięgiem jak tamte filmy amerykańskie. 

Cieszę się, że serial przez swoją lekkość i jakość wrzucił do polskiej kultury masowej temat zarówno spektrum autyzmu jak i innych niepełnosprawności. Rodzice niepełnosprawnych dzieci, jak i sami niepełnosprawni, od dawna na to zasługiwali! Daje to, przynajmniej mnie, nadzieję, że powiększy się świadomość społeczna dotycząca rzeczywistości, w której funkcjonują. 

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się