Młodzieżowe Słowo Roku

Po co jest Młodzieżowe Słowo Roku?

Koniec roku przynosi z sobą wydarzenie, które wyjątkowo angażuje dwie grupy, którym zwykle trudno byłoby wejść w jakąkolwiek interakcje. Pierwszą z tych grup są językoznawcy, którzy od 2016 roku organizują plebiscyt na najpopularniejsze słowo wśród młodzieży. Drugą są oczywiście młodzi ludzie, chodzący do szkół, studenci lub młodzi dorośli. W Internecie angażują się w konkurs bardzo aktywnie, zwykle wyśmiewając kolejne, osobliwe słowa, które potrafią znaleźć się w finałowej dwudziestce wyrazów.

Czemu ten konkurs wywołuje taki odzew? Czy przeważająco krytyczna ocena Młodzieżowego Słowa Roku jest zasłużona? Czy może negatywny odbiór tego wydarzenia wiąże się z niezrozumieniem intencji organizatorów?

Odpowiedzi na przynajmniej dwa z tych pytań można szukać w liście słów, które co roku ogłaszane są jako finałowa dwudziestka. To, w jaki sposób te słowa są wybierane od wielu lat angażuje młodych ludzi. Dzieje się tak dlatego, że instytut Języka Polskiego organizuje powszechne głosowanie w internecie. Małym zaskoczeniem jest więc duże zainteresowanie, którym cieszą się coroczne „wybory” młodzieżowego słowa roku. Internet to przestrzeń „młodych”.

W teorii ta formuła ma sprawić, że plebiscytowi uda się wyłonić zwroty i neologizmy faktycznie używane przez młodzież. Wcześniej, przed czasami Młodzieżowych Słów Roku wiele prób opisania języka młodzieży napotykało trudności. Językoznawcy, starsi od „obiektów” swoich analiz, nie mieli sposobu by zbierać dane od młodych w czasie rzeczywistym.

Powstawały opracowania o języku młodzieży, ale zwykle przedstawiały one słowa, które wychodziły już z użycia. Dopóki nie powstał internetowy plebiscyt na młodzieżowe słowo roku, możliwość rejestru faktycznie używanego slangu była mała. Sam pomysł takiej metody zbierania danych językowych i jego dobra realizacja to niewątpliwy sukces językoznawców zajmujących się tym tematem.

To, że plebiscyt jest powszechnym głosowaniem w internecie ma jednak swoje wady. Nie są one winą językoznawców. Trudno pociągać do odpowiedzialności organizatorów plebiscytu za to, że internauci, jak to zwykle bywa, traktują niemal każde miejsce jako okazje do żartu. To właśnie w ten sposób, za pomocą memów i nawzajem przekazywanych sobie plotek, na listy trafiają słowa, o których wcześniej nie słyszał prawie nikt.

Może właśnie w ten sposób do finałowej dwudziestki dostała się zgerypała, antycznie brzmiące oporowo czy słynny śpiulkolot, którego zwycięstwo wywołało fale memów i gorące dyskusje wśród osób zainteresowanych tematem?

Te często nieużywane przez ogół młodzieży słowa są zwykle językowo „przeterminowane”. Bawią jednak internautów, którzy promują je memami oraz masowo głosują. Na finałową listę słów trafiają w ten sposób słowa, które nigdy nie trafiłyby tam, gdyby każdy głosował tak jak przewidują założenia konkursu.

Językoznawcy są stawiani przed trudnymi zadaniem osądzenia, które z 20 zwrotów słusznie znalazły się w finale, a które zostały tam umieszczone dla żartu. W ten sposób, mimo dobrego pomysłu i odpowiedniej jego realizacji, plebiscyt staje się przestrzenią „memiczną” a nie tylko narzędziem badania słownictwa młodzieży.

Internet nie jest jednak miejscem, gdzie samokrytyka jego użytkowników zdarza się często. Według obiegowej opinii to językoznawcy są winni tego, że od dawna nieużywane, dziwne słowa trafiają do finałów każdej edycji. Takie zarzuty nie tylko pomijają faktyczną stan rzeczy, ale także świadczą o tym, że brakuje w internecie zrozumienia roli, którą pełni językoznawstwo i inne dziedziny badania języka.

Być może instytucje związane z Młodzieżowym Słowem Roku powinny szerzej zapoznać grono zainteresowanych plebiscytem z językoznawczym terminem „uzus”. Te określenie, używane często między innymi w akademickim przedmiocie Kultura Języka Polskiego oznacza zbiór wyrazów i zwrotów, które realnie używa się w współczesnej polszczyźnie. W uzusie znajdują się wszystkie słowa, które są aktualnie „żywe”, a opuszczają go słowa archaiczne, albo takie które modne były tylko przez chwile.

Badanie uzusu językowego nie jest jednak prostym zadaniem. Zanim słowo zwróci uwagę językoznawców musi minąć pewien okres czasu. Wyraz używany musi być używany na tyle czesto, by „trafić pod lupę” badaczy. Z tego powodu popularne słowa nie trafiają do słowników i rejestrów u szczytu swojej kariery, gdy używane są najczęściej.

Obecnie moda językowa rozwija się tak szybko, że dany zwrot jest w użyciu tylko pare miesięcy. Gdy więc po jakimś czasie badania nad językiem zwracają uwagę na jakiś wyraz, często jest już on pieśnią przeszłości.

Takie „opóźnienie” w rejestrze słów jest jednak nie do uniknięcia w rzetelnych studiach nad polszczyzną młodzieży. Obecność w plebistycie słów, które swoją świetność przeżywały rok temu powinna być absolutnie zrozumiała.

Czy Młodzieżowe Słowo Roku jest więc nam potrzebne? 

Tak. Każde badania nad polszczyzną są wartościowe. Tym bardziej warto wspierać inicjatywę angażującą grupę demograficzną, której zwyczaje językowe tak ciekawie i dynamicznie się zmieniają. Czy formuła konkursu mogłaby zostać poprawiona?

Na to pytanie odpowiedź również brzmi: tak.

Wszystko bowiem wskazuje na to, że badacze zajmujący się tym konkursem wzięli pod uwagę krytykę poprzednich edycji. Tegoroczny plebiscyt zwycięzcą ogłosił słowo, które faktycznie jest w powszechnym użyciu (rel, oznaczające wyrażenie aprobaty).

Być może przydałby się wiec sposób większej selekcji wyrazów na które głosują internauci. Unikniecie wyrazów, które trafiają do finału w formie żartu na pewno pomogłoby konkursowi. Następny rok pokaże, czy sukces tegorocznej edycji, której udało się wyłonić uznany przez młodzież termin, zostanie powtórzony.

Maciej Bzura

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się