Zdarzyło się w XX wieku (51)
Zdarzyło się w XX wieku Rafała LEŚKIEWICZA to przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych, o których warto pamiętać w nadchodzącym tygodniu (29 września – 5 października 2024 r.).
Dnia 30 września 1955 r. w wypadku samochodowym w Cholame (Kalifornia) zginął amerykański aktor młodego pokolenia James Dean. Był obiecującym aktorem, który mimo że zagrał tylko w trzech poważnych filmach, stał się ikoną, symbolem buntu młodych mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
James Dean urodził się 8 lutego 1931 r. w Marion, w stanie Indiana. Kiedy miał 6 lat, jego rodzina przeprowadziła się do Kalifornii, osiedlając się w Santa Monica. W wieku 9 lat stracił matkę. Relacje z ojcem nie układały mu się najlepiej. Z powodu problemów wychowawczych ojciec wysłał go do mieszkającej w Indianie, bardzo religijnej i wyznającej surowe zasady dalszej rodziny.
W okresie szkoły średniej James pasjonował się wyścigami samochodowymi, ale również aktorstwem. Brał także udział w konkursach recytatorskich. Gdy uczestniczył w zajęciach koła aktorskiego, dostrzeżono w nim spory potencjał. Charakteryzował się oryginalną ekspresją, która potem, już w poważnych rolach filmowych, stała się jego znakiem rozpoznawczym, przyczyniając się do olbrzymiej popularności.
Studiował prawo i aktorstwo w Los Angeles, grywał w reklamach i serialach. Po raz pierwszy pojawił się na dużym ekranie, grając w reklamie Pepsi, w 1950 r. Później przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie obok pracy na planie seriali telewizyjnych występował również na Broadwayu. Kontynuował także edukację aktorską w Actors Studio, mając m.in. kontakt ze znanym już wówczas Marlonem Brando.
Wkrótce rozpoczęła się jego prawdziwa kariera aktorska, która przyniosła mu olbrzymią sławę. Zagrał w dwóch głośnych filmach, „Na wschód od Edenu” i „Buntownik bez powodu”. To właśnie za rolę Jima Starka otrzymał w 1955 r., pośmiertnie, nominację do Oscara za pierwszoplanową rolę męską. Ostatnia produkcja, „Olbrzym”, trafiła do kin już po jego tragicznej śmierci. W ostatnich scenach tego filmu grał dubler. Za rolę w tym filmie także był nominowany do Oscara, w 1956 r.
Na szczególną uwagę zasługuje „Buntownik bez powodu”, film niezwykle autentyczny, gdzie główny bohater grany przez Jamesa Deana odpowiada jego cechom charakteru. Ta produkcja była przełomowa w jego krótkiej karierze, od tego momentu stał się ikoną swojego pokolenia. W trzecim, ostatnim filmie, zatytułowanym „Olbrzym”, zagrał u boku prawdziwych gwiazd Hollywood Elizabeth Taylor i Rocka Hudsona.
Jego karierę przerwała nagła śmierć. Rozbił się na autostradzie 66 – zderzył się z innym autem, jadąc swoim Porsche 550 Spyder, na którym widniała nazwa, którą kazał namalować: Little Bastard, czyli Mały Drań. James Dean przeżył wypadek, zmarł w szpitalu tego samego dnia.
1 października 1983 r. odsłonięto w Warszawie, przy ul. Podwale, pomnik Małego Powstańca, jeden z symboli warszawskiej Starówki. Uroczystego odsłonięcia pomnika dokonał jeden z powstańców, w 1944 r. młody harcerz Jerzy Świderski.
Pomnik przedstawia postać kilkuletniego chłopaka w dużym hełmie na głowie. Powstaniec ma na sobie za dużą panterkę i buty, przez ramię ma przewieszony karabin. Na hełmie widać orzełka i biało-czerwoną opaskę.
Na pomniku znajduje się inskrypcja o treści: „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, za każdy kamień twój, Stolico, damy krew”. To fragment piosenki napisanej przez Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego.
Ten pomnik upamiętnia najmłodszych powstańców, dzieci i młodzież, które z narażeniem zdrowia i życia, także poświęcając swoje życie, walczyły z Niemcami o wolną stolicę. Warto dodać, że tuż po upadku Powstania do niemieckiej niewoli trafiło ok. 1 tys. młodych chłopców – żołnierzy niemających 18 lat. Symbolem młodzieńczego zrywu i poświęcenia jest Jerzy Szulc, ps. „Tygrys”, który zaciągnął się do powstańczego zgrupowania Chrobry II, mając zaledwie 10 lat, choć w trakcie rekrutacji podał, że ma 12 lat. Był łącznikiem i nosił meldunki do budynku PAST-y.
1 października pomnik stanął na Starówce w trakcie obchodów 15-lecia nadania Chorągwi Warszawskiej Związku Harcerstwa Polskiego imienia Bohaterów Warszawy. Choć warto podkreślić, że wizerunek Małego Powstańca był w Warszawie już znany.
Autorem pomnika jest Jerzy Jarnuszkiewicz, wybitny artysta rzeźbiarz, który przygotował pierwowzór tego postumentu w 1946 r., jeszcze podczas studiów na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wykonawcą odlewu były Zakłady Mechaniczne im. Marcelego Nowotki w Warszawie. Środki na posadowienie pomnika zebrali harcerze.
2 października 1946 r. w Versoix koło Genewy zmarł Ignacy Mościcki, prezydent RP w latach 1926–1939. Wiele lat później, w 1993 r., szczątki prezydenta Mościckiego trafiły do Polski, gdzie złożono je w Archikatedrze św. Jana w Warszawie.
Mościcki urodził się w 1867 r. w Mierzanowie, niedaleko Ciechanowa. Pod koniec XIX wieku studiował chemię na ryskiej politechnice. Działał w strukturach socjalistycznych, uczestniczył jako delegat w Kongresie II Międzynarodówki.
W 1897 r. przeniósł się do Szwajcarii i zaczął pracować na Uniwersytecie we Fryburgu. Później, od 1912 r., rozpoczął pracę w Katedrze Chemii Fizycznej i Elektrochemii Technicznej Politechniki Lwowskiej. Już w wolnej Polsce zajmował się pracą naukową i budową polskiego przemysłu chemicznego. Stworzył Chemiczny Instytut Badawczy. Był m.in. dyrektorem Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Chorzowie.
Od 1926 r. w konsekwencji zamachu majowego Piłsudski zaproponował go na urząd prezydenta RP. W wyniku głosowania Zgromadzenia Narodowego 1 czerwca 1926 r. objął najważniejszy urząd w państwie, pełniąc go do końca września 1939 r., ponieważ ponownie został wybrany na prezydenta w 1933 r.
Po agresji Niemiec na Polskę i w konsekwencji ataku Związku Sowieckiego zdecydował się na opuszczenie terytorium RP i udał się do Rumunii. Tu został internowany. Na swojego następcę wyznaczył Władysława Raczkiewicza.
Pod koniec grudnia 1939 r. już jako były prezydent wyjechał wraz z żoną Marią z Dobrzańskich do Szwajcarii. Mieszkał we Fryburgu, gdzie mimo wcześniejszych zapewnień nie otrzymał pracy. W 1941 r. zaczął pracować w Genewie, w laboratorium chemicznym firmy Hydro Nitro, gdzie prowadził także swoje badania naukowe. Pod koniec wojny rząd brytyjski przyznał mu niewielką i dożywotnią rentę.
2 października 1946 r. zmarł. Jego doczesne szczątki zostały uroczyście przetransportowane do Polski dzięki inicjatywie ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy i prymasa Polski Józefa Glempa. 13 września 1993 r. złożono je w krypcie Archikatedry św. Jana w Warszawie.
3 października 1993 r. w Mogadiszu, w stolicy Somalii,doszło do akcji amerykańskich sił specjalnych, której celem było aresztowanie przywódców organizacji Habar Gidir kierowanej przez Farraha Mohameda Aidida, który w wyniku wojny domowej przejął władzę w tym kraju. Z pozoru typowa operacja specjalna przerodziła się w wielogodzinną bitwę miejską, z licznymi ofiarami śmiertelnymi zarówno po stronie Amerykanów, jak i miejscowej ludności. Przebieg wydarzeń odtworzył w słynnym filmie „Helikopter w ogniu” Ridley Scott.
Operację wojskową o kryptonimie Gothic Serpent (Gotycki Wąż) zaplanowano po wiarygodnym sygnale otrzymanym od CIA. 3 października po południu w okolice miejsca spotkania przywódców organizacji wysłano śmigłowce z operatorami Delty i Rangersami. Dodatkowo w działaniach wzięli udział żołnierze jednostek specjalnych na ziemi.
Początkowo operacja przebiegała zgodnie z planem, udało się wejść do budynku hotelu „Olimpic”, w którym przebywali przywódcy Habar Gidir. Jednak samo pojawienie się amerykańskich śmigłowców oraz konwoju na ziemi wywołało zainteresowanie Somalijczyków, którzy na widok żołnierzy amerykańskich zaczęli do nich strzelać. Podpalono także opony, co wywołało gęsty czarny dym, utrudniający akcję z powietrza.
Mimo to udało się aresztować 24 ważnych dowódców organizacji Habar Gidir. Kiedy przygotowano ich do ewakuacji, zaczęło przybywać Somalijczyków używających nie tylko broni strzeleckiej, ale również granatników RPG. Wywiązała się regularna strzelanina, w trakcie której rannych zostało kilku Rangersów. W jednym z samochodów typu Hummer zginął amerykański żołnierz.
Niedługo potem został zestrzelony jeden ze śmigłowców Black Hawk, na pokładzie którego znajdowało się łącznie 8 osób, zarówno żołnierzy Delty, jak i załogi. Maszyna spadła w terenie, gdzie przebywali Somalijczycy. Podjęto decyzję o akcji ratunkowej. Przybyli żołnierze zostali otoczeni i byli intensywnie ostrzeliwani przez mieszkańców Mogadiszu. Sytuacja robiła się coraz bardziej krytyczna, straty wśród agresywnych Somalijczyków były coraz większe. Część z nich to były przypadkowe ofiary, które wykorzystywano do osłaniania atakujących.
W czasie dalszych walk Amerykanie stracili kolejny śmigłowiec, co wymagało podjęcia następnej akcji ratunkowej. Przewaga liczebna atakujących mieszkańców miasta, brak amunicji, trudności w przemieszczaniu się wąskimi uliczkami Mogadiszu oraz chaos organizacyjny potęgowały trudną sytuację zarówno konwoju transportującego pojmanych, jak i akcje ratunkowe załóg rozbitych maszyn.
Ostatecznie udało się zorganizować dobrze uzbrojony i liczny konwój ratunkowy pod dowództwem ppłk. Danny’ego McKinghta, w skład którego weszły czołgi i transportery opancerzone. Udało się ewakuować żołnierzy, którzy wiele godzin wcześniej dotarli do pierwszego zestrzelonego śmigłowca. Przy drugim z kolei nie znaleziono nikogo. Dopiero kilkanaście dni później w wyniku negocjacji odzyskano ciała zabitych i uwolnionego zakładnika Michaela Duranta.
Te wydarzenia miały daleko idące konsekwencje, oto bowiem najsilniejsza i najlepiej wyposażona armia świata została mocno sponiewierana przez cywilnych mieszkańców Mogadiszu. Zginęło 18 amerykańskich żołnierzy, kilkudziesięciu zostało rannych. Śmierć poniosło także ponad 1 tys. Somalijczyków. Kilka tysięcy zostało rannych.
Prezydent USA Bill Clinton znalazł się w trudnym położeniu. Sekretarz Obrony USA Les Aspin podał się w grudniu do dymisji. Ostatecznie zdecydowano się na opuszczenie Somalii w 1994 r. Kraj ten do dzisiaj nie wyszedł z kryzysu wywołanego wieloletnią wojną domową.
4 października 1918 r. gen. Józef Haller objął dowództwo nad Armią Polską we Francji. Był pierwszym polskim dowódcą tej formacji, nazywanej „Błękitną Armią” (ze względu na kolor munduru), funkcjonującą na emigracji w czasie I wojny światowej. Pierwszym dowódcą „Błękitnej Armii” był francuski generał Louis Archinard.
Ta formacja zbrojna powstała we Francji w 1917 r. na podstawie dekretu prezydenta Francji Raymonda Poincaré z 4 czerwca. Nastąpiło to dzięki inicjatywie Romana Dmowskiego i Komitetu Narodowego Polskiego. Armia miała walczyć pod własnym, polskim sztandarem, za wyposażenie i utrzymanie miały odpowiadać władze francuskie. Do Armii zaciągali się ochotnicy polscy z Francji, Holandii i Anglii, później także jeńcy, którzy w czasie wojny dostali się do niewoli. Korpus oficerski stanowili głównie Francuzi.
Późniejsze działania Ignacego Jana Paderewskiego, będącego przedstawicielem Komitetu Narodowego Polskiego w USA przyczyniły się do zwiększenia liczby ochotników do armii o 20 tys. żołnierzy pochodzących ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. W pierwszej połowie 1919 r. żołnierze znaleźli się na ziemiach polskich i od razu zostali skierowani na kresy południowo-wschodnie. W czerwcu 1919 r. Józef Haller został odwołany z funkcji dowódcy „Błękitnej Armii”. Od 1 września Armia oficjalnie działała w strukturach Wojska Polskiego. Hallerowi z kolei powierzono dowodzenie Frontem Południowo-Zachodnim. Jesienią 1919 r. został dowódcą Frontu Pomorskiego, by zająć Pomorze przyznane Polsce na mocy postanowień traktatu wersalskiego. 10 lutego 1920 r. gen. Haller dokonał w Pucku symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem.
Rafał LEŚKIEWICZ
Doktor nauk humanistycznych, historyk, publicysta, manager IT. Dyrektor Biura Rzecznika Prasowego i rzecznik prasowy Instytutu Pamięci Narodowej. Autor, współautor i redaktor blisko 200 publikacji naukowych i popularnonaukowych dot. historii najnowszej, archiwistyki, informatyki oraz historii służb specjalnych.