Nie tylko Ferdydurke

Nie tylko Ferdydurke. Trzy niedocenione utwory Witolda Gombrowicza 

Obchodzący w tym roku 120. rocznicę urodzin Witold Gombrowicz to nie tylko słynna, awangardowa powieść „Ferdydurke”. Przedstawiamy zestawienie 3 pozycji z jego dorobku, po które również warto sięgnąć. 

Polska literatura obchodziła 24 lipca jedną z swoich najważniejszych rocznic. To wtedy we Francji, nie wróciwszy nigdy do ojczyzny zmarł wybitny pisarz, kąśliwy komentator i ekscentryk Witold Gombrowicz. 

Doceniony pod koniec swojego życia oraz po śmierci, ten autor zachwyca kolejne pokolenia czytelników literackim kunsztem swojej najwybitniejszej powieści – słynnego Ferdydurke. Jego twórczość oferuje jednak znacznie więcej niż powszechnie znana szkolna lektura, traktująca o losach Józia Kowalskiego. Przedstawiamy zestawienie 3 pozycji z dorobku Witolda Gombrowicza, po które również warto sięgnąć. 

Dzienniki zamiast Ferdydurke

To zestawienie warto być może rozpocząć od Dzienników, kilku pokaźnych tomów wewnętrznych obserwacji, autokomenatrzy oraz dialogów z ideologiami i nurtami w sztuce i kulturze. To właśnie tutaj czytelnik może wejść w najbliższy kontakt z Gombrowiczem, który nie chowa się pod maską narratora utworu.

„Dziennik ten to pisanina dość bezładna, z miesiąca na miesiąc — zapewne nieraz się powtarzam, nieraz sobie zaprzeczam. Uładzić to? Oczyścić? Wolę aby nie było zanadto wylizane”. 

W ten sposób autor opisywał tom przemyśleń obejmujący lata 1953-1956. I faktycznie, wiele można by powiedzieć o tym dziele, ale na pewno nie to, że jest uporządkowane. Dla wielu czytelników, chcących obcować z czymś szczerymi, niefiltrowanymi myślami wybitnego autora, taka struktura tekstu może być ogromną zaletą. Może i nie ma tutaj fabuły, ale jest Gombrowicz. Żartobliwy, uważny, zawsze gotowy skomentować absurdy świata w którym przyszło mu żyć.

Kto inny mógłby opisać prace polskiej emigracji jako szpital, gdzie rekonwalescentom daje się tylko lekkostrawne zupki, albo przyznawał, że Wyspiański jest jednym z największych wstydów naszych? Tylko Gombrowicz. Zresztą, jego Dzienniki nie są jedynie komentarzem do wydarzeń z Polski. Autor snuje w nich także przemyślenia na temat życia artystycznego Francji, przytaczając wiele anegdot i komentarzy, czasem kąśliwych, czasem żartobliwych, ale zawsze świadczących o wyjątkowym oku do detali. Dla uważnego czytelnika każdy kolejny tom Dzienników będzie wyjątkową konwersacją z autorem Ferdydurke.

Transatlatyk

Jeżeli ktoś oczekuje utworu bogatego w typowo Gombrowiczowskie spojrzenie na polskość i Polaków, być może warto sięgnąć po Transatlantyk. Tekst ten, powstały na tle okoliczności wyjazdu z Polski Gombrowicza zaledwie kilka dni przed wybuchem II wojny światowej, jest kolejnym po Ferdydurke zmierzeniem się z polskim kanonem romantycznego patriotyzmu. 

Tożsamość głównego bohatera, nazywającego się tak samo jak autor oraz umiejscowienie utworu w sierpniu 1939 roku – to bowiem tylko tło, sceneria dla Gombrowicza, który podejmuje dialog z romantyzmem Mickiewicza. Określany przez samego pisarza jako „polemika z Panem Tadeuszem”, Transatlantyk napisany w języku stylizowanym na sarmacką mowę XVII-wiecznego pamiętnikarstwa. Osoby zainteresowane językiem polskim z zaciekawieniem mogą poznać sposób, w jaki Witold Gombrowicz powielał styl słynnego sarmaty Jana Chryzostoma Paska. 

Transatlantyk to jednak nie tylko język, a także zdecydowana konfrontacja z pewną definicją polskości. Gombrowicz sprzeciwiał się masowo rozumianemu patriotyzmowi, który w jego ocenie narzucał pewne zestawy zachowań jednostce. Autor nie zostawiał także suchej nitki po środowiskach ówczesnej emigracji, pełnej samozadowolenia ale i oderwania od realiów ojczyzny. Wizje Gombrowicza mogą dla niektórych być bluźniercze, dla innych trafne, ale zdecydowanie nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie, co oddaje cytat:

Rozluźnić to nasze oddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek!

Opętani

Czytelnikom, przyzwyczajonym do poetyckich przemyśleń Gombrowicza, dobrze zaznajomionym z jego stylem i może już trochę zmęczonym kolejną lekturą Ferdydurke, śmiało można polecić powieść Opętani. Te zapomniane nieco dzieło wielkiego poety nie jest zwykle kojarzone z nim m.in. dlatego, że przez wiele lat sam Gombrowicz nie przyznawał się do napisanej pod pseudonimem tej książki. Dopiero w 1969 potwierdził, że jest to jego dzieło, nawet jeżeli inne, wyróżniające się na tle jego pozostałych tekstów. A ta inność to ogromna zaleta!

Opętani to sensacyjna powieść, pełna intryg, grozy i momentów trzymających w napięciu. Publikowana w odcinkach na łamach brukowej gazety, nie kojarzy się na pierwszy rzut okna z czymś autorstwa wybitnego mistrza ironii i języka. Jest tu wszystko, co mogło poruszyć, przerazić i zaintrygować ówczesnego czytelnika. Płomienna miłość dwójki głównych bohaterów – Mai i Leszczuka to jednak nie typowy, sielankowy romans, a iście gombrowiczowska historia, pełna groteski, neurotycznych zachowań i napotykanych na swojej drodze, coraz dziwniejszych postaci. 

Gombrowicz przedstawia czytelnikowi całą plejadę bohaterów: jasnowidza, milionera-uwodziciela, morderczą kuzynkę czy mściwego sekretarza księcia Holszańskiego oraz… duchy. Opętani są bowiem powieścią fantastyczną, która przerażała XX-wiecznego czytelnika kolejnymi scenami, gdzie zmarłe dusze doprowadzały do szaleństwa mieszkańców połyckiego zamku. 

Cały zamek wydawał mu się teraz objęty władaniem nieczystych mocy, a z ciemności wyzierał strach – pisał Gombrowicz, opisując atmosferę mrocznego zamczyska. Czemu by więc zamiast po raz kolejny czytać Kosmos czy Ferdyruke, nie sięgnąć po niemal zapomnianą powieść Opętani?

Maciej Bzura

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się