Moskiewski łącznik. Sieć Schrödera i droga Niemiec ku zależności
Rozmowy przy rybie, kapuście kiszonej i wódce w wiejskiej posiadłości Putina przeciągają się do czwartej i piątej nad ranem. Tak zrodziło się coś, co daleko wykracza poza politykę.
Po objęciu wraz z nadejściem 2000 r. władzy przez Putina, niemiecki kanclerz federalny Gerhard Schröder nie uważa spotkania z nowym najpotężniejszym człowiekiem Rosji za sprawę wyjątkowo pilną. Wręcz przeciwnie: Schröder zachowuje dystans. Powodem jest również chęć odróżnienia się od Helmuta Kohla, poprzednika w Urzędzie Kanclerskim. Kohl utrzymywał bardzo przyjacielskie relacje z Borysem Jelcynem, byli znani jako koledzy z jednej sauny. Schröder chce postępować inaczej. Już podczas pierwszej kanclerskiej wizyty w Moskwie w listopadzie 1998 r. rysuje perspektywę nowych rzeczowych relacji z Rosją, niejako pod hasłem „wyjścia z sauny”. Zwłaszcza, że Rosja w środku kryzysu rublowego i z chorym na alkoholizm, krążącym między szpitalem a Kremlem prezydentem Jelcynem na czele, nie wydaje się być atrakcyjnym partnerem. Na agendzie polityki zagranicznej Republiki Federalnej na początku rządów Schrödera Moskwa plasuje się dość nisko.
Putinowi, od sierpnia 1999 r. premierowi Rosji, nie podoba się taka postawa Schrödera. Niemcy jako największa potęga gospodarcza UE odgrywają w jego strategicznych planach ważną rolę, zwłaszcza że przez znajomość języka i czasy, gdy pracował w NRD jako szpieg, czuje się z tym krajem szczególnie związany. Już jesienią 1999 r. zgłasza gotowość do złożenia wizyty w Republice Federalnej. Ale Berlin reaguje chłodno na ofertę nowej postaci na szczytach władzy w Moskwie, bo przecież Kreml testował już i niebawem odrzucał cały szereg potencjalnych kandydatów na następcę Borysa Jelcyna. Niemniej jednak najpóźniej od objęcia urzędu prezydenta Putin rozpoczyna realizację swojej „operacji Schröder”.
Trzeba będzie jeszcze poczekać do połowy czerwca 2000 r., aż Putin przybędzie z pierwszą prezydencką wizytą do Berlina. Niemieckie deklaracje trzeźwych relacji nie wskazują na to, że rosyjski prezydent zdoła szybko przeciągnąć kanclerza na swoją stronę. Po pierwszym spotkaniu Schröder i Putin chwalą otwarty charakter rozmów, nie okazują sobie jednak zbytniej serdeczności i w żadnym razie nie są wylewni.
Rosyjski prezydent, w kraju pod ogniem krytyki w związku z aresztowaniem krytycznego wobec Kremla potentata medialnego Władimira Gusinskiego, demonstruje w Berlinie swoją umiejętność manipulowania słuchaczami. Gdy po wystąpieniu w Domu Gospodarki pada pytanie o jego stanowisko w sprawie aresztowania Gusinskiego, odpowiada, że przecież nie może pouczać rosyjskiego prokuratora generalnego. Wmawia zatem swojej publiczności, że w jego kraju istnieje niezależne sądownictwo. A przecież rok wcześniej rosyjski prokurator generalny Jurij Skuratow stracił stanowisko, gdyż prowadzone przez niego postępowanie doprowadziło do kryzysu na Kremlu. Putin rozwodzi się jednocześnie o izraelskim paszporcie Gusinskiego, podatkowego rezydenta Gibraltaru i jego wielomilionowych długach, za których spłatę rzekomo odpowiada państwowy koncern Gazprom. A przecież Gazprom mógłby inwestować te pieniądze gdzie indziej, „na przykład wspólnie z jakimś niemieckim przedsiębiorstwem”. Obecni na sali przedstawiciele niemieckiej gospodarki entuzjastycznie oklaskują ograniczanie wolności mediów w Rosji.
Putin umiejętnie obchodzi się również z kanclerzem. Jako agent KGB nauczył się, że wcześniejsze dokładne zapoznanie się z upodobaniami i słabościami rozmówcy pomaga w kontakcie. Stosuje tę wiedzę w „operacji Schröder”. Putin może zacząć od nawiązania do łączących ich obu elementów biografii. Obaj pochodzą ze społecznych nizin, z biednych, nieuprzywilejowanych rodzin, naznaczonych przez wojnę. Podobnie jak w przypadku Schrödera, piłkarza, tak i w życiu dżudoki Putina, ważną rolę odegrał sport. Obaj też studiowali prawo. To zaledwie przyczynki do „operacji Schröder”. Jej realizacja wymaga znajomości detali. Putinowi udaje się więc ocieplić relacje z kanclerzem. Rosjanin zadba o skuteczną kontynuację operacji. Wychodzi z propozycją prywatnych odwiedzin państwa Schröderów u niego i jego żony Ludmiły, która towarzyszy mu w Berlinie – za pół roku w Boże Narodzenie w Moskwie. Schröder od razu przyjmuje zaproszenie.
Schröderowie jadą zatem do Moskwy na prawosławne Boże Narodzenie 6 i 7 stycznia 2001 r. Wizyta ugruntuje męską przyjaźń, z gatunku tych, które zdarzają się w polityce nader rzadko. Na własnym terenie Putin stara się ze wszystkich sił pogłębić relację i zrobić na Schröderze wrażenie. Ludmiła Putin osobiście odbiera Schröderów z lotniska, w wigilię oba małżeństwa uczestniczą w nabożeństwie bożonarodzeniowym w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie.
W pierwszy dzień świąt Putinowie i Schröderowie udają się na przejażdżkę po zaśnieżonym moskiewskim parku saniami ciągniętymi przez trójkonny zaprzęg – tradycyjną trojkę. Zwiedzają sławną Ławrę Troicko-Sergijewską w mieście Sergijew Posad, jeden z najważniejszych ośrodków cerkwi rosyjsko-prawosławnej. Przy wejściu oczekuje ich patriarcha Aleksy II, który witał ich już poprzedniego dnia na nabożeństwie bożonarodzeniowym. Putin i Schröder idą razem – na pohybel Kohlowi i Jelcynowi – do sauny. Ta naraz zajmuje się ogniem, uciekają, przybywa straż pożarna. Najpierw jednak Schröder wypije do dna swoje piwo, co podobno imponuje gospodarzowi.
Putin chce znać zdanie osiem lat starszego kanclerza na każdy temat, co zapewne schlebia Schröderowi. Rozmowy przy rybie, kapuście kiszonej i wódce w wiejskiej posiadłości Putina przeciągają się do czwartej i piątej nad ranem. Oba małżeństwa mówią po niemiecku, zatrudnieni tłumacze nie mają nic do roboty. Tej nocy zrodziło się coś, co daleko wykracza poza politykę, powiedział podobno jakiś czas później Schröder.
Schröder spotyka się teraz z Putinem regularnie – jedenaście razy w ciągu pierwszych dwóch lat po objęciu przez Putina urzędu – i unika w kolejnych latach publicznej krytyki szefa Kremla. Jeśli taką formułuje, to wyłącznie w rozmowach zamkniętych, podkreśla, że to „jedyna możliwość wywierania wpływu”. Nie da się stwierdzić z pewnością, czy w ogóle sobie na nią pozwolił. Znane są natomiast wypowiedzi Schrödera, w których w lekceważący sposób odpiera jakąkolwiek krytykę łamania praw człowieka w Rosji.
W kontraście z tymi wypowiedziami w kolektywnej pamięci Niemców zapisze się i urośnie do rangi skrzydlatego słowa dokonana przez Schrödera ocena Putina jako „kryształowo czystego demokraty”. Nie pada ona z ust samego Schrödera; 23 listopada 2004 r. na pytanie dziennikarza Reinholda Beckmanna „Czy Putin jest kryształowo czystym demokratą?”, Schröder odpowiada: „Wierzę, że tak, jestem przekonany, że nim jest”. Nikt już nie pamięta o zapowiadanym powrocie do rzeczowych relacji z Moskwą. Wręcz przeciwnie: najpóźniej od jesieni 2001 r. będą one zadaniem zastrzeżonym dla szefa, Schröder ma niemal wyłączność na zajmowanie się nimi.
Największe wsparcie dla swojego kursu Schröder otrzymuje od gospodarki niemieckiej. Przewodniczący Komisji Wschodniej Klaus Mangold zachwyci się Putinem jeszcze szybciej niż Schröder. Mangold, który stoi na czele Komisji od 2000 do 2010 r. i bardzo szybko zyskuje przydomek „Mister Russland” niemieckiego biznesu zrobi wszystko, żeby Schröder obrał kurs przyjazny Rosji. Już wiosną 2002 r. pisze o „znaczącej woli modernizacji” w przywództwie rosyjskim, podkreśla „ogromny potencjał rynku” i „kluczowe znaczenie dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego” Niemiec. Schröder w roli głównego przedstawiciela handlowego bez problemu spełnia jego życzenia. Początkowo na poziomie międzypaństwowym dominuje jeszcze kwestia spłaty starego radzieckiego zadłużenia, zostaje uregulowana wspaniałomyślnym umorzeniem Rosji siedmiu miliardów euro. Najpóźniej od 2002 r. Schröder przejmuje kredo niemieckiej gospodarki, w którym mowa o Rosji jako o wprawdzie trudnym, ale jednak przyszłym rynku nieomal nieograniczonych możliwości. Dla ważnych niemieckich koncernów fakt, że Schröder bez żadnych wątpliwości obiera z nimi ten kurs, jest wielkim łutem szczęścia. Kanclerz nie ma problemu ze stawianiem znaku równości między interesem gospodarki a narodowym interesem Niemiec – i jednoczesnym zamiataniem pod dywan problemów z demokracją, prawami człowieka i państwem prawa. Więcej: Schröder posuwa się nawet do tego, że mówi o przyszłym partnerstwie z Rosją, które ma polegać „na wyznawaniu wspólnych interesów i wartości”
Jeszcze bardziej zwiąże Schrödera i Putina potępienie wojny z Irakiem. Schröder opowiada się przeciwko wojennej krucjacie amerykańskiego prezydenta George’a W. Busha i deklaruje „niemiecką drogę”. Z rzekomego niebezpieczeństwa niemieckiego udziału w amerykańskiej akcji zbrojnej robi latem i jesienią 2002 r. temat swojej kampanii wyborczej, co na pewno znacząco wpływa na zwycięstwo czerwono-zielonej koalicji w wyborach. Na początku 2003 r. Schröder daje do zrozumienia, że Niemcy nie poprą w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucji o amerykańskiej interwencji wojskowej w Iraku. „Nie liczcie na to, że Niemcy zagłosują za rezolucją legitymizującą wojnę”, oświadcza w Goslarze podczas kampanii do parlamentu krajowego Dolnej Saksonii. Po atakach Al Kaidy na USA Schröder deklarował „nieograniczoną solidarność” z amerykańskimi sojusznikami, przeforsował w swojej czerwono-zielonej koalicji misję Bundeswehry w Afganistanie. Teraz ma dobre argumenty, żeby sprzeciwiać się wojnie Busha z Irakiem i jego unilateralizmowi.
Decyzja jako taka jest właściwa, nawet jeśli Schröder wykorzystuje ją do kampanii wyborczej. Oznacza jednak za jednym zamachem zerwanie z dotychczasową niemiecką polityką zagraniczną, zarzucenie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, a także z partnerem w NATO – Wielką Brytanią. Schröder wkracza tym samym na niemiecką odrębną drogę, której podobno chciał uniknąć w relacjach z Rosją.
Dobrze się składa, że także francuski prezydent Jacques Chirac odrzuca wojnę Stanów Zjednoczonych, które w marcu atakują Irak. Niemcy nie stoją samotnie przeciwko Waszyngtonowi i Londynowi, lecz przyłączają się do francuskiej wizji Europy odgraniczającej się od USA. Gdy dołącza do nich Putin, niemiecko-francuski sojusz zyskuje na znaczeniu, przeciwstawia się stworzonej przez Waszyngton „koalicji chętnych”.
Reinhard Bingener
Markus Wehner
Fragment książki Moskiewski łącznik. Sieć Schrödera i droga Niemiec ku zależności, tłum. J. Czudec, wyd. Instytut Zachodni [LINK]