o końcu życia

„Przejmowanie się zmarłymi i osobami pogrążonymi w żałobie jest aktem życia”

We Francji trwa debata nad projektem prawa dotyczącego końca życia – obejmującego eutanazję czy opiekę paliatywną. W tygodniku „Le 1” Érica Fottorina filozofowie, lekarze, historycy i publicyści analizują zmiany w spojrzeniu współczesnego społeczeństwa na śmierć.

Debata we Francji o końcu życia

Delphine Horvilleur, rabin i autorka eseju Vivre avec nos morts: petit traité de consolation („Żyć z naszymi zmarłymi. Mały traktat pocieszenia”) w tygodniku „Le 1”, zwraca uwagę na samotność i żałobę w społeczności, która zrezygnowała z obrzędów i jest niezdolna do towarzyszenia tym, którzy pozostali przy życiu.

„Nie uważam, żeby można było »nauczyć się« umierania. Myślę, że moglibyśmy ewentualnie nauczyć się żyć, ale nie umierać” – twierdzi Delphine Horvilleur w nawiązaniu do przygotowań do święta Jom Kipur, podczas którego żydzi „wycofują się z życia codziennego, jakby chcieli się przygotować na śmierć”.

Jak ocenia rabin, jej powołanie jest związane z doświadczeniem lęku przed śmiercią. „To nic zaskakującego, często opowiada się o ludziach, którzy zaczęli wierzyć w Boga w momencie, w którym uświadomili sobie własną śmiertelność – to wersja uproszczona. W mojej osobistej drodze zrozumiałam, że moja religijność była przede wszystkim związana z moimi żałobami, zwłaszcza z tym, jak śmierć dotknęła moją rodzinę. Duchy Shoah były obecne w moim życiu przez całe moje dzieciństwo. Ta świadomość śmierci rozwinęła we mnie formę religijności w pierwotnym znaczeniu tego terminu, czyli świadomości o konieczności tworzenia więzi, konieczności »złączenia się« z poprzednimi pokoleniami, z moją tradycją religijną. (…) Ale bardzo wcześnie poczułam również, że mój judaizm nie powinien być tylko sprawą śmierci, ale że powinnam, poprzez naukę, znaleźć drogę do życia” – tłumaczy Delphine Horvilleur. 

Jak twierdzi rabin, religijność nie jest gwarancją, że wierzący nie będzie bał się śmierci. Zdaniem autorki Vivre avec nos morts: petit traité de consolation pocieszenie w obliczu śmierci może przynieść świadomość, że coś po sobie zostawiamy. 

„Niektóre osoby naprawdę wierzą w duchy, w odwiedziny zmarłych. Ale nie jest to koniecznie dosłowne. Myślę, że wszyscy jesteśmy nawiedzani, w takiej czy innej formie, przez duchy przeszłości. W moim przypadku często książki odgrywają tę rolę. Dla innych to będą dzieci, dzieło życia, wszystko to, co sprawia, że zmienimy przyszłość i będziemy kontynuować rozmowę z żyjącymi, kiedy nas już tu nie będzie. W mojej pracy codziennie spotykam ludzi, którzy wciąż rozmawiają ze zmarłymi i uczą się od nich. Jest coś, co trwa, coś niemożliwego do zdefiniowania, w śladzie, który pozostawimy po sobie (…). Stale będą ludzie, którzy będą opowiadać, co powiedzieliśmy albo o czym milczeliśmy, ludzie, którzy opowiedzą to rzetelnie; wciąż będziemy mówić po naszej śmierci” – twierdzi Delphine Horvilleur. 

„Żyjemy otoczeni naszymi żałobami i naszymi duchami; jest głuchy ból, stłumiony wokół nas, o którym się nie mówi” – zwraca uwagę rabin. Jak ocenia, współczesne społeczeństwo jest niezdolne do przyjęcia żałoby, do towarzyszenia jej. „Trudno jest zainicjować tę debatę, ale wszystkie składniki są dziś zebrane: debata o końcu życia, kwestia opieki paliatywnej, COVID-19, katastrofy naturalne… Śmierć coraz silniej puka do naszych drzwi, trzeba o niej mówić” – podkreśla. 

„W tradycji żydowskiej jest szczególny stosunek do żałoby, która ma trzy etapy. Kiedy ktoś umiera, najpierw przestrzegamy tygodnia intensywnej żałoby, bardzo skodyfikowanej. Następnie przechodzimy miesiąc żałoby i rok żałoby, tak jakby były trzy stopnie. Dla rabinów idea leżąca u podstaw tego jest taka, że jeśli zbyt długo jesteśmy w żałobie po kimś, to znaczy, że tak naprawdę przeżywamy żałobę po czymś innym. Wraz z upływem czasu wchodzimy w dialog z naszym cierpieniem. Ale jeśli nic się nie dzieje, należy zapytać samego siebie, czy to naprawdę tę osobę opłakujemy. W żałobie powinniśmy jednocześnie pamiętać i zapomnieć. Wspomnienie i amnezja są błogosławieństwami. (…) Należy pamiętać o naszym bólu, o naszej żałobie, ale również upewnić się, że nasza przyszłość nie będzie opowiedziana jedynie przez pryzmat tej straty, że nie stanie się naszą tożsamością” – tłumaczy Delphine Horvilleur

„Niegdyś nosiło się czerń, zakładało się opaski żałobne na pogrążone w żałobie domy. Nie mówię, że trzeba przywrócić te konkretne rytuały, ale należy się zastanowić, jak włączyć żałobę do naszych domów, do naszych dzielnic, do naszych szkół. Kiedy dziecko traci kogoś z bliskich, w szkole mówi się o tym szeptem, tak jakby to był wstyd. Oddalamy naszych zmarłych, zachowujemy się, jakby nie istnieli, jakby nas nie nawiedzali, jakby istniały hermetycznie zamknięte drzwi między żyjącymi a zmarłymi. To duży błąd. Obecnie brakuje refleksji nad rytuałami towarzyszącymi osobom w żałobie, boimy się, że to będzie niezdrowe. Przeciwnie, przejmowanie się zmarłymi i osobami pogrążonymi w żałobie jest aktem życia” – twierdzi rabin.

„Myślę, że nie możemy żyć bez żałoby, czy to tej po bliskim, po miłości, czy po iluzjach – pomimo że wszystkie są bardzo różne” – podkreśla Delphine Horvilleur.

oprac. Julia Mistewicz

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się