Ukraińcy

Na kogo dziś mogą liczyć Ukraińcy?

Ukraińcy słusznie się rozgniewali, ale nie powinni się dziwić – twierdzi Edward LUCAS.

Najbardziej znienawidzonym człowiekiem na Ukrainie zaraz po Władimirze Putinie jest obecnie Jake Sullivan. W internecie nie brak przejaskrawień, ale opublikowany ostatnio w mediach społecznościowych post na temat doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji Joe Bidena dobrze oddaje odczucia panujące w dużej części tego kraju Europy.

Niechęć Stanów Zjednoczonych do udzielenia Ukrainie zgody na użycie amerykańskiej broni do rażenia celów na terytorium Rosji ma poważne konsekwencje w postaci ofiar i zniszczeń. Krytyczni wobec takiego stanowiska kongresmeni mówią, że strategia obecnej administracji na rzecz Ukrainy „zaginęła w boju”.

Trzeba jednak przyznać, że obiektów potencjalnej krytyki znalazłoby się o wiele więcej. Niemieckie Zeitenwende okazało się rozczarowaniem, jak pisze o tym Benjamin Tallis w swoim nowym bezlitosnym raporcie dla DGAP (Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej). Wiele osób irytują opóźnienia i biurokratyczne komplikacje na polskiej granicy z Ukrainą. Kilka państw, które na początku lata obiecały dostawę systemów obrony powietrznej, jeszcze tych dostaw nie zrealizowało (należałoby tu wskazać Rumunię, Holandię i Hiszpanię). Tempo wytraciła nawet pomoc brytyjska. Tymczasem na niemal bezbronne ukraińskie miasta, jak na przykład Charków i Lwów, spadają masowo rosyjskie rakiety, a były już minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba naciska na sojuszników, aby ci podejmowali „odważne decyzje”, jeżeli nie chcą ryzykować zmarnowaniem „krwi i poświęcenia” żołnierzy i cywilów.

Bojaźliwość, opóźnienia i mentalna krótkowzroczność to jednak nic nowego. „Zachód” (kategoria, która sama w sobie jest wątpliwa) nie dorasta do swoich ideałów od początku swojego istnienia, a nawet wcześniej. Polityka appeasementu w latach 30. XX w. Oddanie dużej części Europy Wschodniej w sowiecką niewolę w Jałcie w roku 1945. Podsycanie, a następnie porzucenie powstania na Węgrzech w roku 1956. Nieuczciwe zagrania w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej podczas zimnej wojny (o czym zaświadczyć mogą Irańczycy, Chilijczycy, Ghańczycy i inni). I w końcu panosząca się ignorancja. Lewicowcy, szczególnie ci europejscy, dali się nabrać na finansowany przez Kreml „ruch na rzecz pokoju” w późnych latach 70. i 80. Niewiele lepiej było z decydentami. „Nie ma żadnej sowieckiej dominacji w Europie Wschodniej i nigdy jej nie będzie” – powiedział prezydent Gerald Ford w roku 1976.

Pomimo tych wpadek Zachodowi udało się wygrać zimną wojnę. Jego przywódcy w wielu sprawach pobłądzili, ale częściej jednak mieli rację. Atrakcyjność wolnych społeczeństw przeważa nad błędami kierujących tymi społeczeństwami rządów.

Od 1991 roku sprawy mają się niewiele lepiej. Zachodnich decydentów można zasadnie oskarżyć o samozadowolenie i chciwość, którymi wykazywali się przez dziesięciolecia w relacjach z Rosją i Chinami. Spartaczyli sprawę wojny w byłej Jugosławii; rozpętali kosztowną i bezowocną „wojnę z terroryzmem”; ociągali się w walce z globalnym ociepleniem i pandemią; pozwolili na to, aby chciwi i nieodpowiedzialni bankierzy zdominowali proces podejmowania decyzji w sprawach gospodarczych; w końcu nie zrozumieli, jakie niebezpieczeństwa rodzi cyfrowa anarchia.

Ukraińcy powinni to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny. Musieli przecież w 1991 roku wysłuchać niesławnego przemówienia prezydenta George W. Busha, które przeszło do historii jako „kotlet po kijowsku”. Podpisali w 1994 r. wymuszone memorandum budapesztańskie, w ramach którego oddali za nic swój arsenał broni jądrowej. Otrzymali niebezpiecznie pustą obietnicę członkostwa w NATO podczas szczytu w Bukareszcie w 2008 roku, a także padli ofiarą zmowy bankierów, prawników i księgowych umożliwiającej plądrowanie kraju przez oligarchów.

Ukraińcy mają więc pełne prawo denerwować się również teraz. Walczą bowiem nie tylko o swój własny kraj, ale za nas wszystkich. Jeżeli Ukraina przegra lub będzie zmuszona do zrezygnowania z namacalnych terytoriów w zamian za iluzję pokoju, inne państwa na całym świecie znajdą się w większym niebezpieczeństwie ze strony nowej rosyjskiej agresji i ośmielonych przywódców Komunistycznej Partii Chin niż kiedykolwiek od czasu upadku Muru Berlińskiego. Koszt i ryzyko pomocy niesionej przez Zachód Ukrainie to nic w porównaniu z kosztem i ryzykiem przyzwolenia na to, aby Ukraina przegrała.

Zarówno Ukraińcy, jak i ich przyjaciele rozumieją to dość dobrze. Reszta świata jeszcze nie. Zasadnicze pytanie brzmi: jak tę resztę przekonać? Jednym z pomysłów jest właśnie pełne oburzenia odwoływanie się do poczucia winy. Taktyka ta ma jednak swoje ograniczenia (wystarczy spojrzeć na obie strony konfliktu na Bliskim Wschodzie). Nazwanie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego najważniejszego państwa sojuszniczego idiotą i zdrajcą może zmobilizować go do działania. Może, ale nie musi. Sojusznicy ze skazą potrafią doprowadzić do furii. Lepsze jednak to niż brak sojuszników.

Edward Lucas

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się