Wielkie centra danych AI powinny powstawać na Północy, nie na Południu
Regularne przerwy w dostawie prądu, szczególnie uciążliwe w szpitalach, szkołach i ośrodkach zdrowia stały się codziennością w meksykańskim mieście La Esperanza, gdzie Microsoft, Google i inni giganci z USA otworzyli swoje centra danych obsługujące ich narzędzia sztucznej inteligencji. Kraje południa nie są dostosowane do powstawania u nich tego typu inwestycji.
O sprawie ogromnych kosztów społecznych i ekonomicznych, jakie generują w krajach Południa centra danych do obsługi rozwijających się narzędzi sztucznej inteligencji (AI) pisze kolejny raz dziennik „THe News York Times”. Wcześniej, w czerwcu 2025 r., pisał o problemach z dostępem do wody, w miejscach ich budowy, dziś skupia się na niedoborach prądu, jaki już odczuwają ludzie mieszkający w meksykańskim regionie Querétaro.
Dlaczego centra danych AI powstają na Południu?
.NYT opisuje szczególnie sytuację w lokalnych szpitalach w miasteczku La Esperanza, gdzie z powodu braku prądu operacje odbywają się przy latarkach, ludziom masowo psuje się jedzenie przez niedziałające lodówki, szkoły podstawowe zawieszają lekcje. Problem nie wynika z tego, że Microsoft, Google i inni giganci, którzy wybudowali tu swoje centra danych zabierają „cały prąd”, ale z tego że istniejąca w regionie infrastruktura energetyczna nie jest przystosowana do obsługi tak dużego poboru energii, jakiego potrzebują zaplecza AI.
Centra danych obsługujących narzędzia AI potrzebują ogromnych ilości prądu, ponieważ ich działanie opiera się na nieustannej pracy milionów procesorów. W takich ośrodkach działają tysiące, a niekiedy setki tysięcy jednostek CPU, GPU czy TPU, które muszą być zasilane bez przerwy – przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. To właśnie te procesory wykonują intensywne obliczenia potrzebne do trenowania i uruchamiania systemów sztucznej inteligencji. Szacuje się, że jedno duże centrum danych może zużywać tyle energii elektrycznej, co małe miasto.
Ogromnym źródłem zużycia prądu jest też chłodzenie. Podczas pracy procesory generują olbrzymie ilości ciepła, które trzeba odprowadzać, by sprzęt się nie przegrzał. Wymaga to zaawansowanych systemów chłodzenia – wentylatorów, pomp i przemysłowych klimatyzatorów – które same pochłaniają znaczną część całej energii zużywanej przez obiekt.
Dodatkowym czynnikiem jest konieczność utrzymywania zapasowych źródeł zasilania. Każde centrum danych ma systemy awaryjne: generatory diesla, przetwornice i baterie UPS, które muszą być stale w gotowości, by zapewnić nieprzerwaną pracę serwerów.
Najbardziej energochłonnym zadaniem pozostaje jednak samo przetwarzanie danych przez sztuczną inteligencję. Trening dużych modeli językowych czy sieci neuronowych wymaga tysięcy godzin nieustannych obliczeń. Według badań Uniwersytetu Stanforda, wytrenowanie modelu o skali porównywalnej z GPT-3 pochłonęło tyle energii, co lot samolotu z siedmiuset pasażerami przez Atlantyk.
Pogłębianie podziałów na Północ – Południe
Drugim problem, jaki generują, są ogromne ilości wody, niezbędnej do chłodzenia. Dlaczego zatem giganci technologiczni zaczęli je budować w Meksyku, a nie na przykład w Kanadzie albo na Alasce? To proste – z amerykańskiej Doliny Krzemowej jest znacznie bliżej do Meksyku, niż na Alaskę, znacznie więc taniej i szybciej stamtąd płyną światłowodami dane. Ponadto regiony takie jak Alaska czy północna Kanada dysponują tanim prądem z hydroelektrowni, ale ich sieci przesyłowe są słabe i rozproszone. Brakuje też infrastruktury technicznej: dróg, firm serwisowych i wykwalifikowanego personelu. W Meksyku energia jest droższa, ale za to dostępna od ręki, a sprzęt i części można sprowadzić w ciągu godzin – nie tygodni.
Dodatkowo władze Meksyku i innych krajów Globalnego Południa, nie chcąc tracić na rozwoju AI, zaczęły kusić gigantów technologicznych preferencyjnymi podatkami i przepisami. W efekcie już słabo rozwinięte infrastrukturalnie regiony takie jak Querétaro na razie płacą za to uciążliwościami takimi jak dewastacja środowiska naturalnego i przerwy w dostawach prądu. Meksyk zresztą nie jest odosobniony. Podobne problemy występują w Irlandii, gdzie centra danych AI zużywają ponad 20 procent całej krajowej energii elektrycznej — co doprowadziło do moratorium na nowe inwestycje wokół Dublina. W Chile pojawiły się obawy, że centra danych mogą zagrażać zasobom wód podziemnych. Póki co zatem przyjmowanie nowych inwestycji wokół rozwoju AI pogłębia tylko istniejące już podziały na bogatszą, lepiej rozwiniętą Północ i biedne Południe, wykorzystywane jedynie jako zaplecze.
„New York Times” pisze również o kosztach wynikających z faktu pozostania w tyle czy wykluczenia wręcz z dziejącej się na naszych oczach rewolucji AI. Tego zaś boją się nie tylko kraje Globalnego Południa, ale również należące raczej do Globalnej Północy kraje Europy. „Boją się, że garstka amerykańskich i chińskich firm może zdominować technologię, która może stać się najważniejszą w tym stuleciu — i czerpać z niej wszystkie korzyści: władzę, bogactwo i niezależność” – piszą na łamach „New York Timesa” reporterzy Adam Satariano i Paul Mozur.
Właśnie dlatego nie tylko inwestują w rozwój własnych technologii opartych na AI, ale i starają się przyciągać w swoje zimniejsze i bardziej dostosowane do poboru dużych mocy regiony. Niedawno Google ogłosił wartą ok 1 mld euro rozbudowę kampusu centrum danych w Finlandii, właśnie pod kątem rozwoju sztucznej inteligencji w Europie. W Narvik (północna Norwegia, wewnątrz koła podbiegunowego) firma Aker ASA ogłosiła projekt dużego centrum/„fabryki AI” (w kooperacji z innymi) z dużą mocą zasilania (ok. 230 MW) w regionie z tanią hydroenergią i chłodnym klimatem.
Anna Druś
