Co Czeka Niemcy?

Co czeka Niemcy?

Więcej antyamerykanizmu, jeszcze silniejsze głosy za powrotem do dawnej współpracy z Rosją, większa niechęć i podejrzliwość wobec Polski, wzrost nastrojów rewindykacyjnych w polityce zagranicznej – to tylko niektóre z możliwych opcji, które mogą już wkrótce silniej zaznaczyć się w niemieckiej polityce.

Konsekwencje wyborów w Saksonii i Turyngii mogą mieć charakter prawdziwej systemowej zmiany, po której niemiecka polityka stanie się całkiem inna. Czy jesteśmy gotowi na taką zmianę?

Jeszcze kilka lat temu pod rządami Angeli Merkel niemiecka scena polityczna wydawała się przypominać niewzruszoną skałę. Najróżniejszej maści polityczne skrajności udawało się cały czas skutecznie neutralizować i otaczać „kordonem sanitarnym”. Dzięki temu, kiedy jak twierdzono, w całej Europie i w Ameryce rozprzestrzeniała się zaraza „populizmu”, Niemcy pozostawały oazą praworządnego, konsensualnego i stabilnego liberalizmu. Ta zadziwiająca polityczna odporność była tak silna, że jeden z czołowych niemieckich historyków, Herfried Münkler, przewidywał, że to właśnie wewnętrzna systemowa stabilność Niemiec w niespokojnych czasach predysponuje je do roli naturalnego lidera Europy.

Pod powierzchnią niewzruszonej sceny politycznej od dawna jednak wzbiera poważny kryzys, który ma swoje źródła w zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku. W niemieckiej polityce po II wojnie światowej miała miejsce tylko jedna prawdziwa strukturalna zmiana: gdy w Niemczech Zachodnich, w 1985 roku, po raz pierwszy partia Zielonych Joschki Fischera, wówczas partia protestu i kontestacji, weszła w Hesji do rządu razem z Socjaldemokratami. Kilkanaście lat później, w 1998 r., ta zielono-czerwona koalicja sformułowała wspólny rząd federalny w Berlinie z kanclerzem Gerhardem Schröderem. Natomiast zjednoczenie Niemiec, które było w istocie przyłączeniem wschodnich landów, nie spowodowało żadnych istotnych zmian na niemieckiej scenie politycznej. Niepodzielnie rządziły na niej przez trzy dekady partie zachodniego politycznego establishmentu: chadecy, socjaldemokraci, liberałowie i zieloni.

Uzyskanie pozycji kanclerza przez Merkel, osoby ze wschodu, wcale nie zmieniło tej sytuacji. Resentyment Niemców ze wschodu narastał, a Merkel była postrzegana przez wielu jako człowiek, który po prostu „dał się kupić” przez zachodni establishment. Ignorowanie wewnętrznego podziału Niemiec i próby odgórnego zduszenia go doprowadziły do sytuacji, w której nowe partie protestu, przede wszystkim prawicowa AfD, ale też lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) święcą dzisiaj triumfy we wschodnich niemieckich landach.

U nas największe zainteresowanie i kontrowersje wzbudza oczywiście prawicowa AfD. Nie jest to partia specjalnie przyjazna Polsce. Jednak wybory do wschodnich niemieckich landów wyłoniły także drugiego wyraźnego faworyta. Jest nim skrajny lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht. Dobrze jest mu poświęcić nieco więcej uwagi. W Polsce jest chyba wciąż zbyt lekceważony, tak jak i znaczenie całej spuścizny byłej NRD dla zjednoczonych Niemiec. Niesłusznie. Wagenknecht, pomimo swej orientalnej urody, którą odziedziczyła po ojcu Irańczyku, nie jest wcale żadną przedstawicielką imigranckiego pokolenia w Niemczech. Ojciec wrócił do Iranu, gdy miała trzy lata, a jej matka, Niemka, pracowała w państwowej instytucji zajmującej się w NRD handlem dziełami sztuki. W istocie Wagenknecht uosabia, i to z nieograniczonym oddaniem, całą kulturową i polityczną spuściznę byłego NRD, z jej ideologią marksizmu, leninizmu, walką z zachodnim imperializmem oraz wieczną przyjaźnią ze Związkiem Sowieckim jako ostoją światowego pokoju. To, co zapewniło jej błyskawiczny polityczny sukces (Wagenknecht założyła swoją partię zaledwie kilka miesięcy temu), to nie tylko rozbudzenie dawnych komunistycznych sloganów z czasów NRD, wciąż tkwiących w umysłach Niemców ze wschodu. Przede wszystkim jej siłą stała się społeczna baza, rzesze ludzi, którzy we wschodnich landach Niemiec czują się obywatelami drugiej kategorii i „ofiarami” postrzeganej jako zachodnia kolonizacja transformacji po 1990 roku. To w roli ich rzeczników skutecznie występuje dzisiaj Wagenknecht, owych „zapomnianych” przez elity Berlina zwykłych ludzi ze wschodu.

Polityczne triumfy AfD i BSW we wschodnich landach wywołały oczywiście ogólnoniemiecką dyskusję na temat przyczyn tego fenomenu. Dlaczego po ponad trzydziestu latach Niemcy są coraz bardziej podzielone? Jedni, jak Dirk Oschmann, autor popularnej książki Jak niemiecki Zachód wymyślił swój Wschód, forsują tezę, że wszystkiemu winny jest Zachód. Potraktował on byłą NRD jak swoją nową kolonię, a mieszkających tam ludzi, jako tani zasób. Skutkiem tego są wciąż utrzymujące się ogromne dysproporcje między zachodnimi i wschodnimi Niemcami. Inni jednak, jak historyk Ilko-Sascha Kowalczuk, autor książki Szok wolności, zwracają uwagę, że wschodni Niemcy sami stworzyli mit ofiary transformacji, by uciec od odpowiedzialności za komunizm w NRD i za swoją własną przyszłość dzisiaj. Kowalczuk zwraca też uwagę, że AfD i BSW reprezentują głęboko zakorzenione w dawnej tożsamości NRD poglądy, takie jak silny antyamerykanizm czy otwartość na autorytarne rozwiązania w polityce.

I to prowadzi nas do najważniejszej kwestii. Siła AfD i BSW we wschodnich Niemczech może doprowadzić do strukturalnej zmiany w niemieckiej polityce, pierwszej na taką skalę od 1985 roku. Przerwanie „kordonu sanitarnego” w Saksonii czy Turyngii oznaczać będzie, że poglądy reprezentowane przez obie partie protestu będą coraz silniej rzutować na politykę całego niemieckiego państwa. A to będzie miało wpływ także na nasze relacje z Niemcami. Więcej antyamerykanizmu, jeszcze silniejsze głosy za powrotem do dawnej współpracy z Rosją, większa niechęć i podejrzliwość wobec Polski, wzrost nastrojów rewindykacyjnych w polityce zagranicznej – to tylko niektóre z możliwych opcji, które mogą już wkrótce silniej zaznaczyć się w niemieckiej polityce. Czy jesteśmy na to przygotowani? I czy w ogóle mamy świadomość takiego problemu?

Polaryzacja i podział niemieckiej sceny politycznej jest dla polskiej polityki z jednej strony pewną szansą, jeżeli oczywiście potrafi się wykorzystywać wewnętrzne różnice sąsiada na własną korzyść – tak jak to od dawna czyni niemiecka polityka wobec Polski. Jednak zmiana niemieckiej polityki stawia nas też przed zupełnie nowymi zagrożeniami, które musimy rozpoznawać i którym musimy umieć przeciwdziałać.

Tekst pierwotnie opublikowany na „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Prof. Marek CICHOCKI

Prof. Marek CICHOCKI

Profesor Collegium Civitas i współtwórca podcastu „Niemcy w ruinie?”.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się