Cud nad Wisłą

Zdarzyło się w XX w. (44)

Zdarzyło się w XX wieku Rafała LEŚKIEWICZA to przegląd najważniejszych wydarzeń historycznych, o których warto pamiętać w nadchodzącym tygodniu (11 sierpnia – 17 sierpnia 2024 r.).

Dnia 11 sierpnia 1937 r. Nikołaj Jeżow podpisał rozkaz oznaczony numerem 00485, nakazujący podległej sobie sowieckiej bezpiece „całkowitą likwidację polskich siatek szpiegowskich”. Był to początek tzw. operacji polskiej NKWD, a w zasadzie operacji antypolskiej. Jej głównym celem było wymordowanie osób narodowości polskiej zamieszkałych w Związku Sowieckim. W ramach ludobójczych działań komunistycznego aparatu bezpieczeństwa ZSRS w latach 1937–1938 śmierć poniosło ponad 111 tys. Polaków.

Polacy w Związku Sowieckim stanowili dużą grupę narodowościową. Po podpisaniu w 1921 r. traktatu ryskiego, kończącego wojnę polsko-bolszewicką, ponad 1 mln Polaków znalazło się na terytorium sowieckim. Głównie byli to chłopi i potomkowie drobnej szlachty. W pierwszych latach funkcjonowania w nowej rzeczywistości politycznej i geograficznej nie byli traktowani źle, choć byli zaliczani do tzw. „elementu podejrzanego”.

W 1925 r. powstał Polski Rejon Narodowościowy na Ukrainie (Marchlewszczyzna), z kolei w 1932 r. powstał osobny rejon polski na Białorusi (Dzierżyńszczyzna), oba zlikwidowane w 1935 i 1938 r. W tych autonomicznych polskich regionach wydawana była polska prasa, uczono w szkołach w języku polskim, działały także polskie organizacje. Rzecz jasna, polska diaspora znajdowała się pod kontrolą NKWD i partii komunistycznej, trwała indoktrynacja polityczna, ale represje stosowano w ograniczonym zakresie. Najbardziej na szykany narażony był Kościół katolicki. Władzom moskiewskim zależało jednak na tym, by Polacy stanowili przeciwwagę dla komunistów białoruskich i ukraińskich domagających się zwiększenia niezależności.

Zmasowane represje wobec Polaków były konsekwencją paranoicznego przekonania Stalina i jego otoczenia, że w polskiej mniejszości funkcjonują grupy dywersyjne, wspierane przez władze II RP, których celem miała być destabilizacja polityczna Związku Sowieckiego. NKWD podejmowało duże wysiłki w celu wykrycia i likwidacji wyimaginowanych struktur Polskiej Organizacji Wojskowej, faktycznie nieistniejącej od 1921 r.

Dwa dni przed wydaniem rozkazu nr 00485 zatwierdzono na poziomie Biura Politycznego WKP (b) rozkaz o likwidacji tzw. polskich grup szpiegowsko-dywersyjnych. Dopełnieniem dającym sygnał do masowych represji był rozkaz z 11 sierpnia. W istocie operacja antypolska NKWD miała wymiar ludobójczy. Podzieleni na dwie grupy Polacy mieli być albo rozstrzelani – w przypadku tych uznanych za szpiegów i dywersantów – albo osadzeni w więzieniach lub łagrach z wyrokami do 10 lat. Za pretekst do aresztowania mogła służyć informacja o miejscu urodzenia (ziemie polskie), polsko brzmiące nazwisko albo wyznanie. Za kwalifikowanie do jednej z dwóch grup odpowiadały specjalne quasi-sądy, tzw. dwójki lub trójki, następnie listy z nazwiskami trafiały na biurko Jeżowa i Andrieja Wyszyńskiego, prokuratora generalnego ZSRS. Po podpisaniu list osoby, których nazwiska się na nich znalazły, trafiały przed lufy karabinów plutonu egzekucyjnego.

W rozkazie oznaczonym numerem 00486 wskazano z kolei, że represjom należy poddać również rodziny rozstrzelanych Polaków poprzez osadzanie ich w łagrach lub w przypadku dzieci – w sierocińcach, gdzie poddawane były intensywnej rusyfikacji.

Warto podkreślić, że operacja antypolska była częścią sowieckiej machiny Wielkiego Terroru, skierowanej przeciwko różnym nacjom zamieszkującym ZSRS, co prowadziło do paraliżu państwa sowieckiego. W wyniku aresztowań nie było komu pracować, a więzienia i łagry były przepełnione. Według szacunków aresztowano wówczas ok. 350 tys. osób, z czego 250 tys. rozstrzelano. Mniejszość polska jako pierwsza stała się ofiarą działań NKWD.

Główny architekt tego ludobójstwa, Nikołaj Jeżow, paradoksalnie wkrótce został oskarżony o szpiegostwo i rozstrzelany na początku 1940 r.

O masowych zbrodniach na Polakach dokonanych w ZSRS przed wybuchem II wojny światowej jako pierwszy napisał rosyjski Memoriał na początku lat 90. XX w. W 2009 r. przyjęto w polskim parlamencie uchwałę upamiętniającą ofiary operacji antypolskiej.

Fot. IPN

W dniu 13 sierpnia 1977 r. zmarł arcybiskup Antoni Baraniak, duchowny niezłomny, represjonowany przez komunistyczną bezpiekę. Abp Baraniak był bliskim współpracownikiem dwóch kolejnych prymasów Polski, Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego, pełniąc funkcje ich sekretarzy.

W 1953 r. był poddany bardzo brutalnemu śledztwu, kolejne kilka lat spędził w więzieniu. Po wyjściu na wolność był od 1957 r. metropolitą poznańskim.

Antoni Baraniak po ukończeniu studiów teologicznych, a także prawniczych na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie przyjął święcenia kapłańskie w 1930 r. Od 1933 r. był sekretarzem kardynała Hlonda. W 1951 r. został mianowany przez papieża Piusa XII biskupem pomocniczym archidiecezji gnieźnieńskiej. Dwa lata później komunistyczna bezpieka aresztowała go razem z prymasem Wyszyńskim. Na Baraniaku próbowano wymusić zeznania obciążające Wyszyńskiego i deprecjonujące rolę Kościoła jako instytucji. Z więzienia został wypuszczony dopiero jesienią 1956 r. Wkrótce otrzymał nominację i objął arcybiskupstwo poznańskie.

Bezpieka inwigilowała go do końca jego życia; komunistyczne władze uwierało, że nie udało się go złamać. Dodatkowo abp Baraniak cieszył się ogromnym szacunkiem zarówno wiernych, jak i duchowieństwa. Po śmierci został pochowany w poznańskiej katedrze.

Fot. IPN

Dnia 14 sierpnia 1982 r. w ośrodku dla internowanych w Kwidzynie doszło do brutalnej pacyfikacji przez funkcjonariuszy służby więziennej i milicji protestu osadzonych tam działaczy Solidarności. Ponad 100 internowanych opozycjonistów zostało wówczas brutalnie pobitych, co doprowadziło u wielu z nich do ciężkich obrażeń ciała. Ośrodek ten utworzono w marcu 1982 r., przeznaczając go dla ok. 150 osadzonych.

Ze względu na dzień tygodnia, w którym doszło do pacyfikacji, sobotę, oraz niezwykle krwawy charakter zajść wydarzenia te nazwano „krwawą sobotą”. Pretekstem do rozpoczęcia przez internowanych protestu był brak zgody władz ośrodka odosobnienia na odwiedziny bliskich. Tym bardziej że osadzeni czekali na spotkanie z rodzinami w wyznaczonym regulaminem dniu. Władze ośrodka odosobnienia nie potrafiły racjonalnie wyjaśnić powodów swojej decyzji. To spowodowało, że osadzeni działacze Solidarności rozpoczęli protest. Zaczęli się gromadzić na dziedzińcu, wykrzykując hasła antykomunistyczne, na ścianach cel pojawiły się napisy skierowane przeciwko władzy.

Za eskalację protestu odpowiadały władze ośrodka, które postanowiły rozbić pokojowy protest przy użyciu bardzo brutalnych metod. Za wydanie rozkazu, by bić osadzonych, odpowiadał mjr Juliusz Pobłocki, komendant kwidzyńskiego ośrodka, wcześniej szef Zakładu Karnego w Sztumie. To właśnie strażnicy sprowadzeni ze Sztumu wykazali się największą brutalnością podczas pacyfikacji protestu.

Do działań skierowano funkcjonariuszy służby więziennej i milicji. Ci zaś brutalnie bili internowanych i znęcali się nad nimi. Wiele osób wywleczono z cel i bito na korytarzach. Zorganizowano także tzw. „ścieżki zdrowia”, gdzie stojący w szpalerze funkcjonariusze bili pędzonych więźniów po głowach i nerkach do nieprzytomności. Więźniowie byli lżeni, wyzywani. Zmuszano ich do lizania butów strażników, zlizywania językiem napisów antykomunistycznych ze ścian cel. W trakcie rewizji niszczono przedmioty osobiste i religijne.

To wydarzenie było największym aktem brutalności władzy wobec internowanych przebywających w ośrodku odosobnienia w okresie całego stanu wojennego. Ponad 100 osób zostało dotkliwie pobitych, niektóre zostały kalekami w wyniku odniesionych obrażeń.

Konsekwencją pacyfikacji protestu był proces, który odbył się przed obliczem Sądu Wojewódzkiego w Elblągu. Na ławie oskarżonych zasiedli jednak pacyfikowani opozycjoniści, a nie faktyczni oprawcy. 23 maja 1983 r. zapadły wyroki skazujące w sprawach kilku osadzonych. Niedługo potem objęła ich amnestia.

Winni pobić funkcjonariusze nie ponieśli żadnych konsekwencji przez kolejne kilkadziesiąt lat. Dopiero w 2024 r. w ramach projektu Archiwum Zbrodni, realizowanego przez Instytut Pamięci Narodowej, prokuratorzy Instytutu skierowali do sądu akty oskarżenia wobec 27 byłych funkcjonariuszy Służby Więziennej.

W dniu 15 sierpnia 1920 r. polskie wojska zatrzymały ofensywę Armii Czerwonej pod Warszawą. Zacięte walki toczone pod Radzyminem, Ossowem, Zielonką, Modlinem i Nasielskiem zmusiły bolszewickie hordy do wycofania się. To był przełom w wojnie polsko-bolszewickiej, ale także niezwykle ważne wydarzenie, mające konsekwencje dla całej Europy. Cud nad Wisłą, bo tak nazwano genialne posunięcie taktyczne Józefa Piłsudskiego i jego podkomendnych, m.in. gen. Tadeusza Rozwadowskiego, płk. Tadeusza Piskora i kpt. Bronisława Regulskiego, jest uważane przez historyków za 18. najważniejszą bitwę w historii świata. Polacy zahamowali ekspansję komunizmu na Zachód.

Wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., po 123 latach zaborów. Z jednej strony bolszewicy chcieli zająć jak najwięcej ziem opuszczanych przez wojska niemieckie, z drugiej zaś planowali udzielenie militarnej pomocy siłom komunistycznym w zachodniej Europie. Zakładano bowiem rozwój rewolucji bolszewickiej, jedyną przeszkodą była odradzająca się Polska.

Ofensywa z lata 1920 r. miała ostatecznie zakończyć konfrontację wojsk polskich i bolszewickich. 4 lipca Michaił Tuchaczewski rozpoczął swój marsz na Warszawę, dysponując siłami trzy razy większymi od tych, którymi dysponowali Polacy. W tym czasie nowym premierem polskiego rządu został Wincenty Witos, mobilizując do obrony chłopstwo w swojej odezwie z 30 lipca.

Dużą rolę w zwycięstwie pod Warszawą odegrali polscy kryptografowie z Janem Kowalewskim na czele. Udało im się bowiem złamać bolszewickie szyfry, a dzięki temu odszyfrowywać depesze sztabowe wysyłane pomiędzy oddziałami bolszewickimi. Kluczowe działania polskiej armii odbyły się 15 sierpnia, choć sama obrona trwała o dzień dłużej. W obronie Warszawy zginęło 4,5 tys. polskich żołnierzy, a 22 tys. zostało rannych. Armia Czerwona poniosła znacznie wyższe straty – zginęło lub odniosło rany prawdopodobnie 25 tys. żołnierzy, choć są to szacunki wobec braku możliwości dotarcia do wiarygodnych źródeł. Ok. 60 tys. trafiło do polskiej niewoli.

Bolszewicy nie zapomnieli o upokorzeniu z 1920 r. – odpłacili Polakom we wrześniu 1939 r., gdy wspólnie z III Rzeszą dokonali agresji na Polskę, zajmując kresy II Rzeczypospolitej.

Na pamiątkę wielkiego zwycięstwa polskiego oręża dzień 15 sierpnia ustanowiono w II Rzeczypospolitej Świętem Żołnierza, a w 1992 r. Świętem Wojska Polskiego.

Dnia 16 sierpnia 1919 r. w nocy wybuchło I powstanie śląskie, którego celem miało być przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Niestety, nie udało się osiągnąć powstańcom zamierzonego celu. Po 10 dniach powstanie zakończyło się porażką.

Powstanie objęło dwa powiaty: rybnicki i pszczyński. Na czele spontanicznego i słabo przygotowanego zrywu stanął Alfons Zgrzebniok. Impulsem, który wywołał wybuch powstania, była masakra górników z kopalni „Mysłowice”, domagających się wypłaty zaległych wynagrodzeń. 15 sierpnia wojska niemieckie otworzyły ogień do protestujących, zabijając siedmiu górników, a także dwie kobiety i nastoletniego chłopca.

Wieści o masakrze rozeszły się szybko wśród polskich mieszkańców, którzy zaczęli organizować ataki na posterunki niemieckiej straży granicznej. Wykorzystując element zaskoczenia, udało się rozbroić strażników, a także zająć kilka miejscowości, w tym Tychy, Piekary, Radzionków i część Katowic. Niemcy dość szybko się przeorganizowali i odbili utracone miasta. Ostatecznie powstańcy wstrzymali walki 24 sierpnia, a dwa dni później zakończyli swój opór. W walkach z Niemcami zginęło ok. 500 powstańców.

Choć powstanie nie przyniosło pozytywnych dla Polaków skutków militarnych, to jednak okazało się sukcesem politycznym, bo zwróciło uwagę opinii międzynarodowej na sprawy Śląska. Przyczyniło się także do ogłoszenia przez Niemców amnestii dla powstańców.

W dniu 17 sierpnia 1920 r. doszło do bitwy pod Zadwórzem, gdzie starły się oddziały polskiej ochotniczej młodzieży z żołnierzami 6. Dywizji Kawalerii Josifa Apanasienki, będącej częścią 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego.

Bohaterscy Polacy zatrzymali jednostki bolszewickie napierające na Lwów. Dostali się jednak pod silny ostrzał. Ze względu na okoliczności, w jakich toczyła się bitwa, została ona nazwana „polskimi Termopilami”. Przeciwko przeważającym dziesięciokrotnie siłom bolszewickim stanęło 330 młodych polskich żołnierzy, z których śmierć poniosło 318. Wielu zginęło w brutalnej walce z kozakami, słynącymi z okrucieństwa. Kiedy zabrakło Polakom amunicji, walczyli wręcz i na bagnety.

Aby nie dostać się do niewoli, dowódca oddziału, kpt Bolesław Zajączkowski, popełnił wraz z kilkoma podkomendnymi samobójstwo. Heroiczna i trwająca kilkanaście godzin bitwa pozwoliła polskim wojskom przegrupować się i przygotować udaną obronę oddalonego o 33 km Lwowa.

Tylko nielicznych bohaterów spod Zadwórza udało się zidentyfikować. Zostali pochowani na Cmentarzu Orląt we Lwowie.

Zdjęcie autora: Rafał LEŚKIEWICZ

Rafał LEŚKIEWICZ

Doktor nauk humanistycznych, historyk, publicysta, manager IT. Dyrektor Biura Rzecznika Prasowego i rzecznik prasowy Instytutu Pamięci Narodowej. Autor, współautor i redaktor blisko 200 publikacji naukowych i popularnonaukowych dot. historii najnowszej, archiwistyki, informatyki oraz historii służb specjalnych.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się