śmigus-dyngus

Śmigus-dyngus jest starszy niż myślimy

„Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami, przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn, nie mogła się wyrwać z tego potopu” – tak ks. Jędrzej Kitowicz opisywał śmigus-dyngus epoki baroku. Ale wielkanocne polewanie się wodą jest na terenie Polski znacznie starszym zwyczajem.

Wodą z kubła wprost na piszczące i niby to broniące się przed zmoczeniem dziewczyny – tak śmigus-dyngus współcześnie kojarzy się w Polsce. Zwyczaj tak zrósł się ze świętami Wielkanocy, że życzenia „mokrego dyngusa” stały się wręcz synonimem udanego świętowania Zmartwychwstania Pańskiego.

Pisana małą literą nazwa śmigus-dyngus pojawiła się w tej formie jako nazwa zwyczaju dopiero na przełomie XIX i XX w., co ostatecznie utrwalił w swoim „Słowniku ortoepicznym” przedwojenny polski językoznawca Stanisław Szober. Nie znaczy to jednak, że sam zwyczaj jest tak młody. Podwójna nazwa pokazuje, że różne istniejące od wielu wieków stare tradycje zlały się ostatecznie w jedną, nieodłącznie związaną z Poniedziałkiem Wielkanocnym. 

Jak czytamy w rozmaitych źródłach śmigus znali już najstarsi Słowianie jeszcze przed chrystianizacją zamieszkiwanych przez nich ziem. Podobnie jak chrześcijańska Wielkanoc śmigus odbywał się wczesną wiosną i oznaczał śmiganie swojego ciała młodymi witkami, najczęściej wierzby, połączone z polewaniem wodą lub wręcz zanurzaniem się w lodowatej wodzie rzek, strumieni czy częściowo zamarzniętych jezior. Słowianie wierzyli, że taki zabieg oczyszcza ciało i umysł po okresie zimowego marazmu, dodaje sił witalnych oraz pobudza płodność. Właśnie dlatego najbardziej ochoczo praktykowali go młodzi mężczyźni i młode kobiety, wzajemnie się w ten sposób zaczepiając i zapoznając, co miało wspomagać dobieranie w pary i tworzenie nowych rodzin. Słowo „śmiganie” oznaczało tu zarówno smaganie witkami, jak i szybki ruch i ma to samo źródło co choćby współczesne słowo „śmigło”.

Bardzo często śmigusowi towarzyszyć miał dyngus oznaczający chodzenie od domu do domu z groźbą oblania znajdujących się w nim osób, o ile nie wykupią się od psoty za pomocą czegoś smacznego do zjedzenia. Nie do końca jest jasne pochodzenie tej nazwy, choć wiele wskazuje, że zachodni Słowianie pożyczyli ją od Germanów, którzy mianem „dingen” określali „wykup” lub „wykupowanie się”. Zwyczaj takiego świątecznego „żebrania” był ewidentnie znakiem tego, że różne święta, nie tylko wielkanocne, oznaczały chwilowy dostatek w zwykle ubogich zagrodach oraz pewną pobłażliwość na to, co zwykle nie uszłoby na sucho.

Ta zatem symbolika dawnych pogańskich zwyczajów pięknie wtopiła się w symbolikę przyniesioną wraz z chrześcijaństwem i ich Wielkanocą. Oba święta przypadają wszak wczesną wiosną, oba mocno związane są z odrodzeniem do nowego życia i oczyszczeniem za pomocą wody, nic więc dziwnego, że wraz z przyjęciem nowej wiary nasi przodkowie nadali im nowe znaczenie i nadal kultywowali. 

Choć jak się okazuje nie bez problemów. Jak czytamy w jednej z ustaw synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku, pod wszystko mówiącą nazwą „Dingus prohibetur„, śmigus-dyngus początkowo kojarzył się ze zbytnią swawolą obyczajową młodych chłopców i dziewcząt.

Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego” – piszą duchowni Kościoła katolickiego w XV w. 

Raczej nie chodziło im o niewinne oblewanie się wodą – tak pięknie pasujące do wielkanocnych obrzędów odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, połączonych z kropieniem wodą wiernych.

O tym, że święta te funkcjonowały wspólnie świadczą także inne, równie stare źródła, w tym słynny barokowy „Opis obyczajów i zwyczajów…” ks. Jędrzeja Kitowicza (1728-1804) – księga ciągle pozostająca głównym i niezwykle wdzięcznym w lekturze źródłem informacji o zwyczajach wśród polskiej szlachty, mieszczan czy chłopów w XVIII w.

Ks. Kitowicz pisze: „[Dyngus] Była to swawola powszechna w całym kraju tak między pospólstwem, jako też między dystyngwowanymi: w poniedziałek wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i w inne następujące dni kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek, ale nie praktykując dłużej jak do kilku dni.

Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami jak między bałwanami; przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn, nie mogła się wyrwać z tego potopu; którego unikając, miały w pamięci damy w ten dzień wstawać jak najraniej albo też dobrze zatarasować pokoje sypialne. Ile zaś do mężczyzn, ci w łóżkach nie mogli podlegać od kobiet takowej powodzi, mając większą siłę do odporu, a słabszy atak przez naturalny wstyd, nie pozwalający kobietom ujmować i dotrzymować krzepko mężczyznę rozebranego.”

Z księgi dowiadujemy się również, jak wyjaśniano wówczas pochodzenie dawnego słowiańskiego obyczaju.

„Jedni mówią, iż się wziął z Jerozolimy, gdzie Żydzi schodzących się i rozmawiających o zmartwychwstaniu Chrystusowym wodą z okien oblewali dla rozpędzenia z kupy i przytłumienia takowych powieści. Drudzy, iż ma początek dyngus od wprowadzenia wiary świętej do Polski, w początkach której nie mogąc wielkiej liczby przyjmującej wiarę chrzcić w pojedynczych osobach, napędzali tłumy do wody i w niej nurzali. Wolno wierzyć, jak się komu podoba” – pisze XVIII-wieczny duchowny.

śmigus-dyngus na Węgrzech

Dziś śmigus-dyngus obchodzony jest zdecydowanie spokojniej niż w czasach baroku. W każdym razie w miastach Polski. Będące plagą jeszcze w latach 90. i na początku 2000. oblewanie wodą z kubłów przypadkowych przechodniów przez grupki nastoletnich huliganów w większości kraju jest raczej przeszłością. Są jednak miejsca, szczególnie w Małopolsce, gdzie do dziś śmigus mocno połączony jest z dawnym dyngusem – tam jednak zwyczaj ów nazywa się śmiergustem. Nękający młode dziewczyny kawalerowie zwykle przebierają się za włóczęgów lub inne postacie i w ten sposób usiłują namawiać dziewczyny do wykupienia się od oblania wodą za pomocą obdarowania wielkanocnym smakołykiem. 

Polska nie jest również jedynym miejscem, gdzie lany poniedziałek w takiej formie jest praktykowany: znają go i Czesi, i Słowacy, ale również Węgrzy, Ukraińcy, Białorusini, Bułgarzy czy Słoweńcy. Choćby to może już dowodzić faktu, że śmigus-dyngus jest zwyczajem ludów słowiańskich.

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się