Erdoğan Turcja Gazeta Na Niedzielę

Korzystając z niemocy Europy Turcja staje się znaczącym graczem nowego układu sił

Dzień przed 100. rocznicą proklamowania Republiki Turcji w Stambule został zorganizowany wiec poparcia dla Palestyńczyków, na którym prezydent Erdoğan oskarżył Izrael o ludobójstwo w Strefie Gazy a państwa zachodnie o hipokryzję. Wiec pokazał ogromne ambicje tureckie i chęć wyparcia państw zachodnich z regionu i zastąpienia ich w budowaniu Bliskiego Wschodu.

Pierwsza reakcja prezydenta Erdoğana na atak Hamasu na Izrael i początek konfliktu mogła zaskoczyć, gdyż początkowo narracja tureckiego przywódcy była bardzo wyważona – oczywiście ja na niego. Przyzwyczajeni byliśmy, w przeciągu ostatnich lat, do bardzo napiętych relacji na linii Turcja-Izrael. Dopiero ostatnie miesiące przyniosły zmianę w tym zakresie i powrót ambasadorów na placówki.

W pierwszych dniach po 7 października Recep Tayyip Erdoğan nawoływał do nieeskalowania konfliktu, deklarował także turecką gotowość do mediacji. To właśnie był jeden z głównym celów tureckiej polityki – odegrać rolę w zażegnaniu konfliktu pomiędzy Izraelem a Hamasem, a co za tym idzie zapobiec kolejnym ofiarom wśród Palestyńczyków w Strefie Gazy. Pokazując w ten sposób, że liczy się na arenie międzynarodowej i odgrywa ważną rolę w budowaniu ładu na Bliskim Wschodzie. Bardzo szybko ofensywę dyplomatyczną rozpoczął minister spraw zagranicznych Turcji Hakan Fidan, który spotkał się z m.in. z prezydentem Egiptu, ministrami spraw zagranicznych: Niemiec, Arabii Saudyjskiej, Libanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, czy Iranu. Rozmawiał zarówno z Izraelem, jak i Hamasem, a 5 listopada do Turcji przylecieć ma sekretarz stanu Stanów Zjedoczonych Antony Blinken.

Skąd zmiana w narracji Erdoğana?

Wynika ona z dwóch głównym powodów. Po pierwsze starania tureckie o mediowanie nie przyniosły rezultatów. Izrael stwierdził, że jest za wcześniej na jakiekolwiek rozmowy. Podobno – jak to często bywa w takich sytuacjach dużo wiemy z „anonimowych źródeł” – Turcja miała również próbować rozmów z przywódcami Hamasu i przekonywać ich do wypuszczenia zakładników. Nie pojawiły się jednak żadne informacje o skuteczności tych negocjacji. Po drugie i to wydaje się w tym momencie bardziej istotne, tureckie społeczeństwo oczekiwało poparcia dla Palestyńczyków. Wbrew jednak temu co często pojawiało się w przekazach medialnych np. w Polsce, wiec w którym wzięło udział tysiące osób w Stambule (miasto ma ok. 20 mln mieszkańców), wcale nie świadczył o tym, że tureckie społeczeństwo oczekuje ostrych i jednoznacznych kroków.

W sondażu przeprowadzonym przez Metropoll 34,5 proc. respondentów odpowiedziało, że Turcja powinna zachować neutralność, 26,4 proc. że powinna jedynie mediować, 18,1 proc. iż powinna bronić sprawy palestyńskiej, ale nie popierać Hamasu (chodzi tutaj głównie o zaangażowanie dyplomatyczne i humanitarne). Zaangażować wcale nie chce się również Erdoğan – miał on znacznie bardziej jednoznaczne wypowiedzi. Po pierwsze podkreślił, ze Hamas nie jest organizacją terrorystyczną tylko mudżahedinami walczącymi o niepodległość. Po drugie oskarżył Izrael o zbrodnie wojenne w Strefie Gazy.

Co to znaczy dla Zachodu?

W przemówieniu prezydent Erdoğan stosunkowo dużo miejsca poświęcił państwo zachodnim. Kolejny raz skarżył je o hipokryzję wytykając, że „Ci, którzy wylewali krokodyle łzy w związku z cywilami zamordowanymi wczoraj w wojnie ukraińsko-rosyjskiej, nie mają głosu w imieniu dzieci, które zginęły dzisiaj w Gazie”. To narracja, która od tej pory wielokrotnie się powtarzała, że zachód według innych standardów odnosi się do śmierci cywilów na Ukrainie a inaczej w Strefie Gazy. I nie chodzi tutaj o dyskusję nad tym na ile prezydent Erdoğan ma racje. Oczywiście można przerzucać się wieloma argumentami pokazującymi istotne np. prawne różnice. Nie chodzi również o hipokryzję samego Erdoğana, który przecież również łamie prawo np. w Syrii. Ale warto odrzucić to przerzucanie się argumentami i zauważyć, że jego narracja trafia na bardzo podatny grunt i nie tylko w Turcji, ale praktycznie na całym „globalnym południu”. W końcu państwa zachodnie nie miały tutaj dobrych notowań już wcześniej. Szczególnie, ze to zachód został pokazany jako winny temu co się dzieje, poprzez wspieranie Izraela. Bo jak mówił Erdoğan, gdyby nie wsparcie zachodu to sam Izrael nie przetrwałby nawet trzech dni. Oczywiście należy mieć na uwadze, że cały wiec miał wydźwięk populistyczny. Miał trafić do tureckiego elektoratu prezydenta. 

Przekaz międzynarodowy jest już trochę inny. Prezydent Erdoğan ma coraz ostrzejsze wypowiedzi w stosunku do Izraela, odwołał swoją wizytę w tym kraju, tak samo jak swoją odwołał minister energetyki. Jednak nie odwołano np. ambasadora (co miało miejsce w 2010 roku po zabiciu 10 tureckich obywateli, którzy przybyli do Strefy Gazy w tzw. Flotylli Wolności).

Wydaje się więc, że mimo zmiany narracji, Turcja w dalszym ciągu liczy na swój udział w stabilizowaniu sytuacji w regionie. Bo rozlanie konfliktu na kolejne kraje Bliskiego Wschodu jest tym, czego Ankara obawia się najbardziej. Minister Fidan w dalszym ciągu spotyka się ze swoimi odpowiednikami (tutaj choćby ważne spotkanie z msz Iranu) zaznaczając tureckie miejsce w procesie dyplomatycznych zabiegów. Prezydent podkreśla zaś, że potrzebny jest nowy format zapewniający stabilizację w regionie a składający się z państw bliskowschodnich. Deklaruje również, że Turcja jest gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność, jeśli taki krok zostanie podjęty. Ankara deklaruje również, że wraz z innymi państwami regionu może stać się gwarantem niezależności Palestyny, gdyby powstała jako niepodległe państwo w wyniku podziału terytoriów Izraela. 

Deklaracje tureckie pokazują jej ambicje regionalne. Nie wydaje się prawdopodobne w tym momencie, aby Izrael zgodził się na takie rozwiązanie. Jednak Turcja zaznacza swoją pozycję w regionie – a nie jest jedynym państwem, które chce odgrywać wiodącą rolę. Jednocześnie stara się w ten sposób wyprzeć interesy zachodnie w tej części świata, pokazując że kraje bliskowschodnie moją decydować same o sobie. Ważny jest także przekaz – trafiający do społeczeństwa – o hipokryzji zachodu, bo jeśli notowania państw zachodnich spadną znacznie trudniej będzie im odgrywać ważną rolę w regionie, szczególnie że wiele państw – w tym Turcja chcą odgrywać rolę przywódcy regionalnego.

Karolina Wanda Olszowska

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się