Salsa
Fot. ESA/David Ducross

Stary satelita Salsa spłonął nad Pacyfikiem

Po 24 latach badania ziemskiego pola magnetycznego, satelita Salsa spłonął nad Oceanem Spokojnym w „celowym” ponownym wejściu w atmosferę, co jest pierwszym takim wydarzeniem dla Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), która stara się ograniczyć ilość kosmicznych śmieci.

Od czasu wystrzelenia w 2000 roku, satelita Salsa pomagał naukowcom lepiej zbadać magnetosferę – tarczę magnetyczną, która chroni Ziemię przed wiatrami słonecznymi – bez której planeta nie nadawałaby się do zamieszkania.

Według inżynierów ESA, powrót satelity Salsa do domu będzie pierwszym w historii „ukierunkowanym” ponownym wejściem satelity, co oznacza, że spadnie on z powrotem na Ziemię w określonym czasie i miejscu, ale nie będzie kontrolowany podczas ponownego wejścia w atmosferę.

Zespół misji na Ziemi wykonał serię manewrów z 550-kilogramowym satelitą, aby upewnić się, że spłonie on nad odległym i niezamieszkałym regionem południowego Pacyfiku, u wybrzeży Chile.

Ponowne wejście było możliwe dzięki niezwykłej orbicie Salsa o owalnym kształcie. Podczas obrotu wokół planety, który trwa dwa i pół dnia, pojazd kosmiczny oddalał się o 130 tys. kilometrów i zbliżała się na odległość zaledwie kilkuset kilometrów. Zdaniem inżynierów, kluczowe było, aby Salsa zbliżył się na odległość około 110 kilometrów podczas swoich dwóch ostatnich orbit.

„Następnie natychmiast na następnej orbicie zszedł do 80 kilometrów, co jest obszarem w przestrzeni już w atmosferze, gdzie mamy największe szanse (na) całkowite przechwycenie i spalenie” – Bruno Sousa z ESA

Jak tłumaczą astronomowie, gdy jakiś satelita zaczyna wchodzić w atmosferę na wysokości około 100 kilometrów nad poziomem morza, intensywne tarcie z cząsteczkami atmosferycznymi i ciepło, które to powoduje zaczyna go rozbijać. Niektóre fragmenty mogą jednak powrócić na Ziemię.

Fot. ESA/ROSIE

ESA mogła wskazać miejsce, w którym Salsa, wielkości małego samochodu, ponownie wszedł w atmosferę z dokładnością do kilkuset metrów. Ponieważ satelita był tak stary, nie posiadał nowych technologii, takich jak urządzenia rejestrujące, co utrudniało jego śledzenie.

Samolot kontrolny leciał na wysokości 10 kilometrów, aby obserwować, jak satelita spala się i śledził jego spadające szczątki, które powinny stanowić zaledwie 10 proc. jego pierwotnej masy. Salsa to tylko jeden z czterech satelitów wchodzących w skład misji ESA Cluster, która właśnie dobiega końca. Pozostałe trzy satelity czeka podobny los w 2025 i 2026 roku.

ESA ma nadzieję dowiedzieć się z tych ponownych wejść, jakie materiały nie spalają się w atmosferze, aby „w przyszłości móc budować satelity, które mogą całkowicie wyparować w procesie” – twierdzi Sousa.

Naukowcy podkreślają jak ważne jest pozbywanie się kosmicznych kosmicznych śmieci –odpadów pozostawionych przez ogromną liczbę niedziałających już satelitów i innych misji wciąż orbitujących wokół naszej planety.

„Przez kosmiczne śmieci istnieje ryzyko, że satelita operacyjny zderzy się z jakimś obiektem na orbicie, powodując efekt kaskadowy i generując więcej śmieci, co z kolei zagraża innym misjom. Stare śmieci również ponownie wchodzą w atmosferę, co zdarza się niemal codziennie, gdy martwe fragmenty satelitów lub części rakiet spadają z powrotem na Ziemię. Projektowanie satelitów, które całkowicie spłoną w atmosferze, będzie oznaczać – brak ryzyka dla ludności” – podkreśla Benjamina Bastidy Virgili z ESA.

Zdaniem ESA, nie ma jednak powodów do niepokoju, szansa na to, że odłamek kosmiczny zrani kogoś na Ziemi jest mniejsza niż jedna na sto miliardów. Jest to 65 tys. razy mniej niż prawdopodobieństwo uderzenia pioruna.

Emil Gołoś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się