Srebrny medal olimpijski – historyczny wyczyn polskich siatkarzy
Fot. Szymon Sikora, Robert Hajduk / PKOl / X.

Srebrny medal olimpijski – historyczne osiągnięcie polskich siatkarzy

Srebrny medal olimpijski wywalczony przez siatkarzy w Paryżu, to wielki sukces polskiej siatkówki. Mimo porażki w finale, mamy wiele powodów do zadowolenia.

Srebrny medal olimpijski to wielki sukces polskiej siatkówki

Polska reprezentacja zdobyła medal olimpijski w piłce siatkowej po raz pierwszy od 48 lat. Francuzi, niesieni chóralnym dopingiem kibiców zgromadzonych na hali South Paris, po świetnej grze w finale pokonali Polaków i obronili tytuł mistrzów olimpijskich. Jest to drugi medal w siatkówce w historii występów mężczyzn (złoto Montreal 1976), czwarty biorąc pod uwagę piłkę siatkową (brązowe medale kobiet w Tokio w 1964 oraz Meksyku w 1968) oraz ósme podium dla Polski w grach zespołowych. Mimo, że po finale pozostał lekki niedosyt, ponieważ nie powtórzyliśmy osiągnięcia złotej drużyny Wagnera, to jest to ogromny sukces. Sukces, jak powtarzają siatkarze, nie tylko ich i sztabu szkoleniowego, ale i całej polskiej siatkówki.

Polska siatkówka męska od lat jest jedną z najsilniejszych na świecie. Ostatnie dekady to pasmo triumfów na mistrzostwach świata, Europy i w prestiżowych rozgrywkach klubowych. Nie można zapomnieć o tytułach mistrzów świata zdobytych w 2014 i 2018 roku, które ugruntowały naszą pozycję w światowej czołówce. Polacy w światowym rankingu zajmują obecnie pierwsze miejsce. Jednak na igrzyskach olimpijskich sukcesów brakowało – złoto w 1976 roku w Montrealu pozostaje do dziś największym osiągnięciem.

Faza grupowa

Podczas poprzednich igrzysk olimpijskich w Tokio wielu ekspertów uważało, że mieliśmy zbyt łatwych przeciwników w fazie grupowej, dlatego – jak to mówi trener Nicola Grbić – „nie zdobyliśmy przeciwciał” do najważniejszych potyczek i nie przetarliśmy się grając z silniejszymi rywalami. W Paryżu los przydzielił nam Egipt, Brazylię i Włochy. Mecz otwarcia z mistrzem Afryki do wybitnych nie należał, ale zgodnie z planem wygraliśmy go 3-0. Niestety w trakcie meczu urazu skrętnego lewego stawu skokowego doznał nasz podstawowy przyjmujący Tomasz Fornal. W drugim meczu przyszło nam grać z Brazylią, trzykrotnym mistrzem olimpijskim, tym bardziej groźnym, że  Canarinhos ponownie przejął legendarny trener Bernardo Rezende – twórca największych sukcesów brazylijskiej siatkówki.

Jeśli trener Grbić wspominał wcześniej o przeciwciałach, to z drużyną z Ameryki Południowej zdobyliśmy ich sporo. Przegrywaliśmy 2-1 i nie stawiało nas to w dogodnej sytuacji o wejście do ćwierćfinału. Jednak końcówkę czwartego seta wziął na swoje barki Wilfredo Leon i potężnymi serwisami oraz świetną grą wprowadził nas do tie-breaka. Tam Polacy wygrali wyraźnie, m.in. dzięki serwisom Leona i Hubera.

W ostatnim meczu grupy B graliśmy z Włochami, którzy wcześniej również wygrali dwa spotkania. O Italii mówi się, że posiada genialną generację młodych graczy, którzy są w stanie powrócić do czasów galacticos, jak określało się drużynę Włochów lat dziewięćdziesiątych pod wodzą Julio Velasco  z Lorenzo Bernardim na czele. Potwierdzają to ostatnie wyniki zespołu, który prowadzi dobrze w Polsce znany trener Ferdinando de Giorgi – mistrzostwo świata i wicemistrzostwo Europy. Włosi pod batutą kapitana Simone Giannelliego i jednego z najlepszych przyjmujących świata Alessandro Michieletto również wygrali dwa mecze i z Polakami przyszło im grać o pierwsze miejsce w grupie oraz lepsze rozstawienie w ćwierćfinale. Mecz mimo, że szlagierowy nie miał większej historii. Włosi zagrali, jak się później okazało najlepszy mecz na całych igrzyskach. Wygrali z Polską 3-0, a nasi zawodnicy wyglądali jakby byli myślami przed najważniejszą ćwierćfinałową rozgrywką. Mimo porażki, w wywiadach pomeczowych bił od nich duży spokój. Również trener Grbić podkreślał, że najważniejszy mecz jest przed nami. Dziennikarze włoscy knuli nawet przypuszczenia czy Polacy „nie podłożyli” się w spotkaniu z Italią. Nie sądzę, żeby trener Polaków ryzykował grę pierwszym składem z niewpełni zdrowym Tomaszem Fornalem. Oddajmy Włochom to, co cesarskie, chociaż ten mecz nie miał większego znaczenia w późniejszym rozrachunku.

Klątwa ćwierćfinałów przełamana

Pięć przegranych ćwierćfinałów z rzędu – to bilans polskich siatkarzy od igrzysk w Atenach do Tokio. Najbliżej awansu byli podopieczni Raula Lozano w Pekinie, gdzie przegrali z Włochami 3-2 po tie-breaku (15-17) oraz przed trzema laty w Tokio pod wodzą Vitala Heynena, kiedy odpadli również pod tie breaku, tym razem z Francją. Nicola Grbić wiedział, że to jest najważniejszy mecz w czasie jego całej kadencji. Mimo złotego medalu mistrzostw Europy, medali Mistrzostw Świata i Ligi Narodów, Polacy z utęsknieniem czekali na medal igrzysk olimpijskich.

W stolicy Francji rozegraliśmy ćwierćfinał z drużyną Słowenii, która zajęła pierwsze miejsce w grupie A, pokonując m.in aktualnych mistrzów olimpijskich – Francuzów. Nam Słowenia nigdy za bardzo nie leżała. Dwukrotnie pokonywała nas w półfinałach mistrzostw Europy oraz w ostatniej edycji Ligi Narodów. My pokonaliśmy Słoweńców w Memoriale Wagnera tuż przed igrzyskami, aczkolwiek był to turniej towarzyski. Mimo, że gra w fazie grupowej nie nastrajała optymistycznie, Polacy stanęli na wysokości zadania. Wygrali spotkanie 3-1 i awansowali do półfinału. Bardzo dobry mecz rozegrał nasz rozgrywający Marcin Janusz oraz rewelacyjny tego dnia kapitan Bartosz Kurek. Szkoda przegranego drugiego seta w którym prowadziliśmy 23-21 i przegraliśmy na przewagi 24-26. Ale to nas nie złamało. Widać było, że Polacy byli świetnie mentalnie przygotowani do tego meczu. Przełamali „klątwę” i zagrali bardzo dobry mecz. Niestety pod koniec rywalizacji kontuzji doznał nasz podstawowy środkowy Mateusz Bieniek.

Po spotkaniu było wiele łez szczęścia i satysfakcji z awansu. Dla Bartosza Kurka były to czwarty ćwierćfinał igrzysk i pierwszy wygrany.  Można powiedzieć – do czterech razy sztuka. Był cierpliwy i pokorny w dążeniu do sukcesu i natchnął drużynę do wygranej. Po meczu powiedział, że w życiu, jak i na boisku, najważniejsze jest, żeby nigdy się nie poddawać i nie bać się porażki, tylko z odwagą podchodzić do kolejnej potyczki. Prawdziwy herszt „gangu łysego”, jak mówią o nim kibice ze względu na ogoloną głowę po Mistrzostwach Świata w Turynie, gdzie zdobył MVP.

Było więc ogromne wzruszenie siatkarzy, komentatorów oraz byłych zawodników, którzy wspierali obecny skład z trybun. Znaczące były gratulacje Michała Kubiaka dla Bartosza Kurka, który przejął po nim funkcję kapitana w kadrze. 

Półfinał z USA i słowa Tomasza Fornala, których kibice długo nie zapomną

Są mecze, o których mówi się latami, których scenariusz nadawałby się na film Hitchcocka albo serial Netflixa. Do takich możemy na pewno zaliczyć mecz półfinału igrzysk Polska – USA. Obejrzeliśmy jeden z największych „come backów” w historii polskiego sportu. Polska husaria kontra amerykańcy marines.

Po pierwszym wygranym secie przez Polaków wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jednak dwa następne to genialna gra Amerykanów. Szczególnie srogie lanie sprawili nam w trzecim secie, gdzie wygrali 25-14. Nie do zatrzymania był Matthew Anderson. W czwartym secie przy stanie 13-9 dla USA kontuzji barku doznał libero Paweł Zatorski. Niestety regulamin igrzysk przewiduje w składzie tylko dwunastu zawodników (na każdej innej imprezie siatkarskiej jest czternastka) i nasz zawodnik nie miał zmiennika. Dzięki dużej dawce leków przeciwbólowych i pomocy fizjoterapeutów musiał kontynuować grę. Amerykanie skrzętnie chcieli to wykorzystać obierając go jako cel na zagrywce. Za chwilę boisko z powodu kontuzji pleców musiał opuścić nasz rozgrywający Marcin Janusz. Zastąpił go Grzegorz Łomacz, wieloletni drugi rozgrywający kadry. Gracz bardzo doświadczony, ale również niedoceniany przez kibiców. Wydawało się, że tylko cud może nas uratować. I cud nastąpił, bo Polacy nie przestali wierzyć w wygraną.

Dla tego, kto wierzy, nie ma nic niemożliwego. Trener Grbić motywował zespół parafrazując słowa Boga do Gedeona w nierównej walce z Madianitami: „idźcie z tą siłą którą macie dzielni wojownicy”. Tomasz Fornal użył żołnierskich słów, które stały się viralem w internecie: „Dawać ku**a, napie**alamy się z nimi”. Był to okrzyk sprzeciwu, wewnętrznego gniewu – wyraz, że my, Polacy, nie poddajemy się mimo przeciwności.

Część znajomych po meczu pytała mnie, czy siatkarze często przeklinają. Chociaż siatkówka ma renomę sportu akademickiego, na boisku grają mężczyźni, w których buzują emocje, chcący walczyć o zwycięstwo – szczególnie w najważniejszym meczu ich życia. Dziennikarze nad wyraz rozdmuchali słowa Fornala i przedstawili je jako coś wyjątkowego, choć w rzeczywistości często w chwilach przerwy (tzw. czasy) zawodnicy motywują się, używając niewybrednych słów. Niestety kamera to złapała. Jednocześnie nikt nie powtarza słów trenera Grbića, który chwilę wcześniej powiedział: „Nikt nie może samemu odwrócić sytuacji. Musimy to zrobić razem. Każdy musi robić to, co umie najlepiej”.  Niestety dziś liczy się klikalność.

Jako trener przekazuję zawodnikom, że nie chcę, żeby byli świętoszkami, ale jednocześnie powinni pamiętać, że są przykładem dla młodych, a to niesie ze sobą odpowiedzialność przekazywania wartości i dobrych wzorców. Nie chcę, żeby wulgaryzmy były podstawą ich codziennej komunikacji i widzę, że traktują te uwagi poważnie. W czasie meczu sytuacja jest jednak wyjątkowa. W trakcie krótkiej przerwy trener ma 30 sekund, żeby dotrzeć do zawodników. Przekaz werbalny trafia do nich może w 20-30 proc. – reszta to mowa ciała i przekazanie emocji. Czasem łatwiej to zrobić w żołnierskich słowach. Nie chodzi o obrażanie przeciwnika, ale chęć pobudzenia zespołu.  

Tomasz Fornal przekuł słowa w czyn. Bronił i atakował niesamowicie. Przypominał Michała Kubiaka z kadry Vitala Heynena. Heroiczna gra Polaków doprowadziła do wyrównania, a później wygranej końcówki czwartego seta. W tie-breaku Polscy byli tak nakręceni, że mimo nerwowej końcówki nie dali USA szans. Awansowali w wielkim stylu do półfinału. Najważniejszy, kończący punkt zdobył Wilfredo Leon, który był najskuteczniejszy na boisku (zdobył aż 25 punktów). Polak kubańskiego pochodzenia po turnieju powiedział, że w pierwszej kolejności medal igrzysk olimpijskich dedykuje Bogu. Swoją postawą poświadczył słowa św. Pawła: „ moc bowiem w słabości się doskonali”.

Srebrny medal olimpijski w rękach Polaków

Niestety z gospodarzami igrzysk, Francuzami, nie poszło nam tak dobrze, jak w poprzednich fazach turnieju. Trójkolorowi obronili tytuł mistrzów olimpijskich z Tokio i sięgnęli po złote krążki. Niesamowite zawody rozgrywali przyjmujący Ngapeth i Clevenot.

Ostatecznie polscy siatkarze zdobyli srebrny medal olimpijski, co jest ogromnym sukcesem, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich wcześniejsze problemy zdrowotne i trudne mecze. Mimo braku złota, drużyna pokazała niezwykły charakter, pokonując Amerykanów i przełamując wieloletnią serię porażek w ćwierćfinałach. Cytując Michaela Phelpsa: „Medale mają znaczenie tylko w powiązaniu z tym, co musiało wydarzyć się wcześniej, by można było je zdobyć.” Mam nadzieję, że ten srebrny medal będzie zapowiedzią złota, tak jak srebrny historyczny medal na Mistrzostwach Świata w Japonii w 2006 roku był zapowiedzią następnych dwóch złotych medali.

To drugi medal olimpijski w historii polskiej siatkówki mężczyzn, co ma ogromne znaczenie, nawet jeśli odczuwamy rozczarowanie po przegranym finale. Aktor Gustaw Holoubek powiedział, że „największą nagrodą moralną jaką człowiek może dać drugiemu człowiekowi, jest medal olimpijski”. Niech ten medal zdobyty w tak niesamowitych okolicznościach będzie synonimem wzniosłych wartości olimpizmu dla nas wszystkich w codziennym życiu.

Konrad Cop

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się