Katanga
Fot. Forum.

Polska jak Katanga

Czy zasoby są dobrodziejstwem, czy przekleństwem? Przykład Katangi pokazuje, że nawet złoża diamentów mogą być nie źródłem bogactwa, lecz przyczyną wojen domowych i obcych interwencji. Wszystko zależy od tego, kto je kontroluje, ilu konkurentów walczy o nie i jak są brutalni. Również zasoby metali ziem rzadkich powodują zatrucie środowiska i owszem, dają pracę, ale dzieciom w toksycznych warunkach. Oczywiście ktoś na tym w końcu zarabia, ale dla lokalnej ludności może lepsza by była uprawa manioku.

Dom na autostradzie

Zasobem Polski jest jej strategiczne położenie na skrzyżowaniu szlaków handlowych. Ale to również trasa przemarszu wojsk. Ktoś powiedział: „Polacy, czemu narzekacie, skoro postawiliście sobie dom na autostradzie?”. Jeżeli Polska jest spora, najlepiej od morza do morza (jak USA) i potrafi swoje granice obronić (jak USA), to jest świetnie. Ale jeżeli nie potrafi, to zaczynają się problemy. Wszyscy sąsiedzi widzą tu smaczne kąski dla siebie.

Ekstremalna była sytuacja po II wojnie światowej, gdy kraje mniejsze, leżące na uboczu, mogły trochę kombinować po swojemu, ale z uwagi na olbrzymią armię sowiecką w NRD zapewnienie komunikacji Moskwa-Warszawa-Berlin nie podlegało dyskusji. Można było w naszym najweselszym baraku dla odprężenia grać jazz i śmiać się w kabaretach, ale sprawy strategiczne były niepodważalne.

Polska i kochani sąsiedzi

Cofnijmy się do XVIII wieku. Wyczerpane wojną siedmioletnią Prusy chętnie pożywiły się Wielkopolską. Austria, niedawno uratowana od Turków przez Sobieskiego. No cóż… Maria Teresa płakała, gdy brała, a jak mówią złe języki – im więcej płakała, tym więcej brała. A Rosja, jak to Rosja, zawsze przy stole. Równocześnie sąsiedzi korumpowali polskich posłów, by Polska wciąż pozostawała słaba. Gdy próbowała zerwać z siebie ten kokon i zdynamizować organizację państwa dzięki Konstytucji 3 maja, był to dla sąsiadów sygnał do jej dobicia.

Nawiasem mówiąc, podobne pomysły miały mocarstwa wobec rewolucyjnej Francji. My tego nie dostrzegamy, ale rewolucja francuska i jej obrona przed interwencją oraz rozbiory Polski to zdarzenia równoległe. Stąd w przypadku Konstytucji 3 maja obawiano się nie tylko odbudowy potęgi Polski, ale również rozlania jakobinizmu po Europie. Mam przy tym nadzieję, że „polski jakobinizm” byłby wystarczająco chrześcijański i mniej krwawy. W innym nawiasie chciałbym dodać, że jurgielt, branie pieniędzy z zewnątrz, był powszechną praktyką. Nawet w Szwajcarii niektórzy przyjmowali takie pensje, ale jakoś kraj to wytrzymał.

Widzimy więc w polskiej historii cykle siły i słabości. Gdy Polska jest słaba, sąsiedzi wykorzystują ją, nie uciekając się do przemocy. Gdy rośnie w siłę, politycznie, militarnie i gospodarczo, sąsiedzi starają się sprowadzić ją do parteru. Zamiast być rewirem łowieckim, staje się konkurentem. Do tego mądrzy się na forach międzynarodowych, jak w pierwszej fazie wojny na Ukrainie, marzą się jej alternatywne sojusze. Więcej, bez respektu poucza kraje, przekonane o swojej naturalnej przywódczej roli. Tego nie można przecież tolerować!

Polska otarła się o grupę G20 – poprzez serię dobrze przemyślanych inwestycji chciała przeskoczyć z trzeciego szeregu do drugiego, a kto wie, czy nie wyżej. Hola, panowie! Nie na taką Unię się umawialiśmy, w tył zwrot i do Mitteleuropy!

Byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie, Berlinie i Paryżu

Gra statusowa jest trudna. Trzeba do tego mieć świadome swych celów kierownictwo, potrafiące skutecznie i kreatywnie grać w tę grę. Świadome powinno być społeczeństwo – co do celów i metod, możliwości i zagrożeń. Nie można się (samo)oszukiwać, najczęściej prowadzi to do tragedii. Dyskusja powinna być rzeczowa, koncentrować się na faktach, a nie osobach. Ostatnie zdanie sugeruje, że są to mrzonki, jeżeli nie ironia. Ale nie popadajmy w masochizm. Które społeczeństwa Zachodu są na tyle odporne, by wytrzymać większy szok? Pewnie Islandia, może Luksemburg. Ale na pewno nie Francja, nie Niemcy, raczej nie Ameryka. Francja ma duże mniejszości etniczne, które się nie identyfikują z państwem, są wobec niego wręcz wrogie. W Niemczech rozziew między wschodem i zachodem się pogłębia, niektórzy wspominają o możliwości ponownego podziału, a przynajmniej otoczenia Saksonii i Turyngii kordonem sanitarnym. Może po starej znajomości przyłączyć Saksonię do Polski? W każdym razie ostrym testem będą jesienne wybory do wschodnich Landtagów. Z czego musi być kordon sanitarny, który by nie pękł, obejmując jedną trzecią, a może i ponad połowę ludności? W Ameryce jest na noże. Liberałowie mówią, że Trump dzieli społeczeństwo. Ale podziały są autentyczne, podobnie jak w Polsce. Po prostu głos uzyskały grupy ludności, które przedtem zawstydzone siedziały cicho.

Na wiele tematów polityczna poprawność zakazuje dyskusji. Nieważna jest istota problemu, ważne jest tylko, czy krytyczny komentarz na temat migracji już jest faszystowski, czy jeszcze nie. Pod dywan zamieciono sprawę COVID-u i szczepionek. Przez to spora część społeczeństwa nie uwierzy już w ŻADNĄ epidemię i nie przyjmie ŻADNEJ szczepionki. Dalej jest kwestia wojny. Występuje wielki rozdźwięk między władzami a społeczeństwem. Władze, może pod amerykańską presją, głoszą poparcie dla Ukrainy i same szukają agentów Kremla. Nie jest to wiarygodne, ale taka jest oficjalna narracja. A społeczeństwa, jak były, tak są pacyfistyczne. To znaczy ten pacyfizm dopuszcza rzucenie na pożarcie kogo innego. Szczytem abstrakcji jest koncepcja armii europejskiej (prawdopodobnie za polskie pieniądze, pod niemieckim dowództwem). Idea, że taka armia na poważnie stanie przeciw Rosji w interesie Polski, to absurd.

Podobne problemy dotyczą Polski. Społeczeństwo jest w dużej mierze etnicznie jednorodne, mówi jednym językiem – więc jeden problem mamy z głowy. Ale od lat nie widziałem ponadpartyjnej rzeczowej dyskusji na jakikolwiek temat. Niby jest Sejm, ale pojawiają się tam tylko wyzwiska i oskarżenia, kto winien. Gdyby nadlatywała asteroida, do ostatniej chwili dyskutowano by, czy jest ona pisowska, czy platformerska. A może „PiS, PO, jedno zło” – i Konfa nagadałaby jej do słuchu, „zaorałaby” ją. A gdyby ktoś miał pomysł, by np. wysłać statek kosmiczny i ją zdetonować, toby sprawdzano, czyja firma ma dostarczyć materiału wybuchowego i podejrzanych wsadzono by do aresztu wydobywczego.

Komisje śledcze długo deliberują, czy poseł skorzystał z sali na uczelni bez formalnego wynajmu. Najbardziej rozbawiły mnie tajne drukarnie – co to są w demokracji tajne drukarnie? Gdyby dzieci posła przybijały na plakatach stemple z ziemniaka, też zajęłaby się tym komisja śledcza? I nie wiem, co by było większą zbrodnią: gdyby to robiły za darmo, za cukierki lub bilet do kina, czy za dychę na drobne wydatki. Poważny problem jest inny: ile środków marnuje się na komisje tropienia marnotrawstwa. Chodzi o pieniądze i czas – czy ci ludzie nie mają niczego lepszego do roboty? Może nie potrafią. Gdy coś rąbnie, zapisy tej komisji będą tak tragicznym curiosum, jak protokoły pieniactwa przedrozbiorowej szlachty i kwity za zerwane sejmy.

Do jesieni zeszłego roku myślałem, że jest jakaś szansa na sprawczość Polski. Teraz Polska dołączyła do europejskiego mainstreamu, do tego jako podwykonawca. Twierdzę bowiem, że również społeczeństwa Zachodu, które straszą mniejszych srogimi minami, same nie wytrzymałyby poważnego kryzysu, wymagającego jedności i poświęceń. Co by o Rosjanach nie mówić, są gotowi jeść ziemniaki z kapustą, byleby tylko imperium było potężne. Ile są w stanie wytrzymać mieszkańcy Francji – poniżani rodowici Francuzi (Français de souche) i zbuntowani wyznawcy islamu? A zwłaszcza gdyby zagrożenie nadeszło tamtej strony?

Co jest warta Unia Europejska, jeżeli na czele znowu stają dwie osoby z mocnymi podejrzeniami o korupcję, gdzie dla prywatnej kariery Ursuli von der Leyen trzeba Zielonym zapłacić za ich głosy forsowaniem polityki, którą wyborcy odrzucili i która rujnuje Unię?

Oj, niedobrze, koledzy…

Temu wszystkiemu się przygląda Władimir Putin. Jakie są jego zamiary, jak ocenia Zachód, jakie są jego własne siły? Wojna na Ukrainie wiele go kosztowała, nie wiadomo, na co Rosję stać. Ale Hitler, gdy zaczynało mu brakować zasobów, często myślał: A może jeszcze zdążę, spróbujmy… Dlatego wypowiedział wojnę Ameryce w grudniu 1941 r., gdy operacja Barbarossa już ugrzęzła pod Moskwą. Kiedy, jak nie teraz? Poza tym starzejący się dyktatorzy, nie widząc dalszych osobistych perspektyw, chcą domknąć dzieło życia. Hitler, gdy Niemcy przegrywali z „czerwonym Iwanem”, doszedł do wniosku, że nigdy nie zasługiwali na jego geniusz. Stwierdził więc: Jeśli ja mam zginąć, niech Niemcy zginą razem ze mną! Na racjonalność nie zawsze można liczyć.

A Europa? Proste pytanie: zaczynając od teraz, ile sztuk amunicji jest w stanie wyprodukować w ciągu roku? I co jest gotowa z nimi zrobić? A jeżeli chce uniknąć gorącego konfliktu i grać na wielu szachownicach – politycznej, gospodarczej i propagandowej – to czy ma sprawdzonych, twardych graczy? Do takiej gry, zwłaszcza do gambitów rozłożonych na wiele ruchów, konieczne jest zaufanie społeczeństwa. Jeżeli jednak wszystkie strony sporu są wyćwiczone w czepianiu się kwitów i nie potrafią niczego więcej, to marnie to widzę.

I jaką ma w tym rolę Polska? Czasy imperialnej Rzeczypospolitej minęły bezpowrotnie. Potrzebne są sojusze – ale z kim, na jakich warunkach? Czy amerykańskie wojsko na terenie Polski zwiększa bezpieczeństwo, czy wręcz przeciwnie? Niektórzy uważają jego obecność za okupację. To niewątpliwie przesada, ale pytanie pozostaje – nawet przy szczerym sojuszu – czy należy tylko wykonywać polecenia, czy mieć własne zdanie? Oczywiście nie na pokaz, ale w ważnych kwestiach.

Dla wyjaśnienia: ja, od młodości nasycony rusofobią (i germanofobią), uważam, że wypchnięcie Amerykanów oznacza wejście Rosji – natura nie lubi próżni, zwłaszcza w tym strategicznym miejscu. I tu wracamy do punktu wyjścia: to miejsce jest atrakcyjne dla wielu. I albo będziemy je kontrolować my, albo inni. Dla pewności dominując nad nami.

Zdjęcie autora: Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Związany z miesięcznikiem i portalem "Wszystko co Najważniejsze" publikując głównie na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się