
„Polacy nie chcą zbierać szparagów” – czeskie i słowackie media po wyborze Karola NAWROCKIEGO
„Polacy nie chcą zbierać szparagów” – pod takim tytułem ukazał się komentarz w czeskim tygodniku Echo24 i słowackim dzienniku internetowym „Postoj”, który powraca do wyników wyborów prezydenckich w Polsce. „Dlaczego w Polsce znowu znalazła się konserwatywna większość?” – pyta autor, Maciej Ruczaj, były polski dyplomata w Czechach i na Słowacji, do lata 2024 r. ambasador w Bratysławie.
Polacy nie chcą zbierać szparagów
W czeskich i słowackich mediach wśród reakcji na zwycięstwo Karola NAWROCKIEGO powielano często stereotypy o „biednej i katolickiej polskiej wsi” i „przegranych globalizacji”, którzy wybrali prezydenta na przekór aspiracjom Polaków z wielkich miast. Jak zauważa Maciej Ruczaj, komentarze te nigdy nie zwracały uwagi na dysonans pomiędzy tymi stereotypowymi wizjami a przeważającym w ostatnim czasie w czeskich i słowackich mediach zachwytem nad „polskim cudem gospodarczym”.
Zdaniem autora, choć oczywiście przywiązanie do tradycji patriotycznych a zwłaszcza do religii odgrywało wielką rolę w budowaniu „konserwatywnej większości” w ostatnich wyborach, to jednak nie da się tym wątkiem zamknąć tematu zwycięstwa Karola NAWROCKIEGO. Komentarz koncentruje się właśnie na mniej oczywistych dla zagranicznego czytelnika wymiarach powstania „konserwatywnej większości”, których symbolem mogłyby być – szparagi.
Wyjazdy do Niemiec na zbiór szparagów stanowiły kwintesencję głównego koła napędowego polskiej gospodarki pierwszych dziesięcioleci po upadku komunizmu – obecności taniej, mobilnej i pracowitej siły roboczej. W ostatnich latach jednak niemieckiej gazety zaczęły bić na alarm – „Polacy nie chcę przyjeżdżać na zbiór szparagów”. Odpowiedź dlaczego tak się stało i co to oznacza, jest kluczem do zrozumienia, dlaczego w wyborach prezydenckich mało znany kandydat pokonał faworyta. Pierwszym z powodów jest polityka wyrównywania szans, zarówno indywidualnych jak i regionalnych, prowadzona przez rządy Prawa i Sprawiedliwości, która zmieniła nie tylko sytuację materialną, ale także sposób myślenia wielu Polaków. Pozwoliła na wzrost pewności siebie społeczeństwa, który przejawił się na dwa sposoby.
Polacy nie chcą powtórzyć błędów Zachodu
Jednym było osłabienie kompleksów „wiecznej peryferii” Europy Zachodniej, której pozostaje tylko kopiować rozwiązania innych i zadowolić się rolą poddostawcy dla niemieckiego przemysłu. „Dlaczego to Gdańsk a nie Rostok nie mógłby być największym portem na Bałtyku? Dlaczego nie moglibyśmy zbudować lotniska większego niż w Berlinie?”. Jak twierdzi Maciej Ruczaj polscy konserwatyści może nie potrafili doprowadzić do fazy realizacji wszystkich tych celów, ale same pytania, które zadali, trafiły doskonale w ewolucję samoświadomości Polaków, którzy kierują się nie resentymentem czy kompleksami, ale aspiracjami do dalszego rozwoju kraju.
Ofiarą rosnącej polskiej pewności siebie jest też mit Zachodu jako „celu polskich marzeń. „Jego odrzucenie nie wynika – jak pisali niektórzy czescy komentatorzy – z nieznajomości świata przez ciemnych wieśniaków, ale wręcz przeciwnie. Miliony Polaków spędziły w Europie Zachodniej o wiele więcej czasu niż długi weekend czy wakacje nad morzem i potrafi powiedzieć, że pewnych aspektów rzeczywistości Zachodu nie chce przenosić do siebie. Widzi, że Warszawa czy Praga są bezpieczniejszymi, porządniejszymi i przyjemniejszymi miejscami do życia niż wiele metropolii Europy Zachodniej. I zamiast mówić ‘Chcemy być jak Zachód’, stwierdza raczej ‘Nie chcemy powtarzać ich błędów’.”
W końcu po trzecie, dzięki rosnącej pewności siebie społeczeństwa polskiego, straciła większości swej siły oddziaływania najmocniejsza broń, której używały elity liberalne wobec społeczeństwa – poczucie wstydu wynikające z własnego zacofania. Paternalistyczne kazania, które miały wychować Polaków na „dobrych Europejczyków”, brzmią w uszach młodego pokolenia (które Europę zna na wylot) jak pieśń przeszłości. A słabo skrywana pogarda i lekceważenie wobec własnych współobywateli, którego symbolem stał się worek ziemniaków posłanki Gajewskiej, był jednym z elementów, który mógł zaważyć na ostatecznym wyniku – konkluduje autor artykułu.
Adrian Znaniecki