zakaz

Wszyscy będziecie prześladowani

Absurdalny zakaz eksponowania symboliki religijnej w warszawskich urzędach, który w minionym tygodniu podpisał prezydent stolicy Rafał Trzaskowski, jest oczywiście jawnym złamaniem jednego z podstawowych praw człowieka; tego, związanego z wolnością religijną.

Jest też rzecz jasna kolejnym przejechaniem prętem po medialnych kratach po to, żeby zmobilizować najbardziej radykalny elektorat i zadowolić zwolenników radykalnie progresywnych polityk kulturowych i miejskich. To wszystko oczywiste, kłopot leży gdzie indziej.

Istota problemu, związanego z zakazem eksponowania religii w warszawskich urzędach leży bowiem gdzie indziej: zakaz ten, w równy sposób prześladujący wyznawców wszystkich religii, jest najbardziej jaskrawą emanacją sposobu rządzenia obecnego prezydenta miasta. Pokazuje, że nie liczą się mieszkańcy, nie liczą się ich interesy i prawa — obojętnie, z której strony politycznego spektrum się znajdują, jaką religię wyznają — ważne jest jedynie widzi-mi-się władcy, który w imię partykularnych interesów uchwalać może to, co chce. We własnym jedynie interesie. Bo co ma sprawne zarządzanie miastem do religii? Oczywiście nic.

Warszawa ma wiele problemów, o których prezydent Rafał Trzaskowski lubi milczeć: wystarczy wymienić te, związane z logistyką, transportem miejskim czy dostępnością mieszkań. Religia czy szerzej, wiara, nie ma tu nic do rzeczy. Katolicy, muzułmanie i żydzi, jak jeden mąż cierpią z powodu korków, powolności urzędników i innych bolączek. Warszawa jest też jednak miastem pięknym, o niepowtarzalnym charakterze i energii, o którym ten sam prezydent lubi opowiadać na forum międzynarodowym w towarzystwie osób, zarządzających innymi metropoliami na świecie. Jednym z nich jakiś czas temu był Sadiq Khan, burmistrz Londynu, muzułmanin, brytyjsko-pakistańskiego pochodzenia. Kiedy przeczytałem o kuriozalnym zakazie eksponowania religii, wprowadzonym przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego, uświadomiłem sobie, jak wielką wydmuszką są takie spotkania. Przecież kiedy załatwia się jakąkolwiek sprawę urzędową w brytyjskiej stolicy trafić można na muzułmankę, ubraną w tradycyjny strój, sikha w jego turbanie czy katolika z krzyżykiem na szyi. W zasadzie: każdego. I mało kogo interesuje to, co wyznaje dany urzędnik, byleby tylko dobrze posługiwał się językiem angielskim oraz sprawnie udzielał odpowiedzi. Sadiq Khan nie ma tu nic do rzeczy: jego urzędnicy ubierają się oraz trzymają na biurkach takie przedmioty, jak tylko chcą. W imię wolności właśnie.

Zastanawiam się więc, jak zareagowałby ten san burmistrz Londynu, gdyby dowiedział się o zakazie wprowadzonym przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Burmistrz Londynu w końcu uczestniczy w świętach i składa publiczne życzenia wiernym wszystkich religii. Założyć można więc, że byłby co najmniej zdumiony wprowadzonym zakazem, sam bowiem skupia się znacznie bardziej na sprowadzaniu do brytyjskiej stolicy osób takich jak Elon Musk czy inni globalni przedsiębiorcy, niż na szykanowaniu wyznawców jakichkolwiek religii. Tak, jak każdy dobry zarządca miasta powinien.

Absurdalny i kuriozalny zakaz eksponowania symboliki religijnej w warszawskich urzędach jest więc o tyle niebywały, że nijak ma się do sprawnego zarządzania europejską metropolią, do czego tak chętnie odwołuje się prezydent Rafał Trzaskowski. Pokazuje też, że w niekończącej się kampanii wyborczej, którą mamy obecnie w Polsce, wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet te, które są absolutnie antywspólnotowe i przemawiają jedynie do najbardziej radykalnej części elektoratu; takie, które cofają nas wszystkich do czasów pogańskiego obskurantyzmu. A ten ma to do siebie, że atakuje każdego, kto występuje przeciw władzy, szanując jedynie silnych. Po wyznawcach religii, kto będzie następny?

Michał Kłosowski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.10.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się