Prof. Zbigniew STAWROWSKI

Niektórzy dają się uwieść demonicznemu sposobowi prowadzenia polityki

Jeśli porządni ludzie odwrócą się od polityki, to wpadnie ona w ręce tych najgorszych, dla których dobro wspólne to puste słowa – ostrzega prof. Zbigniew STAWROWSKI


Piotr KOŚCIŃSKI: – Kościół katolicki podczas zaborów uznawano za symbol polskości. Czym był wówczas Kościół dla społeczeństwa niemającego własnego państwa?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Kiedy mówimy o Kościele i jego miejscu w społeczeństwie, wypada podkreślić, że jest to przede wszystkim wspólnota córek i synów Bożych, a nie jedynie hierarchia kościelna, jak to widzą niektórzy.

W XIX w. Kościół w podzielonej przez zaborców Polsce działał w dwóch wymiarach. Był więc domem, miejscem spotkań z Bogiem. Ale dla elit, dla których utracona Polska była wartością szczególną, stanowił także miejsce przechowywania polskości, wychowania w polskości.

Za czasów PRL władze uznawały Kościół katolicki za wroga, a przynajmniej za opozycję. Jaka wówczas była jego rola w społeczeństwie?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Jeśli przyjrzymy się początkom powojennej Polski, to widzimy podobieństwa do okresu zaborów. Nasza ówczesna państwowość była przecież ułomna. Polska, z przymiotnikiem „ludowa”, istniała, ale każdy wiedział, że jest niesuwerenna. Kościół odegrał więc rolę nieco podobną do tej w okresie, gdy Polski nie było – nie tylko religijną, ale też kulturową. Ludzie czuli się w Kościele u siebie, a w państwie – niekoniecznie. Przecież prymasa Stefana Wyszyńskiego postrzegano jako interreksa [w I Rzeczypospolitej prymas Polski zastępował monarchę w okresie bezkrólewia – red.], bo był w jakimś sensie symbolem utraconej suwerenności. Niósł idee wolnej Polski przez okres PRL.

Duchowni zdecydowanie stawali po stronie „Solidarności”, zarówno w latach 1980–1981, jak i później, w stanie wojennym i po nim.

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – W okresie pierwszej „Solidarności” zaangażowanie społeczeństwa, w tym duchowieństwa, było powszechne. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ruch „Solidarności”, choć działał w przestrzeni publicznej, nie był w sensie ścisłym polityczny, ponieważ sam siebie ograniczył. Jego celem nie było przejęcie władzy, lecz odbudowa więzi społecznych. Widać tu pewne podobieństwa do Kościoła w czasie późniejszym. Bo w polityce można albo dążyć do zdobycia władzy, albo troszczyć się o społeczeństwo, nie oglądając się na władzę.

Natomiast z zaangażowaniem hierarchii kościelnej, zwłaszcza w stanie wojennym, bywało różnie. Prymas Józef Glemp bywał zdystansowany wobec Solidarności, inaczej niż Jan Paweł II, który ją zdecydowanie popierał.

Kościół angażował się wówczas w politykę i społeczeństwo nie miało mu tego za złe. Dlaczego wielu ludzi w Polsce chce, by teraz było inaczej?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – To, że dziś wielu ludzi ma Kościołowi za złe zaangażowanie w politykę, oznacza często, że nie rozumieją oni, na czym polega polityka. Człowiek jest istotą polityczną, dlatego od polityki nie da się uciec. Kluczową rzeczą jest jednak, jak tę politykę pojmujemy i w jaki sposób ją realizujemy.

Polityka może być uprawiana jako „roztropna troska o dobro wspólne”. Te słowa są cytatem z encykliki Laborem exercens Jana Pawła II, ale tak rozumieli politykę już filozofowie starożytni, choćby Platon czy Arystoteles. Jeśli więc myślimy o „roztropnej trosce”, to w taki właśnie sposób Kościół powinien być nieustannie w politykę zaangażowany. Jednak jest drugie rozumienie polityki, od której zarówno Kościół hierarchiczny, jak i wszyscy katolicy powinni trzymać się jak najdalej. To technika zdobywania i utrzymania władzy, przy której najważniejsza jest skuteczność, a zasady etyczne są brane w nawias.

Czy to oznacza, że księża powinni być apolityczni? Nie powinni się wypowiadać w sprawach, które mogą być uznane za związane z polityką?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – To zależy, z jakiej perspektywy patrzymy – wspólnoty politycznej czy religijnej. Dzisiejsze państwo to tzw. „demokracja liberalna” czy też „demokratyczne państwo prawa”. Z perspektywy logiki takiego państwa nie ma żadnego powodu, by zabraniać księżom aktywności politycznej, bo każdy obywatel, a więc i ksiądz, ma równe prawo do udziału w polityce. Innymi słowy, pomysł wyłączenia kleru z działalności politycznej to nawoływanie do dyskryminowania pewnej grupy obywateli. Zgodnie z logiką takiego państwa nikogo nie powinno obchodzić zakładanie własnych partii przez katolików. I to nawet wówczas, gdyby Episkopat ogłosił się Komitetem Centralnym i wysunął spośród swego grona kandydata na prezydenta RP.

Natomiast inna jest perspektywa wspólnoty religijnej. Są poważne powody, aby księża i biskupi – których główną misją jest przecież głoszenie Ewangelii – zachowywali powściągliwość w kwestii udziału w życiu politycznym. To zresztą nowość; takie przekonanie utrwaliło się dopiero od czasu Soboru Watykańskiego II. Pamiętajmy, że w przeszłości księża i biskupi stanowili także intelektualną elitę; w I Rzeczypospolitej z urzędu zasiadali w Senacie, w II Rzeczypospolitej bywali senatorami i posłami. Obecnie jednak uznaje się, że w politykę winni angażować się świeccy, a zadaniem biskupów i księży jest troska o to, by wspólnota córek i synów Bożych nie zapomniała o ewangelicznym przesłaniu.

Kiedy politycy podejmują decyzje zgodne z tym, co mówi Kościół, słychać krytykę, że to efekt zaangażowania politycznego hierarchii kościelnej. Czy słusznie?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Nie każda krytyka jest sensowna i nie każdą należy się przejmować. Co można zarzucić politykowi, który kierując się własnym sumieniem, postępuje tak, jak mówi Kościół? Zresztą, ktoś, kto np. broni życia, wcale nie musi być chrześcijaninem; po prostu pewne rzeczy przemyślał i takie ma przekonania. Tacy krytycy prawdopodobnie mierzą wszystkich swoją miarą. Ktoś, kto nie ma własnego zdania i czeka tylko na wytyczne od ulubionej gazety czy kierownictwa własnej partii, może wierzyć, że inni postępują podobnie.

W przeszłości w Polsce chrześcijańska demokracja była silna, np. w 1922 r. Chrześcijański Związek Jedności Narodowej wygrał wybory do sejmu. Próba reaktywacji Stronnictwa Pracy w 1989 r. niespecjalnie się udała. Dlaczego dziś w Polsce nie ma chadecji?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – W wyborach w 1989 r. właściwie wszyscy, nawet postkomuniści, powoływali się na społeczną naukę Kościoła. Zapewne większość nawet jej nie znała, ale liczyli na głosy wyborców. Nie ma u nas partii chadeckiej i może dobrze, bo gdy przyglądamy się chrześcijańsko-demokratycznym ugrupowaniom funkcjonującym za granicą, możemy mieć poważne wątpliwości. W niemieckiej CDU, jak mówią niektórzy, komponent chrześcijański przejawia się bezobjawowo… Wchodząc do polityki, chrześcijanie zderzają się z twardą rzeczywistością, zaczynają godzić się na coraz gorsze kompromisy. Czasem dzieje się z nimi tak jak z gotowaną powoli żabą: ich sumienia powoli zostają „ugotowane”, a oni nawet tego nie zauważają.

Co więc można uczynić? Niektórzy uznają, że należy się wycofać, jak zrobił to kiedyś Marek Jurek [w 2007 r. po przegranej walce o wpisanie do konstytucji ochrony życia poczętego zrezygnował z funkcji marszałka sejmu – red.]. Inni, niestety, dają się uwieść niechrześcijańskiemu, wręcz demonicznemu sposobowi prowadzenia polityki. Bycie skutecznym politykiem i zarazem wiernym uczniem Chrystusa to nie jest łatwe zadanie. Nie przypadkiem patronem polityków jest św. Tomasz Morus.

Jakiej aktywności katolików w polskim życiu politycznym można się spodziewać w przyszłości? Panuje opinia, że polityka jest „brudna”, więc nie należy do niej iść.

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Jeśli porządni ludzie odwrócą się od polityki, to wpadnie ona w ręce tych najgorszych, dla których dobro wspólne to puste słowa. Angażujmy się więc roztropnie, każdy na swoim miejscu i w sposób, który sam uznaje za najwłaściwszy. Co z tego wyniknie? Prorokiem nie jestem. Staram się rozumieć otaczający świat, by dokonywać, także w wymiarze politycznym, jak najmądrzejszych wyborów. A przyszłość z ufnością pozostawiam Panu wszelkich czasów.

Rozmawiał Piotr Kościński

Tekst pierwotnie ukazał się w 977 numerze tygodnika „Idziemy”. Przedruk za zgodą redakcji.

Zdjęcie autora: Prof. Zbigniew STAWROWSKI

Prof. Zbigniew STAWROWSKI

Filozof polityki, profesor nauk społecznych, pracownik naukowy Instytutu Politologii UKSW.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się