Katastrofa w Gabinecie Owalnym

Katastrofa w Gabinecie Owalnym

Entuzjastyczne poparcie, jakie po kłótni z Trumpem i Vancem zyskał Zełeński od przywódców europejskich nie jest dziś wiele warte dla Ukrainy. Europa ani nie ma mocy, aby skłonić Putina do przerwania wojny, ani nie jest zdolna dać Ukrainie broni niezbędnej do dalszego prowadzenia wojny, ani też nie jest  stanie zagwarantować Ukrainie bezpieczeństwa.

Piątkowa katastrofa Zełenskiego w Białym Domu z całą ostrością unaocznia tragizm sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina. Z jednej strony bowiem wszystko, co mówił Zełenski w trakcie tej dramatycznej sceny, na żywo transmitowanej przez media, jest oczywistą prawdą. To, że Moskwa gotowa jest złamać każde zawieszenie broni; to, że Putin nie uznaje istnienia narodu ani kultury ukraińskiej; i to, że od 2015 roku ani Merkel z Macronem, ani trzej kolejni prezydenci USA – Obama, Trump i Biden – nie potrafili zatrzymać wojny skuteczną dyplomacją. 

Tak, nie ma wątpliwości, że to Zełenski, a nie jego amerykańscy rozmówcy otwarcie i z godnością przedstawiał prawdę historyczną o agresji rosyjskiej, która zaczęła się już przeszło dekadę temu, i o bezskuteczności wszelkiej dotychczasowej dyplomacji w starciu z nieuznającym żadnych reguł moskiewskim tyranem. 

Ale z drugiej strony przecież każdy rozumie, że w ten piątek prezydent Ukrainy znalazł się w Białym Domu nie po to, by raz jeszcze obwieścić światu dobrze znaną prawdę o wojnie w jego kraju. Był tam wyłącznie po to, aby wykorzystać nadarzającą się szansę odnowy słabnącego sojuszu z Ameryką, bez którego jego państwu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. 

Jeszcze w piątek rano wydawało się, że dzięki mądrze prowadzonym przez Ukraińców negocjacjom oraz interwencji Macrona, nalegającego na Trumpa, aby wizyta przywódcy Ukrainy w Białym Domu odbyła się bez żadnej zwłoki, rzecz cała idzie w jak najlepszą stronę. Wynegocjowany tekst umowy amerykańsko-ukraińskiej, powołującej Inwestycyjny Fundusz Odbudowy (RIF), którym miałyby zarządzać wspólnie rządy Ukrainy i USA, w krótkich jedenastu punktach zawierał coś, o czym jeszcze do niedawna Ukraina mogła tylko pomarzyć. Oto Waszyngton miał się podjąć współzarządzania, wraz z Kijowem, procesem powojennej odbudowy kraju, za pomocą Funduszu, do którego Ukraina wpłaci w przyszłości połowę swoich zysków z nowo eksploatowanych bogactw naturalnych. A to miało być dla Trumpa argumentem, iż zgodnie z doktryną „America First” Kijów nie jest już tylko klientem wyciągającym pieniądze amerykańskich podatników, ale krajem, z którym Ameryka robić będzie „big business”.

Dlatego właśnie wdanie się przez Zełenskiego na oczach całego świata w kłótnię z Trumpem, a w efekcie spektakularne zakwestionowanie idei zawieszenia broni, o które Ameryka zabiega z autentyczną determinacją, wyglądało na akt politycznego szaleństwa. Niecną rolę odegrał w tym spektaklu wiceprezydent Vance, który najpierw swoim lekceważącym dla Ukraińców wystąpieniem sprowokował Zełenskiego i podjudził do awantury samego Trumpa, dotąd zachowującego spokój i dyplomatyczny umiar. Niektórzy obserwatorzy tej sceny (jak np. wybitny szachista i wróg Putina Garri Kasparow) uważają, iż była to celowa prowokacja Vance’a, chcącego storpedować sojusz amerykańsko-ukraiński. W każdym razie wiarygodni świadkowie i przyjaciele Kijowa, tacy choćby jak kluczowy dla amerykańskiej polityki senator Lindsey Graham, poświadczają, że Trump szedł na spotkanie z Zełenskim w dobrej wierze i z dużą dozą optymizmu, przekonany o tym, iż umowa z Kijowem nie tylko otwiera Ameryce epokę świetnych interesów na Ukrainie, ale istotnie ułatwia mu wymarzony sukces, jakim miało stać się zawieszenie broni.

Zełenski sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie brał pod uwagę faktu, iż scena toczącego się dramatu to Gabinet Owalny prezydenta USA, do którego wpuszczono dziennikarzy z całego świata, zgodnie z teatralnym stylem, jaki do polityki amerykańskiej wprowadził Trump. A jego rolą w tym zaaranżowanym przez Trumpa przedstawieniu jest wytworzenie zarówno w Moskwie, jak i wśród Europejczyków i Amerykanów przekonania, że wszelkie rachuby na wysadzenie w powietrze ścisłego sojuszu Ukrainy z Ameryką były naiwne i przedwczesne. Bo tylko taki efekt wizyty w Białym Domu wzmacniał, a nie osłabiał bardzo trudnej sytuacji Ukrainy. 

Co więcej, doświadczony przecież w wojennej dyplomacji przywódca Ukrainy nie wyciągnął wniosków z podobnych transmitowanych przez media spotkań z Trumpem, jakie dopiero co odbyli w Gabinecie Owalnym premier Starmer i prezydent Macron. Obaj ci przywódcy, żywiąc przecież znaną dobrze polityczną abominację do Trumpa, wykazali polityczny profesjonalizm, próbując zjednać krnąbrnego Trumpa dla swoich racji i interesów, najpierw „smarując go masłem”, jak o podejściu Starmera ironicznie pisały potem angielskie gazety.

Czy się to komuś podoba, czy też nie, amerykański imperialista Trump traktuje każdy przejaw kwestionowania przywództwa Ameryki jako wybryk, który musi zostać ukarany. Czasy tzw. „multilateralnej” dyplomacji z udziałem Ameryki, na razie przynajmniej, minęły. A każdy kraj, który z racji geopolitycznych chce sojuszu z Ameryką, skazany jest na dostosowanie swojej dyplomacji i polityki do tych nowych warunków. 

Entuzjastyczne poparcie, jakie po kłótni z Trumpem i Vance’em zyskał Zełenski od przywódców europejskich, nie jest dziś wiele warte dla Ukrainy. Europa ani nie ma mocy, aby skłonić Putina do przerwania wojny, ani nie jest zdolna dać Ukrainie broni niezbędnej do dalszego prowadzenia wojny, ani też nie jest w stanie zagwarantować Ukrainie bezpieczeństwa. Dlatego tak fałszywie i absurdalnie brzmią teraz antyamerykańskie nawoływania szefowej europejskiej dyplomacji, pani Kallas, aby „dokonać zmiany przywództwa wolnego świata”. Ogarnięta jakąś szaleńczą furią Estonka, która niedorzecznie domagała się dla siebie udziału w negocjacjach rosyjsko-amerykańskich, a w Waszyngtonie nie została nawet wpuszczona do gmachu Departamentu Stanu, jest dziś figurą oddającą dobrze skalę oderwania niektórych europejskich liderów od rzeczywistości. Zełenskiemu i Ukrainie nic z takich twitterowych sojuszników.

Polityczne katastrofy często następują właśnie wtedy, kiedy wydaje się, iż sprawy idą w całkiem dobrą stronę. Tak właśnie stało się w ten piątek w Gabinecie Owalnym. Zełenski wraca do Kijowa, gdzie zapewne udało mu się teraz zyskać silniejsze wsparcie ze strony jego dumnych rodaków, bijących się o wolność ojczyzny. To pewnie jedyny uboczny pożytek z tej katastrofy, sprawiający, że wszelkie rachuby na usunięcie Zełenskiego z urzędu, jakie ponoć pojawiają się teraz w Białym Domu, nie spełnią się. 

Ale to nie zmienia faktu, iż od piątku Ukraina jest o wiele słabsza, a groźba utraty niepodległości wisi nad krajem o wiele poważniej niźli dotychczas. Dla Zełenskiego i tak nie ma innej drogi niźli próba odbudowy tego wszystkiego, co w ubiegły piątek tak lekkomyślnie i nieoczekiwanie zostało zrujnowane. Trump nadal spragniony jest sukcesu, jakim miałoby być rosyjsko-ukraińskie zawieszenie broni bez jakichkolwiek warunków wstępnych albo przyszłych gwarancji bezpieczeństwa. 

Włoska premier Meloni, która proponuje teraz ściągnięcie Trumpa do Europy i podjęcie raz jeszcze wysiłku odbudowy sojuszu Ukrainy, Europy i Ameryki, przedstawia dziś tę najbardziej racjonalną stronę europejskiej polityki. Nikt nie jest jednak w stanie przewidzieć, czy w krótkim czasie okaże się to możliwe. A po katastrofie w Gabinecie Owalnym Ukraina ma jeszcze mniej czasu, niźli miała go do tej pory.

Tekst ukazał się pierwotnie we „Wszystko co Najważniejsze”, gdzie co sobotę Autor prowadzi rubrykę „Luksus własnego zdania” [LINK].

Zdjęcie autora: Jan ROKITA

Jan ROKITA

Filozof polityki. Absolwent prawa UJ. Działacz opozycji solidarnościowej, poseł na Sejm w latach 1989-2007, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. Wykładowca akademicki. Autor felietonów "Luksus własnego zdania", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 30.04.2025.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się