wojna
Fot. Nicolas MAETERLINCK / Belga Press / Forum

Europa pogrążyła się w niezdecydowaniu i moralnym lenistwie

Walka się rozpoczęła, a stawka jest wysoka. Czas, by Europejczycy wreszcie to zauważyli.

W Europie toczy się wojna, i to nie tylko na Ukrainie. Sabotaż, morderstwa i cyberataki ze strony Rosji to niemal codzienność. Tymczasem szefowie służb wywiadowczych ostrzegają, że chaos i zabójstwa jeszcze się nasilą. Ataki stają się coraz lepiej zorganizowane, coraz bardziej bezwzględne i uderzają w coraz bardziej wrażliwe cele. Dzieje się tak, ponieważ Rosja i inni wrogowie (Chiny, Iran i Korea Północna) nie obawiają się naszej reakcji. Odstraszanie istnieje tylko w naszych umysłach: „Nie ośmieliliby się” – myślimy. Ale oni się ośmielają. To my się ograniczamy – w końcu „lepiej tego nie robić, to zbyt ryzykowne”.

Ponieważ odstraszanie nie ma wystarczającej mocy, musimy postawić na obronę. Ale i ona nie funkcjonuje jak trzeba. Brakuje planów, zapasów, wojsk i broni potrzebnych podczas prawdziwej wojny. Nasze myślenie życzeniowe zakłada ogromną, bezwarunkową pomoc Stanów Zjednoczonych w razie kryzysu – lecz jest ona wątpliwa już teraz, a co dopiero w przyszłości.

Powinniśmy czuć strach, ale także wściekłość, tym bardziej że nie brakuje nam środków. PKB samej tylko Unii Europejskiej to prawie 20 bilionów dolarów, czyli ok. jednej szóstej światowej gospodarki. Dodajmy do tego kraje spoza UE, takie jak Wielka Brytania, Norwegia czy nawet Turcja, a otrzymamy blisko 25 bilionów dolarów i łączną populację wynoszącą prawie 750 milionów. Europa jest wystarczająco duża i bogata, by być supermocarstwem.

Choć w pewnym sensie nim jest. W dniach 8 i 9 maja Europejczycy mieli wiele powodów do świętowania. Jednym z nich jest nasz jednolity rynek, który należy do największych i najefektywniejszych osiągnięć geopolitycznych ostatnich 70 lat. Mało kto spodziewał się, że biurokraci Komisji Europejskiej pokonają amerykańskich gigantów technologicznych i rosyjski Gazprom.

Chociaż Europa nie jest szczególnie konkurencyjna pod względem innowacji, jest niezwykle atrakcyjna, jeśli chodzi o styl życia. Ambitni, ciężko pracujący ludzie chętnie zarabiają pieniądze w Ameryce, by wydawać je w Europie. Ma to swoją cenę: brakuje nam politycznej siły przebicia i ekonomicznego impulsu potrzebnego do silnej obrony. Europejczycy wydają na bezpieczeństwo zbyt mało i zabrali się do tego zbyt późno. W dodatku robią to źle. Nie potrafią prawidłowo rozpoznać zagrożeń ani nie tworzą planów ich zwalczania. To sprawia, że NATO jest niezrównoważone i nadmiernie zależne od Stanów Zjednoczonych, które często mają inne priorytety. Zdecydowana postawa wobec Rosji w latach dziewięćdziesiątych (lub w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku) powstrzymałaby kremlowski imperializm znacznie mniejszym kosztem i przy zdecydowanie niższym ryzyku niż obecnie.

Europejskie instytucje nie są też w stanie sprostać stojącym przed nimi zadaniom. Nie potrafią zidentyfikować naszych problemów, opracować planów i ich wdrożyć. UE jest zbyt mała i zbyt interesowna, by podejmować decyzje za wszystkich Europejczyków. Europejska Wspólnota Polityczna – francuski projekt obejmujący Wielką Brytanię i Turcję – jest zbyt nowa i słaba. Europejski filar NATO nie jest w stanie działać niezależnie od USA. Inne organizacje, takie jak Rada Europy i OBWE, są jeszcze słabsze.

Miałoby to mniejsze znaczenie, gdyby rządy krajowe lepiej ze sobą współpracowały. Nie potrzebowaliśmy UE, aby pokonać Hitlera: wystarczył nam Churchill i Roosevelt oraz ich współpraca ze Stalinem – strategia niechlubna i obciążona nieprzyjemnymi konsekwencjami (zwłaszcza dla Polaków), ale skuteczna. Późniejsze porozumienie między Kohlem i Mitterrandem pokazało potencjał francusko-niemieckiego silnika jako siły napędowej dla przyszłości kontynentu. Dziś i ten aspekt zawodzi. Macron przyjmuje jedno stanowisko wobec Chin, Scholz inne. Xi na tym korzysta.

Obecnie Europa boryka się z problemami na linii wschód-zachód, ale w dłuższej perspektywie wyzwaniem będzie wektor północ-południe. Dopóki nie zaczniemy uczciwie traktować krajów afrykańskich, latynoamerykańskich i azjatyckich w zakresie handlu, zdrowia i zmian klimatycznych, nie możemy liczyć na ich pomoc w walce z egzystencjalnymi zagrożeniami ze strony Rosji i Chin.

Krótko mówiąc, nie jesteśmy – jeszcze – wystarczająco przestraszeni lub wściekli, aby dokonać zmian, które pozwolą nam przetrwać. Za to niezdecydowanie i moralne lenistwo możemy winić tylko siebie.

Edward Lucas

Tekst w Polsce opublikowany we „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Edward LUCAS

Edward LUCAS

Brytyjski dziennikarz, europejski korespondent tygodnika „The Economist”. Autor “The New Cold War: Putin’s Russia and the Threat to the West”

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się