„Prawdziwy ból” – amerykański film, którego bohaterem jest Polska
Piękne zdjęcia polskich miast i wsi. Dojrzałe, refleksyjne motywy zbiorowej pamięci i tożsamości potomków polskich Żydów. Gra aktorska, która momentami bawi, by kilka chwil później wzruszyć do łez. Prawdziwy Ból to film, który może nie zostanie zauważony podczas Oscarów czy festiwalu w Cannes, ale dla polskiego widza jest atrakcją nie do przeoczenia.
Za każdym razem, gdy do publicznej świadomości dociera informacja, że międzynarodowa, zwłaszcza zachodnia produkcja – czy to film, gra lub utwór muzyczny – będzie zawierać w sobie polski motyw, jesteśmy zaciekawieni. Nie tyle wypatrujemy ciekawej – jakkolwiek często tragicznej – historii i pięknych krajobrazów, ale raczej tego, że Polska zwraca uwagę dominującej, anglojęzycznej popkultury.
Co więcej, nawet gdy Polska z jakiegoś powodu zwróci uwagę, to z reguły są to rozczarowujące, drobne nawiązania czy kilkuzdaniowe role polskich aktorów w zagranicznych produkcjach, niewarte naszego zainteresowania. Z przyjemnością muszę jednak stwierdzić, że Prawdziwy Ból nie jest takim przypadkiem.
Prawdziwy ból – film o poszukiwaniu tożsamości
Ta historia opowiada o podróży dwóch Amerykanów żydowskiego pochodzenia, Benjiego i Dawida, którzy przybyli do Polski śladami swojej babci. Jej postać – urodzonej w Polsce Żydówki, która przeżywszy Holokaust, wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, jest swoistą klamrą, spinającą motywy filmu. Prawdziwy ból zadaje bowiem przede wszystkim pytania o tożsamość potomków Żydów, którzy zmuszeni zostali do emigracji poza granice Polski. Czy młodzi podróżnicy mogą czuć się chociaż trochę związani z naszym krajem? Czy w Polsce zostały jeszcze jakikolwiek ślady kiedyś wielomilionowej mniejszości żydowskiej? Te i wiele innych pytań rozbrzmiewają przez cały film, ale nie są na szczęście natarczywe i moralizatorskie.
Prawdziwy Ból zakłada, że widz rozumie powagę tego tematu i często zostawia widzów samych z historią Zagłady i tych, którzy w niej zginęli, ale co ważne, także tych co przeżyli. Chyba najlepszym przykładem szacunku do tych wydarzeń są sceny nagrywane w obozie koncentracyjnym w Majdanku. Długim ujęciom, przedstawiającym namacalny koszmar tych wydarzeń: ściany komory gazowej, buty zamordowanych, góra popiołu ofiar kremacji – towarzyszyły krótkie dialogi. Film liczy na to, że świadomość skali tragedii mówi sama za siebie, nie potrzebuje moralizatorskiego tonu aktora i przemawiającego przez niego scenarzysty bądź reżysera.
To co pozostaje niewypowiadane, ale widoczne, jest ogromnym atutem tej produkcji. Prawdziwy ból osiąga bowiem to, co nie udało się wielu produkcjom, także tym nagrywanym prze Polaków. Bohaterem jest bowiem sama Polska. Nasze miasta – eklektyczna, ale piękna Warszawa i zabytkowy, skąpany w słońcu Lublin – nigdy nie wyglądały tak pięknie w obiektywie kamery filmowej. Polskie krajobrazy, także te rzadziej dostrzegane i podziwiane wiejskie drogi i małe miasteczka, opowiadają swoją historie,, ale stają się też de facto wątkiem samym w sobie, związanym z historią głównych bohaterów, w równym stopniu samodzielnym.
Tym, co może wzruszyć rodzimego widza, to fakt, że wątek polski jest w tym filmie celebracją życia i piękna, a nie narodowych przywar czy stereotypów powtarzanych o nas zagranicą. Film ten, tak często opowiadający o tragedii II wojny światowej, przedstawia więc równocześnie tętniący życiem kraj, który mimo wszystkich przeciwności losu powstał z popiołów, żyje i rozwija się.
Co istotne, Polska jest w tej produkcji Polską współczesną, nie zdefiniowaną przez stereotypy. Próżno tu szukać popularnej niestety wizji naszego kraju jako zaścianka stawianego w jednym szeregu z Rosją, w zasadzie nie do odróżnienia od innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Oglądamy nowoczesne pociągi, hotele, piękne starówki, pomniki, słowem to, z czego możemy być naprawdę dumni.
Warto więc zobaczyć ten film, dając tym samym sygnał światu kina, że Polska jest tak samo wdzięcznym źródłem inspiracji jak Japonia, Francja czy Włochy, jakże uwielbiane przez reżyserów.
Maciej Bzura