świat

Polska i świat w konwulsjach

Jeżeli wygra Donald Trump, a wybory do Izby Reprezentantów i do Senatu wygrają demokraci, może dojść do próby uniemożliwienia mu przez nowo wybrany Kongres objęcia urzędu prezydenta. Krótko mówiąc, Ameryka staje przed groźbą niezwykle poważnej destabilizacji wewnętrznej, co bez wątpienia zostanie wykorzystane przez państwa nie tylko wrogo nastawione do USA, ale także przez ich aliantów.

Słowo o Polsce

Skoro ma to być również notatka o świecie, to jak ją zaczynać od paru zdań o Polsce, dla której miejsca w roli bytu suwerennego nie ma, chyba że sama potrafi sobie to miejsce wywalczyć? Świat wyznacza jej – ponieważ Polacy niewoli jawnej nienawidzą, a przynajmniej dotąd byli bitni – rolę jakiegoś protektoratu albo kolonii. Zaczynam jednak od tego słowa, ponieważ to moja ojczyzna.

Obecna władza zachowuje się w najlepszym razie schizofrenicznie. Chce rozwijania siły obronnej RP, ale np. zdaje się przedkładać odległe i mgliste plany budowy systemów obronnych przez państwa Unii Europejskiej nad realizację umów zawartych z producentami broni już istniejącej. Ogłasza gotowość kontynuacji wielkich inwestycji infrastrukturalnych, ale albo drastycznie zmniejsza skalę tych inwestycji, albo odsuwa ich realizację, albo z nich rezygnuje. Tym sposobem opowiada się w rzeczywistości za przygotowaniem RP do roli protektoratu niemieckiego, który najpewniej działać będzie w porozumieniu z Rosją. Gorzej, obecna władza – naginając albo łamiąc prawo – niszczy instytucje państwa. Ostatnio rozpoczęła zamach na tego państwa podstawy ustrojowe poprzez próbę doprowadzenia do bankructwa najważniejszej partii opozycyjnej. Mówiąc wprost, jeżeli ten plan się powiedzie, Polska nie będzie już demokratycznym państwem prawnym, jakkolwiek taki zapis konstytucyjny na papierze pozostanie.

Klasa polityczna, z najważniejszymi partiami politycznymi od lat zamkniętymi w klinczu partiokracji oraz z partiami mniejszymi, rozpaczliwie ubiegającymi się o jakiś udział we władzy, nie jest w stanie wyłonić z siebie siły patriotycznej, która – via przegrupowanie międzypartyjne – byłaby w stanie powstrzymać ten proces, który funduje RP jej władza obecna. A Rosja czeka. Ciekawe, czy w dalszej przyszłości ze słabości RP nie skorzysta również… Ukraina, gdy w końcu nastanie rozejm z Rosją i Ukraina zacznie być odbudowywana przez UE pod wodzą Berlina.

Stany Zjednoczone

Supermocarstwo, które tyle popsuło w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Głównie za sprawą proizraelsko nastawionej administracji – mającej poparcie przede wszystkim tych wyborców Partii Republikańskiej, którzy stanowili znaczący wówczas w USA odłam syjonistów chrześcijańskich – supermocarstwo to podjęło nieszczęsną próbę ustanowienia nowego ładu na Bliskim Wschodzie. I przyspieszyło tym sposobem nastanie światowego nieładu.

Niezależnie od tego USA umożliwiły niesłychanie szybki wzrost potęgi Chin – gospodarczej i militarnej – a to m.in. przez przeniesienie niemałej części swojej produkcji do Chin oraz nieobarczone żadnymi warunkami włączenie Chin do handlu międzynarodowego. Jakby tego było mało, tzw. wojna z terroryzmem opóźniła unowocześnienie uzbrojenia armii amerykańskiej. Na przykład wstrzymano rozwój broni hipersonicznej i dziś Amerykanie muszą na tym odcinku zbrojeń gonić Chiny. Rosji gonić nie muszą, ponieważ ta zdegenerowała się tak, że prawie nic już nie potrafi prawdziwie nowoczesnego u siebie wyprodukować (jej Kindżały fachowcy trafnie nazywają pociskami połowicznie hipersonicznymi, w marcu 2024 r. Ukraińcom udało się zestrzelić dwa znacznie nowocześniejsze od Kindżałów Cyrkony).

Razem z porażką USA na Bliskim Wschodzie – pod hasłami walki z terroryzmem oraz do cna poronionej krucjaty na rzecz demokracji na świecie – przyszedł brak jasnej i spójnej strategii w polityce międzynarodowej. Ameryce pozostało reagowanie na wydarzenia na świecie. Ameryka wspierała po cichu Ukraińców w ich zmaganiach z Rosją, ale gdy doszło do jawnej agresji na Ukrainę, Ameryka była gotowa pogodzić się z szybkim zwycięstwem Putina. A gdy się blitzkrieg Putinowi nie udał, USA zaczęły wspomagać Ukrainę jawnie i istotnie, widząc tę wojnę jako wojnę na tyle osłabiającą Rosję, na ile USA uznają to za właściwe. Ale, paradoksalnie, jednocześnie nie umiejąc tego właściwego celu wojny wyznaczyć.

I tak to Ameryka powoli zmierza do wycofania pomocy Ukrainie, chce zachowania flanki wschodniej w jej obecnym kształcie oraz oddania opieki nad Europą Berlinowi. Sama – zresztą słusznie – kieruje swoje myślenie ku zachodniemu Pacyfikowi. Co z tego myślenia wyniknie, będzie zależało od wyborów w listopadzie tego roku.

Stany Zjednoczone przeżywają głęboki kryzys społeczny i instytucjonalny i zarazem przygotowują się do wyborów prezydenckich (pisałem o tym trochę ostatnio [tutaj] i więcej w dwumiesięczniku „Arcana”, nr 178, 4/2024). Jednocześnie odbędą się wybory do Kongresu – do całej Izby Reprezentantów oraz do Senatu, gdzie kandydaci walczyć będą o 33 miejsca. Nie można wykluczyć, że bez względu na wynik wyborów dojdzie w USA do rozruchów i poleje się krew. Jeżeli wygra Donald Trump, a wybory do Izby Reprezentantów i do Senatu wygrają demokraci, może dojść do próby uniemożliwienia mu przez nowo wybrany Kongres objęcia urzędu prezydenta. Krótko mówiąc, Ameryka staje przed groźbą niezwykle poważnej destabilizacji wewnętrznej, co bez wątpienia zostanie wykorzystane przez państwa nie tylko wrogo nastawione do USA, ale także przez ich aliantów. Rozwinięcie tego wątku pozostawiam P.T. Czytelnikowi.

Chiny

Pogrążone w potężnym kryzysie demograficznym, który będzie niósł zmniejszanie się ich populacji przez dekady, zamknięte w pułapce średniego rozwoju. Wymienienie tego drugiego zjawiska nie powinno zaskakiwać, mimo że mówimy o drugim państwie na świecie, jeśli jego potęgę mierzyć poziomem nominalnego PKB. Chiny przeinwestowały, wiele inwestycji było niecelnych, powstały ogromne różnice w rozwoju różnych regionów, pozostały ogromne strefy biedy i zacofania, kraj zjadała korupcja, powstał ogromny dług wewnętrzny. Czy Chiny sobie z tymi problemami poradzą i niedługo wrócą na drogę szybkiego rozwoju? Na pewno pomoże im w tym ich polityka zagraniczna, która łączy strategię polityczną z gospodarczą i która od dekad stawia na poszerzanie chińskich wpływów w krajach Afryki i na innych kontynentach.

Skoro mówimy o Chinach, nie sposób nie wspomnieć o organizacji międzyrządowej BRICS, zrzeszającej takie państwa, jak Brazylia, Rosja, Indie, Chiny (to cztery państwa założycielskie), Afryka Południowa, Iran, Egipt, Etiopia oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ponadto Arabia Saudyjska uczestniczy w obradach organizacji jako państwo do tego zaproszone. BRICS zrzesza zatem kraje o bardzo różnym poziomie rozwoju i różnych interesach. Łączy je chęć zbudowania nowego ładu światowego – świata wielobiegunowego, wolnego od dominacji USA. Rzeczona mnogość regionów różnie ma wyglądać wedle różnych członków organizacji, ponadto, mówiąc delikatnie, Chin i Indii czy Iranu i Arabii Saudyjskiej nie łączą żadne więzi przyjaźni. Wszystkie natomiast łączy wrogość wobec USA oraz w dalszej perspektywie chęć pozbycia się dolara jako waluty światowej. Wszystkie widzą rosnącą, jakkolwiek powoli, względną słabość USA.

Jak wygląda sytuacja w krajach UE czytamy codziennie, więc więcej miejsca tej kwestii nie poświęcam. I tyle uwag niżej podpisanego o tym, co widać gołym okiem.

Zdjęcie autora: Prof. Jacek KORONACKI

Prof. Jacek KORONACKI

Profesor nauk technicznych, doktor habilitowany nauk matematycznych, były długoletni dyrektor Instytutu Podstaw Informatyki PAN. W ostatnich latach zajmował się analizą molekularnych danych biologicznych. Autor "Wszystko co Najważniejsze".

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się