G7
Fot. POOL/Reuters/Forum

Grupa rządząca światem spotka się po raz 50.

Ze względu na swój nieformalny charakter G7 nie ma możliwości podejmowania decyzji. Miarą jej autorytetu jest zdolność do pełnienia roli doradczej i wywierania wpływu. Z tego punktu widzenia nie brakuje pozytywnych przykładów jej działalności.

Tegoroczny szczyt G7 będzie pięćdziesiątym w długiej historii istnienia grupy. Zmiany w dynamice stosunków międzynarodowych i włączenie nowych kwestii do agendy sprawiły, że z biegiem lat pojawiła się konieczność wprowadzenia modyfikacji.

Nie przeszkodziło to jednak siedmiu wiodącym gospodarczo krajom świata w utrzymaniu istotnej spójności pomimo różnic w priorytetach i podejściach. Każda ocena dalszej przydatności G7 musi opierać się na tym założeniu. Podobnie powszechna krytyka grupy – która faktycznie nie jest w stanie dostarczyć odpowiedzi i rozwiązań dla najbardziej palących wyzwań – wymaga pewnych wyjaśnień.

Ze względu na swój nieformalny charakter G7 nie ma możliwości podejmowania decyzji. Miarą jej autorytetu jest zdolność do pełnienia roli doradczej i wywierania wpływu. Z tego punktu widzenia nie brakuje pozytywnych przykładów jej działalności. Stanowisko przyjęte przez G7 na szczycie w Hiroszimie w sprawie stopniowego wycofywania węgla kamiennego miało ogromne znaczenie dla obrad Szczytu Klimatycznego COP28 w Dubaju.

Warto również przypomnieć porozumienie osiągnięte przez siedem krajów w 2021 r. w sprawie przeglądu globalnych zasad opodatkowania przedsiębiorstw czy też impuls do nakładania w ciągu ostatnich dwóch lat coraz większej liczby sankcji na Rosję. Co więcej, G7 wykazała się zdolnością do reagowania na wyjątkowe okoliczności. Zamach terrorystyczny w Manchesterze na kilka dni przed szczytem w Taorminie w 2017 r. spowodował śmierć dwudziestu dwóch osób, z których dziesięć miało mniej niż 20 lat. W ciągu kilku godzin przywódcy grupy podpisali wspólną deklarację, w której potępili atak i wyznaczyli odpowiednie zadania swoim ministrom spraw wewnętrznych. Później spotkali się na Ischii, gdzie uzgodnili konkretne działania na rzecz walki z terroryzmem. Najważniejsze z nich dotyczyły zwalczania nadużyć internetu przez organizacje terrorystyczne. Udział przedstawicieli głównych platform (Google, Microsoft, Facebook i Twitter) zapewnił partnerstwo w walce z terroryzmem, po raz pierwszy łączące rządy, przemysł i społeczeństwo obywatelskie.

Agresywna wojna prowadzona przez Rosję i zagrożenie, jakie stanowi ona dla światowego porządku, dają jeszcze jeden powód, by wierzyć w wyjątkową rolę G7. Rosja i Chiny – te ostatnie w sposób, który nie wyklucza form współpracy – kwestionują obecny system międzynarodowy, a co za tym idzie, wielostronną infrastrukturę, która miała na celu rozstrzyganie kwestii spornych. Odrzuceniu multilateralizmu, a przynajmniej jego charakterystycznych cech od czasów II wojny światowej, towarzyszy spadek atrakcyjności demokratycznej formy rządów w niektórych częściach świata.

Zaufanie do ładu międzynarodowego opartego na zasadach i obrona wartości demokratycznych leżą u podstaw G7 i stanowią jej rację bytu. Jakie zatem miejsce może mieć G7 w międzynarodowej rywalizacji, która zaprzecza znaczeniu Grupy właśnie dlatego, że opiera się na tych wartościach? Siedem krajów członkowskich musi skupić się na co najmniej trzech kierunkach.

Po pierwsze, należy chronić i wzmacniać wewnętrzną spójność. Gdy jej brakuje, cierpi wiarygodność Grupy, tak jak w przypadku braku porozumienia w sprawie zmian klimatu – wówczas impas spowodował również załamanie negocjacji, w których G7 miała odgrywać główną rolę. W tym roku w krajach członkowskich G7 odbędą się ważne wybory: do Parlamentu Europejskiego, prezydenckie w Stanach Zjednoczonych i prawdopodobnie parlamentarne w Wielkiej Brytanii. Wzywanie obywateli do wyboru swoich przedstawicieli jest istotą demokracji, a zmiana, którą generuje każdy proces wyborczy, jest zawsze pozytywnym czynnikiem. Nie ma zatem powodu do obaw; można mieć raczej nadzieję, że G7 jako całość będzie wzmocniona.

Po drugie, w interesie G7 leży wzmocnienie interakcji z innymi grupami. Przede wszystkim z G20, do której należą członkowie G7 oraz UE. Kwestie, którymi zajmują się te dwie instytucje, w znacznym stopniu się pokrywają, dlatego koordynacja może przynieść jedynie korzyści. Tak było w 2017 r., gdy Włochy przewodniczyły G7, a Niemcy G20. Często dochodziło wtedy do uzgodnień nie tylko na poziomie przedstawicieli państw, ale także między przywódcami dwóch grup, którzy na szczytach w Taorminie i Hamburgu współdziałali, aby przekazać niektóre kontrowersyjne punkty komunikatów końcowych. Synergię ułatwił fakt, że oba kraje należały do G7, ale nie powinniśmy zakładać, że nie może ona wystąpić również w innych okolicznościach. Na przykład w 2024 roku spełnione są warunki, które pozwalają Włochom i Brazylii koordynować wdrażanie swoich programów prezydencji dla G7 i G20. Jest to możliwe nie tylko dlatego, że kraje te łączy długoletnia przyjaźń, ale także dlatego, że istnieje wiele kwestii wspólnych dla obu grup: na szczycie listy brazylijskich priorytetów znajdują się zmiany klimatyczne, biogospodarka i walka z głodem na świecie, a zatem tematy, w których nietrudno znaleźć wspólny język. Porozumienie będzie tym bardziej korzystne, jeśli wziąć pod uwagę znaczenie, jakie Brazylia będzie miała w 2025 r. jako przewodnicząca BRICS i COP30.

Po trzecie, należy zrewidować stosunki z Afryką. Kraje tego kontynentu są obecnie regularnie zapraszane na sesje informacyjne szczytów G7. Jest to samo w sobie pozytywne zjawisko, które jednak wydaje się obecnie bardziej potwierdzeniem ogólnej zasady – nie możemy ignorować Afryki, ponieważ jest ona dotknięta niektórymi z największych problemów naszych czasów, od zmian klimatycznych po migrację – niż przejawem gotowości do skutecznego działania. Oczywiście nie chodzi tu o tworzenie nowych struktur – moglibyśmy jednak zacząć od bardziej aktywnego udziału w przygotowywaniu działań wspierających, na przykład misji Szerpów do krajów afrykańskich lub sesji ministerialnych poświęconych wyłącznie tematom określonym wspólnie z krajami afrykańskimi i ich organizacjami regionalnymi.

Stosunki z Afryką, trwająca wojna w Ukrainie, konflikt na Bliskim Wschodzie oraz relacje z Chinami to najważniejsze punkty w tegorocznej włoskiej prezydencji. Jednym z tematów będzie również sztuczna inteligencja – G7 w ślad za działaniami Unii Europejskiej będzie musiała się w tej kwestii wypowiedzieć, by pogodzić względy etyczne z ogromnym potencjałem tej technologii w procesach przemysłowych i gospodarczych. Wszystkie te wyzwania wyznaczają koniec pewnej epoki. Znaczenie G7 w kolejnych latach będzie zależeć od zdolności grupy do oferowania reszcie świata przekonującej wizji w nadziei, że nie znaleźliśmy się już, jak w książce Stefana Zweiga, w świecie wczorajszym.

Raffaele Trombetta

Tekst ukazał się we „Wszystko co Najważniejsze”. Przedruk za zgodą redakcji.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się