Zamek Królewski wciąż zyskuje na atrakcyjności
Zamek znajduje się w ciągłym ruchu, jak żywy organizm. Kreuje wydarzenia kulturalne stolicy i całej Polski. To nie jest zakrzepła struktura obrócona ku przeszłości i skoncentrowana na rozpamiętywaniu jubileuszy – powiedział dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie prof. dr hab. Wojciech Fałkowski.
Prof. dr hab. Wojciech Fałkowski jest historykiem mediewistą, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim zatrudniony był na uczelni, jako asystent, jednak zwolniono go z powodu zaangażowania w akcję pomocy robotnikom fabryki w Ursusie po proteście w czerwcu 1976 r. Był aktywnym członkiem Komitetu Obrony Robotników (KOR)i brał udział w organizowaniu podziemnej działalności wydawniczej, pozostając bezrobotnym aż do czasu powstania Solidarności. Przywrócony został do pracy na uniwersytecie.
W 1986 r. obronił pracę doktorską. W latach 1993-2001 pełnił funkcję sekretarza generalnego Polskiego Komitetu ds. UNESCO. W latach 2008-2012 wykładał na Uniwersytecie Paryskim (Sorbona) jako profesor gościnny. W 2013 r. odebrał nominację profesorską. Jest wieloletnim przewodniczącym Stałego Komitetu Polskich Mediewistów. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Wolności i Solidarności. 20 listopada 2017 r. objął funkcję dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie.
Maciej REPLEWICZ: Spotykamy się niemal w 50. rocznicę oddania odbudowanego Zamku Królewskiego do użytku. Jak to się zaczęło?
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Pamiętam, że podczas odbudowy Zamku było słychać opinie, iż nie ma sensu odtwarzać zniszczonego w czasie wojny obiektu, ponieważ powstanie jedynie replika, kopia, wręcz wydmuszka, która nie ma nic wspólnego z „oryginalnym” Zamkiem, zniszczonym w latach 1939-44. Taką opinię wyrażali nawet niektórzy historycy sztuki i konserwatorzy. Dziś wiemy, że idea profesora Stanisława Lorentza i jego upór, które doprowadziły do odbudowy, przyniosły wspaniały efekt. Udało się zrekonstruować nie tylko mury, ale także – co było znacznie trudniejsze – odtworzyć atmosferę epoki stanisławowskiej, a także innych, wcześniejszych okresów historycznych. Idea odbudowy połączyła Polaków żyjących w kraju i Polonię, a ich datki przyczyniły się do powodzenia śmiałego i nieco ryzykownego zamierzenia. Jeszcze pod koniec lat 60. w tym miejscu, gdzie dziś jesteśmy, znajdował się wybetonowany skwerek, z którego można było oglądać Wisłę, stał jakiś barak i wznosił się ułomek murów.
Wojnę przetrwały Arkady Kubickiego, zasypane gruzami piwnice, dolna część Wieży Grodzkiej i cudem ocalała Biblioteka Królewska. Reszta była zburzona do fundamentów. Jest jeszcze na terenie zamku miejsce, gdzie w murze widoczne są okrągłe otwory nawiercone przez niemieckich saperów z Technische Nothilfe między 8 i 13 września 1944 r. Układali w nich laski dynamitu. Dziś historycy są zgodni – wysadzenie zamku było zbrodnią na polskiej kulturze, ale także błędem w sztuce militarnej. To dzieło zniszczenia świadczy o tym, jak silna była nienawiść, jak bardzo zamek polskich królów przeszkadzał okupantom, bo przecież ani we wrześniu 1939 r., ani podczas Powstania Warszawskiego nie odgrywał znaczącej roli dla polskich obrońców i nie był obiektem o znaczeniu wojskowym. Natomiast decyzja o odbudowie była odwlekana przez długi okres. Zapadła dopiero po 25 latach od zakończenia wojny. Pamiętam, że po raz pierwszy zwiedzałem królewską rezydencję jesienią 1974 r. Surowe, nieotynkowane jeszcze mury, a w tych surowych wnętrzach – pierwsza w pisanej na nowo historii Zamku wystawa prac Władysława Hasiora.
Zamek został odbudowany i trwa….
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Zamek trwa, a jednocześnie znajduje się w ciągłym ruchu, jak żywyorganizm. To nie jest zakrzepła struktura obrócona ku przeszłości i skoncentrowana na rozpamiętywaniu jubileuszy i wielkiej historii. Zamek jest dynamicznie funkcjonującą instytucją, kreuje wydarzenia kulturalne stolicy i całej Polski. Nie jest wyłącznie muzeum ze stałą ekspozycją, które pokazuje wybitne dzieła sztuki, ale pozostaje symbolem, który przyciąga uwagę i skłania do refleksji. Czyni to zarówno poprzez organizowane wystawy, które animują społeczną wyobraźnię, a także przez coraz bardziej widoczne wchodzenie zamkowych wydarzeń w publiczną przestrzeń. Jest dobrze rozpoznawalnym znakiem polskiej kultury i historii, zrozumiałym i zapamiętywanym zarówno przez Polaków, jak i przez obcokrajowców odwiedzających Warszawę. Potwierdza, że Polska zawsze była istotną częścią europejskiej cywilizacji – przynależała do kultury naszego kontynentu, współtworzyła ją i nadal współtworzy. Zamek bardzo wyraźnie pokazuje istnienie w Polsce głównego nurtu sztuki europejskiej – zarówno przez posiadane od dawna dzieła, jeszcze z kolekcji królewskiej, jak również przez wielkie donacje Karoliny Lanckorońskiej i Andrzeja Ciechanowieckiego, a ostatnio także przez liczne zakupy. Kolekcja zamkowa jest własnością wszystkich Polaków i stanowi wizytówkę kraju.
W ciągu ostatnich kilku lat zamkowe zbiory wzbogaciły się o ponad 500 nowych obiektów – obrazów, grafik, rzeźb, porcelanę i rysunki. To największe zakupy od 200 lat…
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Tak, pozyskane dzieła dołączyły do istniejącej wcześniej kolekcji, uzupełniają nasze zbiory. Wprawdzie zamek jest królewski, był siedzibą króla, ale można powiedzieć, że w tej chwili prowadzi „imperialną” politykę zakupową. Zdobywamy dzieła, które podnoszą rangę całego stanu posiadania – sięgamy wyłącznie po sztukę i rzemiosło najwyższej klasy, czasem są to dzieła wręcz wybitne w skali europejskiej i światowej. Muszą być jednak dostosowane do naszych wnętrz i dobrze się w nich prezentować. Kupowaliśmy i nadal chcemy kupować nie tylko malarstwo, ale także rzeźbę, rzemiosło, w tym przede wszystkim porcelanę i meble z XVIII wieku oraz rysunki i grafiki. Najnowsze nasze zakupy pokazujemy na wystawie „Wspaniała Jedenastka”. W trakcie szykowania tego pokazu nie kończyły się dyskusje, które dzieła włączyć do tej jedenastki, więc ostatecznie postanowiliśmy wytypować dwa różne zestawy po jedenaście obrazów każdy – ta druga, „zapasowa jedenastka” jest również gotowa do pokazania, zanim obie zostaną rozproszone po wnętrzach historycznych.
Dlaczego kupujemy tyle dzieł sztuki? Otóż jest to chyba ostatni tak dogodny moment, kiedy wybitne dzieła sztuki nie zniknęły jeszcze z rynku, a młodzi właściciele prywatnych kolekcji pozbywają się zbiorów gromadzonych przez przodków. Następuje zmiana pokoleniowa, mamy do czynienia ze swoistą rotacją zbiorów i jest to zjawisko dla nas bardzo korzystne, bo ceny jeszcze nie są zaporowe. Spodziewamy się bowiem, że w nieodległej przyszłości mogą poważnie wzrosnąć.
Budujemy bardzo atrakcyjną kolekcję malarstwa. Prace niektórych twórców, jak np. Paola Uccella, którego obraz niedawno kupiliśmy, nie występują już w obiegu antykwarycznym, więc w tym wypadku skorzystaliśmy z okazji zupełnie niezwykłej. To pod każdym względem trafiona inwestycja. Przy każdym zakupie obowiązują restrykcyjne procedury, długo konsultujemy przedstawione oferty z zespołem historyków sztuki, kustoszy, muzealników, konserwatorów i ekspertów rynku antykwarycznego, więc każda decyzja jest w pełni przemyślana i uzasadniona. Mamy bardzo dobre rozeznanie rynku sztuki, zarówno w obrocie dziełami z kolekcji prywatnych, jak i na aukcjach. Nasi eksperci potrafią odróżnić obraz poprawiany, źle atrybuowany, czyli z nieprawidłowo przypisanym autorstwem, od pełnowartościowych dzieł najwyższej klasy. Zamkowa kolekcja należy do najważniejszych w Polsce i już teraz zwraca uwagę ekspertów z najważniejszych placówek na świecie.
Jakie obiekty wzbogaciły zamkową kolekcję w ostatnim czasie?
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: To przede wszystkim „Madonna” wspomnianego już Paola Uccella – czołowego mistrza XV-wiecznego malarstwa włoskiego, a dokładniej – florenckiego renesansu. Dalej Mattia Preti i jego „Partia tryktraka” z ok. 1635 r. – alegoria trzech etapów życia: młodości, dojrzałości i wieku podeszłego. Artysta był zafascynowany obrazami Caravaggia, wielkiego mistrza z przełomu XVI i XVII wieku. Kolejne dzieła to „Forum Nerwy” i „Widok Kapitolu z kościołem Santa Maria in Aracoeli” autorstwa Bernarda i Lorenza Bellotto. Chcę podkreślić, że oba należały do kolekcji stanisławowskiej, czyli do oryginalnego wyposażenia Zamku z XVIII w., na który powróciły po ponad dwóch stuleciach. Równolegle stworzyliśmy od zera kolekcję wczesnej sztuki włoskiej z XIV w. i początku XV w. Dzieło Uccella zamyka ten zbiór, ale jest tam kilka perełek z pracowni w Sienie i Florencji – posłużą one do zdobienia Gabinetu Włoskiego, który otworzymy jesienią.
Z bardzo skromnego zbioru porcelany udało się stworzyć wyjątkową i bardzo różnorodną kolekcję. Chcemy ją nadal rozbudowywać, by stała się jedną z najważniejszych w Europie. Obecnie to przede wszystkim najwyższej klasy porcelana miśnieńska powstała na zamówienie Sasów – Augusta II i Augusta III, kolekcja liczy w tej chwili 450 przedmiotów wykonanych z „białego złota”. Mamy także serwisy z innych manufaktur, w tym z polskich wytwórni w Korcu i Baranówce z przełomu XVIII i XIX w. Ten zbiór liczy ok. 200 obiektów. Posiadamy także kilkanaście naczyń z niezwykle rzadkiego serwisu sułtańskiego, wykonanego w Belwederze na zlecenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz znakomite wyroby z Sevres koło Paryża. W ciągu kilku lat udało się stworzyć wyjątkową ekspozycję delikatnych arcydzieł.
Ostatnio udało się nam pozyskać do zamkowych zbiorów wspaniały rysunek Rafaela, „Portret wojownika” oraz kompozycję „Projekt królewskiej gondoli” Giovanniego Battisty Tiepolo, wykonany na przyjazd do Wenecji młodego królewicza z dynastii Wettynów. Spektrum zakupowe jest szerokie, bo Zamek jest nie tylko muzeum wnętrz z okresu stanisławowskiego, ale także salonem wybitnych dzieł sztuki, prezentującym wiele epok i stylów, zwłaszcza w parterowej Galerii Arcydzieł.
Wkrótce rozpocznie się tu wystawa Władysława Hasiora, nawiązująca do wspomnianej już wystawy tego twórcy sprzed 50 lat. Jak zwiedzający odbierają kontrast między dawną a współczesną sztuką?
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Wystawa Hasiora sprzed pół wieku tchnęła ducha w świeżo odbudowany gmach, w pewnym sensie ukształtowała go dla wielkiej sztuki bez podziałów chronologicznych i zapoczątkowała funkcjonowanie Zamku jako miejsca kulturotwórczego. Dlatego nie obawiamy się łamania schematów i wystawiania sztuki współczesnej w historycznych wnętrzach. Duży kontrast i drapieżne zestawienie może wydawać się szokujące i stanowi wyzwanie, które jednak chętnie podejmujemy. Niejednokrotnie wystawialiśmy już sztukę współczesną – przypomnę choćby wystawę dzieł Magdaleny Abakanowicz w klasycystycznym wnętrzu Biblioteki Zamkowej oraz wystawę Jerzego Nowosielskiego. Wbrew pozorom takie kontrastowe zestawienia są dobrze przyjmowane, zaskakują, wzbudzają silne emocje i zmuszają do przemyśleń. Atrakcyjność kultury, jej siłę uwodzenia można oszacować przy spotkaniu dawnej i współczesnej twórczości w zamkowych wnętrzach, otwartych na wyborną sztukę bez podziału na epoki i style. Z jednej strony jesteśmy przywiązani do tradycji i dobrze utrwalonych symboli, z drugiej zaś chętnie przyjmujemy trendy nowe i wybiegające w przyszłość. Myślę, że w pierwszej kolejności powinniśmy mówić o podziale na sztukę dobrą i złą, a nie na dawną i współczesną.
Wystawa Władysława Hasiora, którą otwieramy, ma być także hołdem dla inicjatora odbudowy Zamku, prof. Stanisława Lorentza i wszystkich osób, które pół wieku temu odbudowały Zamek – to swoista „klamra” spinająca półwiecze między 1974 i 2024. To także hołd dla milionów Polaków, którzy swoją ofiarnością i determinacją pomogli w odbudowie Zamku. Przyczyniła się do tego wielka, ogólnonarodowa mobilizacja – Zamek Królewski powstał ze składek całego społeczeństwa i należy do nas wszystkich. Niewiele spraw tak łączyło Polaków.
Przygotowujemy plany na następne lata, ale pamiętamy o przeszłości i pielęgnujemy tradycję – codziennie o godzinie 11.15 odgrywany jest hejnał zamkowy – o tej godzinie 17 września 1939 r. zatrzymał się zegar na wieży. Nie zapominamy, że podczas niemieckiego nalotu we wrześniu 1939 r. na dziedzińcu zginął kustosz zamkowych zbiorów Kazimierz Brokl, któremu co roku składamy hołd. Historyczne dziedzictwo bardzo przydaje się przy okazji wizyt koronowanych głów i przywódców politycznych – na Zamku gościli m.in. prezydenci Stanów Zjednoczonych, królowa Wielkiej Brytanii i nowokoronowany król Danii.
Podczas pandemii sceptycy przewidywali koniec muzeów. Tymczasem liczba zwiedzających Zamek zwiększa się.
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Zamek jest zaprzeczeniem twierdzenia, że muzeum jest miejscem nudnym i wystarczy jedna wizyta na całe życie, by wiedzieć, co tam się znajduje. Królewska rezydencja zmienia się, ewoluuje i zaskakuje. Oczywiście podczas pandemii mieliśmy obawy co do przyszłości. Pojawiły się głosy „po co finansować muzea, jeśli nikt tam nie przychodzi?” Choć przez kilka miesięcy faktycznie nie przyjmowaliśmy zwiedzających, ale nie był to okres zastoju i próżnowania. Skorzystaliśmy z innych form działania za pomocą narzędzi internetowych. Pojawiła się seria małych, lecz atrakcyjnych wystaw tematycznych. Zapewniły one natychmiastową gotowość do startu po pandemii, a jednocześnie stały się naprawdę ciekawymi wydarzeniami kulturalnymi.
Pokaz przygotowany na rocznicę śmierci Kazimierza Wielkiego poprzedzał upamiętnienie Stanisława Małachowskiego, marszałka Sejmu Wielkiego, a „Pejzaże na porcelanie” nie były odległe w czasie od tajemniczych grafik Piranesiego, przedstawiających więzienia. Nie przespaliśmy pandemii. W tym trudnym czasie sondowaliśmy rynek sztuki, powstały katalogi zbiorów, pracowaliśmy nad nową aranżacją królewskich komnat.
Efekty przyszły szybko. Cały czas rośnie liczba zwiedzających. W ubiegłym, rekordowym roku całą przestrzeń zamku wraz z ogrodami odwiedziło ponad dwa miliony osób. Wiele wskazuje, że w tym roku będzie jeszcze więcej gości, bo tegoroczne dane o frekwencji wskazują na wzrost o kilka procent, powodem jest stale poszerzana oferta kulturalna. Cieszy nas, że coraz więcej osób odwiedza nas wielokrotnie, przychodząc nie tylko na wystawy czasowe, ale chcąc obejrzeć wzbogaconą ekspozycję stałą – Pokój Prezydencki, Galerię Porcelany, KrólewskiPokój Wettynów, które powstały w ciągu ostatnich lat. Czasem turyści trafiają do nas przypadkowo, np. przez Targi Książki w Arkadach Kubickiego i później zwiedzają pokoje królewskie. Zamkowe Arkady są wyjątkowe ze szczególnego powodu – to jedno z niewielu miejsc w Warszawie, a może nawet jedyne, gdzie chodzimy po drewnianym bruku.
Zamek to zbiory muzealne i jednocześnie placówka naukowa…
Prof. Wojciech FAŁKOWSKI: Nasze zbiory muzealne nie tylko nie spowszedniały, ale wręcz zyskały na atrakcyjności. Dobrze, jeśli będą stale powiększane, bo to zwiększa rangę Zamku wśród innych europejskich muzeów. Niedawno byłem na posiedzeniu Stowarzyszenia Europejskich Rezydencji Królewskich (ARRE) zrzeszającego ponad 30 najważniejszych instytucji z 15 krajów Europy. Omawialiśmy możliwości współpracy z innymi placówkami przy projektach wystawienniczych i naukowych. Przyszłość Zamku zależy od kompetencji naszego zespołu, a one są naprawdę bardzo wysokie. Nie tylko kustosze, ale i działy techniczne są w stałym kontakcie ze swoimi odpowiednikami, muzealnikami z całego świata. Zamek Królewski to również placówka naukowa skupiająca wysokiej klasy ekspertów z różnych dziedzin sztuki. Jest instytucją organizującą ważne sympozja i konferencje naukowe. Bez naukowego zaplecza popularyzacja naszych zbiorów nie byłaby możliwa. Przyciągamy najwybitniejszych historyków sztuki i naukowców z różnych dziedzin, ponieważ znajdują u nas wyjątkową okazję łączenia pracy naukowej z obcowaniem ze zbiorami, ze zgromadzonymi wybitnymi dziełami sztuki. Historyk sztuki musi oglądać obiekt, mieć z nim realną styczność, a nie bazować tylko na teoretycznych opracowaniach, czy podręcznikowej wiedzy.
Zamek Królewski to miejsce naukowych dyskusji i debat, niekiedy gorących sporów. Ma swoją siłę przyciągania i niezwykły magnetyzm. Dla naukowców z całego świata to atrakcyjne miejsce do badań, które później są prezentowane w publikacjach. Chcemy przyciągać elity i stworzyć wielkie muzeum, łączące piękno sztuki z naukową analizą.
Maciej Replewicz/PAP/eg