Zdarzyło się w XX wieku (55)
Zdarzyło się w XX wieku Rafała LEŚKIEWICZA to przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych, o których warto pamiętać w nadchodzącym tygodniu (27 października – 2 listopada 2024 r.).
Dnia 27 października 1920 r. Konferencja Ambasadorów działająca przy Lidze Narodów ustanowiła Gdańsk Wolnym Miastem. Była to nowa forma zarówno terytorialna, jak i administracyjna, proklamowana kilkanaście dni później, 15 listopada.
Zorganizowanie takiej formuły funkcjonowania Gdańska w nowej rzeczywistości geopolitycznej, ukształtowanej po zakończeniu I wojny światowej, było powiązane przede wszystkim z pojawieniem się ponownie na mapie Europy państwa polskiego. Dla władz odradzającego się państwa jedną z kluczowych kwestii było ostateczne ukształtowanie i zatwierdzenie granic. Zasadniczą sprawą było także zapewnienie Polsce dostępu do morza, bo to było gwarancją pełnej niezależności i dawało perspektywę rozwoju gospodarczego.
Gdańsk był zamieszkały w większości przez Niemców, dla których nie do zaakceptowania była perspektywa znalezienia się w granicach państwa polskiego, a tym samym stania się obywatelami Polski. Z drugiej jednak strony takie było oczekiwanie polityczne przedstawicieli reprezentujących interesy polskie na konferencji w Paryżu. Zarówno Roman Dmowski, jak i Ignacy Paderewski wyraźnie to akcentowali, wskazując, że chcą powrotu do granic sprzed pierwszego rozbioru. Polskie starania o Gdańsk były przedmiotem rozważań komisji zajmującej się Polską, której przewodził Jules Martin Cambon.
Premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George był przeciwny przyznaniu Polsce Gdańska, co rekomendowała komisja pod przewodnictwem Cambona. Niejednoznaczne było także stanowisko prezydenta USA Woodrowa Wilsona mimo deklaracji w 13. punkcie orędzia ze stycznia 1918 r., gdzie podkreślał, że powinna powstać Polska z dostępem do morza.
Wobec ścierających się poglądów co do przynależności miasta zdecydowano ostatecznie o utworzeniu Wolnego Miasta Gdańska. Potwierdzeniem ustaleń były zapisy dotyczące Gdańska w traktacie wersalskim z 28 czerwca 1919 r. Samo Wolne Miasto Gdańsk to blisko 2 tys. km. kw., m.in. z Sopotem wchodzącym w granice tej jednostki administracyjnej.
Niemcy nie mogły się pogodzić z taką decyzją, starano się za wszelką cenę zatrzymać emigrację ludności niemieckiej z miasta. Zaczęto na przykład wspierać finansowo działające w Gdańsku niemieckie zakłady przemysłowe. Władze Niemiec robiły także wszystko, by w mieście nadal pracowali niemieccy urzędnicy.
Formalne relacje pomiędzy Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem zostały uregulowane na mocy Konwencji Paryskiej z 9 listopada 1920 r. Regulacje dotyczące relacji z Polską były skomplikowane. Z jednej strony władze RP mogły reprezentować Gdańsk na arenie międzynarodowej, z drugiej zaś Wolne Miasto miało status niejako państwowy, a dodatkowo znajdowało się pod opieką Ligi Narodów. W Wolnym Mieście Gdańsku działał parlament – jednoizbowy Senat – ustanowiono hymn i walutę, którą był gulden. Językiem urzędowym był niemiecki, choć w komunikacji z Polakami należało tłumaczyć wszelkie pisma na język polski. O polskie sprawy miał dbać komisarz generalny RP
Mimo sporej autonomii Wolne Miasto Gdańsk było w polskim obszarze celnym. Dodatkowo powołana została Rada Portu i Dróg Wodnych składająca się z przedstawicieli Polski i Wolnego Miasta Gdańska. Rada odpowiadała za zarządzanie portem gdańskim.
Niestety, Wolne Miasto Gdańsk przez cały okres II RP było terenem sporów i ścierania się interesów Polski oraz Niemiec. Eskalacja konfliktu o Gdańsk zaczęła narastać po dojściu Adolfa Hitlera do władzy, czego finałem była agresja 1 września 1939 r.
W dniu 29 października 1944 r. 1. Dywizja Pancerna dowodzona przez gen. Stanisława Maczka wyzwoliła holenderskie miasto Bredę. Do dzisiaj pamięć o dzielnych Polakach jest żywa wśród mieszkańców, którzy wyrażają wdzięczność za wyswobodzenie tej miejscowości z rąk Niemców.
Miasto udało się odbić bez większych zniszczeń i strat w ludności cywilnej. Było to tym bardziej istotne, że miasto było bogate w liczne zabytki, w tym Kościół Główny Najświętszej Marii Panny, zbudowany w stylu brabanckim. Wyzwolenie miasta miało duże znaczenie polityczne, otwierało bowiem drogę w kierunku rzeki Mozy, gdzie znajdowały się mosty niezniszczone przez wycofujące się wojska niemieckie. To było niezwykle ważne dla zapewnienia ciągłości zaopatrzenia dla wojsk alianckich, zmierzających w stronę Berlina.
W walkach na granicy belgijsko-holenderskiej brała udział 1. Dywizja Pancerna. Żołnierzom dowodzonym przez Stanisława Maczka udało się, po przekroczeniu granicy z Holandią, zająć kilka miejscowości, co pozwoliło przygotować uderzenia na Bredę. Zakładano, że Niemcy będą się tu długo bronić, ponieważ był to ważny punkt komunikacyjny.
Perspektywa ciężkich walk wisiała w powietrzu. 200 armat przeciwpancernych i 45 tys. żołnierzy niemieckich z jednej strony. Z drugiej 300 czołgów, 450 dział artyleryjskich i 15 tys. polskich „Czarnych Diabłów”.
Maczek wiedział, że frontalny atak zniszczy całe miasto i doprowadzi do dużych strat wśród ludności cywilnej. Pierwszą decyzją, jaką podjęto, było odstąpienie od wsparcia powietrznego i bombardowań miasta.
Bredę uratował manewr taktyczny. Na spodziewających się natarcia od zachodu Niemców ofensywa polskiej 10. Brygady Kawalerii Pancernej płk. Tadeusza Majewskiego uderzyła od wschodu, wcześniej obchodząc Bredę od północy, zaskakując nieprzyjaciela. Co istotne, wschodnia część miasta nie była przygotowana do obrony. Walki trwały nocą z 28 na 29 października i doprowadziły do szybkiego zajęcia wschodnich przedmieść miasta. 29 października toczyły się kluczowe walki. Od południowego zachodu atak przypuścili żołnierze 3. Brygady Strzelców. Niemcy, obawiając się otoczenia przez Polaków, podjęli decyzję o wycofaniu się z miasta. Ostatnie walki toczyły się 30 października, gdy polscy żołnierze zlikwidowali wszystkie niemieckie punkty oporu. Breda była wolna. W walkach o to miasto poległo 151 polskich żołnierzy, kilkuset zostało rannych.
Niestety, dalsza ofensywa aliancka zwolniła. To z kolei spowodowało, że żołnierze gen. Maczka pozostali w okolicach Bredy i w samym mieście. Część z nich związała się z Holenderkami i pozostała po wojnie na stałe w Holandii i Belgii, tym bardziej że wiedzieli o dostaniu się Polski w strefę wpływów sowieckich.
Gen. Stanisław Maczek w podziękowaniu za wyzwolenie Bredy otrzymał na wniosek mieszkańców miasta honorowe obywatelstwo Holandii. Po śmierci w 1994 r. Maczek został pochowany na polskim cmentarzu w Bredzie, wśród swoich żołnierzy, poległych w 1944 r.
Dnia 30 października 1989 r. odbyła się premiera filmu 300 mil do nieba w reżyserii Macieja Dejczera. Ten polsko-duńsko-francuski film fabularny ze scenariuszem Cezarego Harasimowicza i muzyką Michała Lorenca opierał się na przejmującej, prawdziwej historii nastolatków, braci Adama i Krzysztofa Zielińskich, którzy uciekli w 1985 r. z Polski do Szwecji, ukrywając się pod naczepą TIR-a.
Wersja fabularna różni się nieco od prawdziwej historii. Film opowiada o dwóch braciach, Jędrku i Grześku, pochodzących z inteligenckiego domu, którzy w 1985 r. postanowili zmienić życie, uciekając na Zachód. Ojciec chłopców był nauczycielem historii represjonowanym przez komunistyczne władze, w domu była bieda. W szkole obaj bracia spotykali się ze złym traktowaniem ze względu na poglądy polityczne ojca.
Obu braciom udało się ukryć w naczepie samochodu ciężarowego i dzięki temu dotarli do Danii, gdzie dzięki pomocy dziennikarki, imigrantki z Polski, trafili najpierw do ośrodka dla uchodźców, a później do duńskich rodzin, otrzymując azyl. Przejmująca scena filmu prezentuje rozmowę ojca z chłopcami, gdy ten wykrzykuje do słuchawki, by nigdy nie wracali do Polski.
W rzeczywistości bracia Zielińscy (15-letni Adam i 12-letni Krzysztof), mieszkający niedaleko Dębicy, uciekli 23 października 1985 r. do Szwecji. Pozostawili list do rodziców, w którym wyjaśnili pokrótce powód swojej decyzji. Chłopcy mieli dużo szczęścia. W porcie w Świnoujściu podczas kontroli funkcjonariusze Wojsk Ochrony Pogranicza i celnicy nie zauważyli ich, ukrytych między kołami naczepy samochodu. Ostatecznie udało im się dotrzeć do Ystad, gdzie zostali zatrzymani przez policję.
Ich ucieczka wywołała panikę w obozie władzy. Dość powiedzieć, że SB wszczęła sprawę operacyjną, która miała wyjaśnić, w jaki sposób obu nastolatkom udało się uciec z PRL. Rodzice byli inwigilowani, obserwacji poddawano również dziennikarzy zagranicznych, którzy chcieli z nimi porozmawiać.
Oficjalnie władze domagały się wydania chłopców i ich powrotu do Polski. Rodzicom zawieszono prawa rodzicielskie, ponieważ nie chcieli, by ich synowie wrócili do kraju. Spektakularna ucieczka dwóch nastolatków stała się medialną sensacją opisywaną przez prasę.
Obaj młodzieńcy po osiągnięciu pełnoletności zostali w Szwecji. Krzysztof ukończył studia ekonomiczne i został wykładowcą na uniwersytecie, a Adam zaczął pracę na rynku zaopatrzeniowym.
Walorem tego dramatu społecznego jest pokazanie ponurej i siermiężnej rzeczywistości komunistycznej Polski z perspektywy represjonowanej przez władze rodziny żyjącej na prowincji. Obraz był pokazany na Kongresie Praw Człowieka i Obywatela w Strasburgu w 1989 r. i wywołał niemałe poruszenie. Został także uznany za najlepszy film europejski w 1989 r.
1 listopada 1975 r. po raz pierwszy odbyła się publiczna kwesta na rzecz renowacji warszawskiego cmentarza na Powązkach. Zorganizował ją Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami powołany przez Jerzego Waldorffa.
Komitet powstał rok wcześniej, 7 maja 1974 r., podczas inaugurującego spotkania w Muzeum Historycznym na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Pomysłodawcą i długoletnim przewodniczącym Komitetu był Jerzy Waldorff, krytyk muzyczny, pisarz, publicysta i działacz społeczny, który do swojej śmierci w 1999 r. angażował się w prace na rzecz renowacji zabytkowej części Powązek. 5 stycznia 2000 r. sam został pochowany na Powązkach.
Warszawskie Powązki zajmowały szczególne miejsce w sercach osób skupionych w Komitecie. Nekropolia założona pod koniec XVIII wieku, poświęcona w maju 1792 r., jest pomnikiem polskiej historii, miejscem, gdzie złożono doczesne szczątki wielu ważnych dla polskiej historii osób.
Po zakończeniu II wojny światowej przez kolejne dziesięciolecia Powązki popadały w powolną ruinę. Brakowało funduszy na odnawianie nagrobków. Wówczas z inicjatywą publicznych zbiórek, organizowanych 1 listopada każdego roku, wystąpił Waldorff, zachęcony do rozpoczęcia dzieła pomocy przez prof. Stanisława Lorentza, wieloletniego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Do swojego pomysłu zachęcił wielu ludzi kultury, którzy poczynając od 1975 r., regularnie i co roku zbierają pieniądze na renowację cmentarza. Odkąd zaczęto zbiórki, udało się odnowić 1700 nagrobków, rzeźb i kaplic.
W 2014 r. Stare Powązki zostały uznane oficjalnie za pomnik historii na mocy rozporządzenia prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.
2 listopada 1988 r. działający w powijakach internet – wówczas jeszcze pod nazwą ARPANET – do którego były podłączone uczelnie, instytucje publiczne i ośrodki badawcze, po raz pierwszy został zainfekowany złośliwym oprogramowaniem.
Za stworzenie i wypuszczenie „robaka” odpowiadał 23-letni amerykański informatyk Robert Tappan Morris. Jako pierwszy problem z działaniem komputerów podłączonych do sieci dostrzegł 3 listopada, 34 minuty po północy, Andy Sudduth z Harvardu, a później studenci Uniwersytetu w Berkley. W ciągu 24 godzin zawirusowanych zostało 10 procent wszystkich maszyn podłączonych do sieci, czyli ok. 6 tys. komputerów.
Co ciekawe, Morris nie planował stworzenia złośliwego oprogramowania – pisząc skrypt, popełnił błąd, który go drogo kosztował. Nie dość, że doprowadził do infekcji komputerów, to jako pierwszy w historii został skazany za przestępstwo komputerowe.
Napisane przez Morrisa oprogramowanie miało pomóc w stworzeniu mapy ówczesnego internetu, było mało skomplikowane. Miało też pokazać słabość stosowanych wówczas zabezpieczeń. W rzeczywistości wielokrotnie atakowało komputery, prowadząc do ich całkowitego zablokowania. W kilka godzin po uruchomieniu „robaka” komputery nim zainfekowane stały się bezużyteczne, nie mogli się do nich dostać także administratorzy.
Dopiero kilkadziesiąt godzin później informatycy z Massachusetts Institute of Technology oraz Berkeley znaleźli rozwiązanie pozwalające na blokadę złośliwego oprogramowania. Niemniej powrót do normalnego funkcjonowania sieci był możliwy dopiero 10 listopada.
Szkody finansowe wywołane przez „robaka” były duże, szacowane nawet na 100 mln dolarów. Stąd skierowanie sprawy do sądu i kara, jaka spotkała młodego informatyka. Morris otrzymał 3 lata dozoru sądowego oraz 400 godzin prac społecznych, a także grzywnę w wysokości 10 tys. dolarów.
Rafał LEŚKIEWICZ
Doktor nauk humanistycznych, historyk, publicysta, manager IT. Dyrektor Biura Rzecznika Prasowego i rzecznik prasowy Instytutu Pamięci Narodowej. Autor, współautor i redaktor blisko 200 publikacji naukowych i popularnonaukowych dot. historii najnowszej, archiwistyki, informatyki oraz historii służb specjalnych.