
Technologia już nie pozwoli na zgubienie twojego pupila
Technologia nie pozwoli na zgubienie twojego pupila, jeżeli zostanie ona odpowiednio użyta oraz w formie profilaktyki.
Kto raz szukał swojego kota czy psa, wie, jak nerwowe potrafią być takie sytuacje. Zwłaszcza gdy pupil ma tendencję do samotnych eskapad, czy to w gęstwinie miejskich ogródków, czy podczas spaceru w lesie. Na szczęście technologia dostarcza dziś rozwiązań, które zmieniają sposób, w jaki opiekujemy się naszymi zwierzętami. Od mikrochipów po zaawansowane obroże GPS, cyfrowa era dotarła także do świata czworonogów.
Większość właścicieli zna ideę mikroczipu – malutkiego urządzenia wszczepianego pod skórę, zawierającego identyfikator zwierzęcia. To właśnie dzięki chipowi udało się odnaleźć Mapla, bohatera artykułu, który zniknął na kilka dni. Jednak mikroczip nie umożliwia śledzenia lokalizacji w czasie rzeczywistym. Działa tylko wtedy, gdy ktoś – weterynarz, schronisko czy życzliwy sąsiad – użyje skanera, aby odczytać dane właściciela.
Tu wchodzą na scenę trackery GPS, jak Tractive, Jiobit, Pawfit, czy bardziej zaawansowane systemy od Garmina. Działają one w oparciu o sygnał GPS oraz transmisję danych 4G (czasem Wi-Fi), dzięki czemu lokalizację pupila można śledzić na żywo w aplikacji. Umożliwiają też tworzenie tzw. strefy bezpieczeństwa, wirtualnego ogrodzenia, po którego opuszczeniu system automatycznie informuje właściciela.
Większość modeli kosztuje mniej niż 100 dolarów, ale wymagają subskrypcji zazwyczaj ok. 100 dolarów rocznie, by działać w sieci komórkowej. W zamian oferują nie tylko lokalizację, ale także funkcje monitorowania aktywności (czy pies się rusza, śpi, spaceruje), a czasem nawet dane o zdrowiu. Jednak jak mówi Andrew Bleiman z Tractive, tracker nie zatrzyma pupila w ogrodzie, może jedynie poinformować cię, że właśnie go opuścił.
Ważnym elementem jest także czas pracy na baterii, który zależy głównie od jakości sygnału im słabszy, tym szybciej akumulator się rozładowuje. W trybie czuwania urządzenia mogą wytrzymać kilka dni, a niektóre nawet tydzień.
Wielu właścicieli kotów czy małych psów sięga po trackery Bluetooth, jak Apple AirTag czy Samsung SmartTag. Mają mniejszy zasięg (do 150 metrów) i działają bez subskrypcji, co czyni je bardziej przystępnymi. W środowiskach miejskich, gdzie sygnał Bluetooth z łatwością „złapie” inne urządzenia, mogą być skuteczne. Jednak na przedmieściach czy na wsi szybko stają się bezużyteczne – pies czy kot oddalający się od domu przestaje być widoczny w systemie.
Nie. Jak pokazuje przykład Mapla, kot potrafi pozbyć się obroży z trackerem. Dlatego warto inwestować w dobrej jakości uprzęże lub obroże z bezpiecznym zaczepem. Warto też połączyć kilka narzędzi, chip + tracker GPS + np. AirTag jako awaryjne wsparcie.
Podobnie jak z zegarkami sportowymi, niektóre rozwiązania są lepsze dla biegaczy, inne dla pływaków – tak różne typy zwierząt wymagają różnego podejścia. Dla aktywnego psa Garmin. Dla leniwego kota Tractive. Dla starszego pupila niewychodzącego z mieszkania może wystarczyć AirTag.
Nowe rozwiązania wzbudzają także pytania o prywatność danych, w końcu trackery przesyłają dane o lokalizacji, które mogą zostać przechwycone lub błędnie zinterpretowane. Firmy zapewniają o bezpieczeństwie, ale warto sprawdzać, czy dane są szyfrowane, gdzie są przechowywane i kto ma do nich dostęp.
W przyszłości możemy spodziewać się dalszego rozwoju tzw. pet-tech być może obroże będą mierzyć tętno, przewidywać choroby, analizować zachowania pupila za pomocą AI. Już dziś niektóre firmy testują systemy rozpoznawania emocji u psów.
Jeśli kochasz swojego pupila i chcesz mieć spokojną głowę, warto zainwestować w technologię śledzenia. Bo choć nie powstrzyma ona kota przed wskoczeniem przez płot, to pozwoli ci wiedzieć, gdzie dokładnie jest i czy wraca na kolację.
Szymon Ślubowski