jak odpoczywać

Drzemkologia stosowana.
Jak nauczyć Polaków odpoczywać?

Kiedy zapytana o to, co robiłam w weekend odpowiadam, że nic — robi mi się głupio. Dlaczego nie wystarczy, że „robię coś” przez pięć dni w tygodniu? Czy naprawdę nawet w weekend muszę być produktywna i zajęta, i tylko „czasem” wolno mi odpoczywać na kanapie, obserwując odblaski słońca na suficie?

Datę 28 lutego, czyli Dzień Spania w Miejscach Publicznych, uczyniłam swoim świętem patronalnym. Spałam w miejscach nieoczywistych i zwyczajnych: w autobusie, na zajęciach, na podłodze przed salą wykładową, w kawiarni, w biurowej kuchni, nawet dwa razy zdarzyło mi się zasnąć na maturze. Wygląda na to, że nie jestem w tym położeniu jedyna – skoro my niedosypiacze i miłośnicy skłaniania głowy na biurku mamy nawet swój dzień.

Jak śpią Polacy? Zdaje się, że nie tak źle, bo według sondażu CBOS średnio po 7 godzin 15 min w dni robocze oraz o pół godziny dłużej w weekendy. Jednocześnie aż co dziesiąty Polak nie dosypia – czyli śpi średnio poniżej 5 godzin dziennie – a co dwudziestemu zdarza się przysnąć za kierownicą. Z oczywistych względów jest to niezwykle niepokojąca statystyka. Spanie krótko nie jest również, jak sądziłam, domeną młodych, a wręcz przeciwnie – moi rówieśnicy są raczej na drugim końcu skali, krótko śpią natomiast osoby w średnim wieku.

Jednak czy fakt, że statystycznie śpimy całkiem zdrowo, oznacza, że jesteśmy również wypoczęci? Niestety nie. Statystyki pokazują, że duża część Polaków wręcz nie potrafi odpoczywać.

Urlop z laptopem

Według Monitora Rynku Pracy Instytutu Badawczego Randstad dla 37% Polaków praca jest głównym źródłem stresu, a podobna liczba (36%) nie potrafi zapomnieć o niej nawet podczas urlopu. Dlaczego tak jest? Pewnym wskaźnikiem może być następująca statystyka: 60% uczestników badania przyznało, że pracodawca przykazał im być pod telefonem również w trakcie wakacji, natomiast od jednej trzeciej respondentów wymagane było natychmiastowe odpowiadanie na służbowe telefony i maile. Nakaz nie jest chyba zresztą konieczny, bo raport Devire z 2020 roku wykazuje, że prawie 70% Polaków sprawdza podczas urlopu służbową pocztę, 63% odbiera służbowe telefony, a co dziesiątywykonuje standardowe obowiązki zawodowe.

Praca nie kończy się więc, jak mogłoby się wydawać, wraz z zamknięciem laptopa i odejściem od biurka. Głównym powodem, jaki widzi wielu analityków, jest oczywiście smartfon, no bo co innego – mając to małe urządzonko zawsze pod ręką, nic nie powstrzymuje nas przed sprawdzaniem maili tuż przed snem i zaraz po obudzeniu się, WhatsApp i Slack dalej ślą powiadomienia, a dźwięk przychodzącego połączenia odzywa się co jakiś czas, bo „wiem, że jesteś na urlopie, ale…”.

I tak, to prawda, że najlepiej odpoczywa się offline. Wyjście na spacer, posłuchanie audiobooka, namalowanie czegoś wystarczą, by człowiekowi od razu zrobiło się w duszy jakoś spokojniej. Inaczej się wtedy myśli. Dostęp do internetu nie równa się zresztą wcale kompulsywnemu sprawdzaniu skrzynki mailowej, a i WhatsAppa można na czas wypoczynku odinstalować. Nie ma złej technologii, nie ma problemu.

Tylko jeżeli stawiamy sprawę w ten sposób, najprostszym rozwiązaniem wydawałoby się wrzucić telefon służbowy do jeziora lub przynajmniej zamknąć na klucz w szufladzie i nie sięgać po niego do końca urlopu. Czyż w modnym ostatnio dążeniu do równowagi między pracą a życiem prywatnym nie chodzi przecież także o to, że jak praca to praca, a jak wolne to wolne? Zapytałam o to kiedyś osobę, którą na wspólnych wakacjach przyłapałam na czytaniu służbowych maili. W odpowiedzi usłyszałam, że „płacą mi między innymi za to, abym była dostępna także poza godzinami pracy”.

Według raportu Pracuj.pl opublikowanego w październiku 2022 r. tylko 35% Polaków uważa, że pracodawca dba o ich równowagę między pracą a życiem prywatnym, a jeszcze mniej – 25% – o to, żeby się nie przepracowywali. Ponad jedna trzecia ma regularne poczucie przeładowania codziennymi obowiązkami. Podobny odsetek odczuwa ogólny brak satysfakcji z wykonywania swojej pracy – szacując na podstawie danych GUS na temat liczby Polaków aktywnych zawodowo w 3. kwartale zeszłego roku, jest to ponad 6,2 mln osób!

Wyśpisz się po śmierci

Przeładowanie obowiązkami oraz patologie „dostępności poza czasem pracy” przyczyniają się do powstawania szerszego problemu, ale nie są za niego wyłącznie odpowiedzialne. Wydaje się, że w pewnym sensie po prostu nie umiemy odpoczywać. Współczesny świat pędzi w zawrotnym tempie, a my wypluwamy sobie płuca, by go dogonić, jednocześnie starając się podtrzymać pewnego rodzaju kulturę produktywności, która zakorzeniła się w nas mocno i wciąż nie odpuszcza. Spanie do późna to szczyt lenistwa, a i miłośnicy poobiednich drzemek stąpają po kruchym lodzie. Urlop niby jest na żądanie, ale i tak bierze się go tylko po coś – jak grypa dopadnie albo dziecko chore, na wyjazd i ewentualnie dzień przed Świętami, a nie tak po prostu dla odpoczynku. Nawet w sobotę i niedzielę nie ma kiedy odpocząć, bo wiadomo, że na te dwa dni wciska się wszystko, na co z powodu pracy w tygodniu nie było czasu. Kiedy ktoś mnie czasem pyta, co robiłam w weekend, a na moją odpowiedź, że nic, mówi: „a, czasem tak trzeba” – to aż mi głupio. Czy nie wystarczy, że „robię coś” przez pięć dni w tygodniu? Czy naprawdę nawet w weekend muszę być produktywna i zajęta, i tylko „czasem” wolno mi pozwolić sobie spędzić dwa dni na kanapie, obserwując odblaski słońca na suficie?

Będzie to może trochę smutna refleksja, ale w ciągu ostatniego roku okresem, w którym najbardziej wypoczęłam, był pierwszy tydzień rekonwalescencji po operacji. Czułam się zbyt słabo nawet żeby pisać, o jakiejkolwiek pracy czy nauce nie mówiąc; nie mogłam za długo patrzeć w ekran; w ogóle nawet myślenie było męczące. Całe dnie tylko malowałam, słuchałam audiobooków i spałam. To był jakiś taki czas oddzielenia, spotęgowany tym, że był początek marca, a mi nie wolno było wychodzić na zimno. Znajdowałam się gdzieś poza światem, zamknięta w swojej muszli – studia mnie nie obchodzą, praca mnie nie obchodzi, znajomi nie istnieją, jest tylko rosół i książka. Jestem zbyt słaba, żeby robić cokolwiek, a więc mogę pozwolić sobie na nicnierobienie.

Spanie na zaliczenie

Są jednak tacy, którzy wiedzę o tym jak odpoczywać postanowili przekuć w przedmiot akademicki. Na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu wprowadzono dla przyszłych lekarzy zajęcia z drzemkologii stosowanej. W trakcie zajęć na sali gaszone jest światło, studenci zawijają się w śpiwory i… śpią. – Lekarze i wielu innych pracowników ochrony zdrowia mają bardzo trudną pracę. Co więcej, uważam że jest to praca najbardziej zmęczonych ludzi w służbie najbardziej chorym ludziom. Na dodatek wymaga się od nich ogromnej odpowiedzialności, czujności i gotowości – mówi dr. Maria Kmita, pomysłodawca fakultetu. – Studenci mówią, że ta drzemka pomaga im w czasie dnia, że czują się zregenerowani. Są zadowoleni i ciekawi mocy snu.

Studenci uczą się, jak spać i odpoczywać z korzyścią dla organizmu, ale również jak zasypiać w mniej optymalnych okolicznościach, np. na siedząco czy po wypiciu kawy. Zainteresowanie tymi zajęciami wyraziło już kilku badaczy zajmujących się nauką nad snem.

Może taki „kontrolowany” sposób drzemania w miejscu publicznym, z towarzyszącym mu uświadamianiem, jak ważny jest zdrowy sen oraz jak spać tak, by go osiągnąć, nauczy nas wreszcie odpoczywać? A przede wszystkim – bo to wydaje mi się głównym problemem – że powinniśmy, a nawet musimy sobie na ten wypoczynek pozwolić.

Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się