dostęp do broni

Polska rozbrojona jak nigdy wcześniej. Może więc powinniśmy mieć dostęp do broni?

Jeżeli potencjalnie wrogie państwo wie, że w każdym domu znajduje się broń i że ludność jest wyszkolona, to może zastanowi się dwa razy, zanim zaatakuje – mówi Nathaniel GARSTECKA, redaktor „Wszystko co Najważniejsze”, autor cotygodniowej francusko-polskiej kroniki w „Gazecie na Niedzielę” i pasjonat strzelectwa sportowego. Rozmawiamy o tym, czy Polakom potrzebny jest dostęp do broni, o ich uprzedzeniach oraz tym, czego naprawdę trzeba by się bać.

Joanna TALARCZYK: Ile broni posiadają Polacy?

Nathaniel GARSTECKA: Jesteśmy jednym z najbardziej rozbrojonych narodów. W Polsce na stu obywateli przypada mniej niż jedna sztuka broni. Kiedy porówna się to do statystyk z Francji, Szwajcarii czy Finlandii, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, to sytuacja nie wygląda najlepiej.

Może to dobrze? W końcu w każdej rozmowie na ten temat prędzej czy później pada argument, że jeśli ułatwimy dostęp do broni palnej, to będziemy tu mieli drugą Amerykę – zbrojne napaści, strzelaniny w szkołach i tak dalej.

To kłamstwo, które Polakom uparcie wpajał komunizm: że jeżeli tylko dostaną broń, to zaraz się nawzajem pozabijają. Zauważ, że rządy totalitarne bardzo lubią ograniczać obywatelom dostęp do broni. Z kolei w krajach takich jak Czechy czy Stany Zjednoczone zagwarantowanie tego prawa jest silnie powiązane z ideą wolności. To zasługa między innymi Rewolucji Francuskiej – zdemokratyzowanie dostępu do broni, która wcześniej była domeną właściwie tylko szlachty.

Bo dostęp do broni gwarantuje obywatelowi możliwość obrony samego siebie przed państwem. A więc nie dziwne, że systemy totalitarne, które z gruntu rzeczy nie ufają społeczeństwu, bardzo mocno tę możliwość ograniczają.

Dokładnie. I stąd w PRL brała się tego rodzaju propaganda – że rozbrojone społeczeństwo jest bezpieczniejsze, że nie może samo sobie ufać, że jeżeli dostaniemy broń, to się wszyscy powystrzelamy. Fakty są natomiast takie, że przestępstwa z użyciem broni posiadanej legalnie i zarejestrowanej są zjawiskiem znikomym. Jeżeli ktoś morduje czy dokonuje rozboju, to najczęściej robi to bronią zdobytą nielegalnie. Chciałbym też zauważyć, że Polacy są społeczeństwem o wiele mniej agresywnym niż np. Francuzi, i że to wcale nie jest zasługa mniejszego dostępu do broni palnej.

A nie ma w tym społecznym lęku jednak trochę prawdy? Broń służy w końcu do zabijania.

Samochodem też możesz zabić. W 2016 r. w Nicei terrorysta wjechał porwaną ciężarówką w tłum i zamordował 87 osób. O tym, jak nagminne są wypadki drogowe, nawet nie mówię. Czy z tego powodu należałoby zabronić używania samochodów?

Jak się dobrze postarasz, to możesz zabić i papierem toaletowym. Mimo wszystko jednak broń palna wielu ludziom jednoznacznie kojarzy się z odbieraniem życia.

Takim osobom chcę przypomnieć, że strzelectwo to sport, a nawet dyscyplina olimpijska. Swoją drogą ciekawe, że takie narzędzie jak np. łuk nie kojarzy się ludziom z zabijaniem – podczas gdy dobrze wyszkolony łucznik z odpowiednim sprzętem może być równie niebezpieczny jak człowiek z karabinem.

Może dlatego, że na wojnie nie używa się dziś łuków, więc łatwiej skojarzyć je wyłącznie ze sportem. Łucznictwo wydaje się też takie szlachetne, dostojne, jak elfy albo mityczna Artemida.

Strzelectwo też jest szlachetnym sportem. Jak wspominałem, w przeszłości była to domena – notabene – szlachty, a jako dyscyplina olimpijska występuje od pierwszych nowożytnych igrzysk w 1896 r.

To może tutaj tkwi sedno niechęci Polaków do broni palnej? Patrzymy na pistolet i myślimy o krwi, a nie o zniczu olimpijskim.

Jakby się uprzeć, to można powiedzieć, że każdy sport wyrósł z wojny. Łucznictwo, rzut oszczepem czy młotem – to też wszystko są elementy uzbrojenia. W dyscyplinach zespołowych zawodnicy ćwiczyli umiejętności, które przydawały się na polu bitwy, zwłaszcza działanie jako grupa. W sporcie jest poza tym wiele agresji; kontrolowanej, ale nadal agresji.

W sumie faktycznie to trochę aspołeczne, tak myśleć o kimś, że to mój przeciwnik. A jednocześnie bardzo silna jest idea braterstwa wewnątrz drużyny.

Na wojnie jest podobnie.

Czyli Twoim zdaniem broń palna to przede wszystkim narzędzie służące uprawianiu sportu, a nie niesieniu śmierci?

Tak jak mówiłem, samochód czy łuk też mogą nieść śmierć. Dla mnie strzelectwo jest sportem. Jest także pasją i rodzajem kultywowania więzi z historią, oraz symbolem wolności, o którą należy dbać, zwłaszcza w dzisiejszym świecie. Wydaje mi się, że wiele lęków i uprzedzeń, jakie ludzie żywią wobec broni palnej, znika, kiedy człowiek weźmie karabin do ręki i doświadczy w praktyce, jak to w ogóle wygląda – a nie opiera się tylko na tym, co zobaczył w filmach albo na pierwszych stron gazet po strzelaninie gdzieś na świecie. Znam przynajmniej kilkanaście osób, które zabierałem na strzelnicę i które później same wyrobiły sobie licencję strzelecką, bo tak im się ten sport spodobał.

Jak trudno jest zdobyć pozwolenie na broń?

W Polsce licencja strzelecka i pozwolenie na broń to dwie różne rzeczy. To pierwsze uprawnia cię do faktycznego korzystania z broni, np. brania udziału w zawodach, a to drugie – do jej posiadania. Mnie wyrobienie licencji zajęło około ośmiu miesięcy, a po ostatnich zmianach upraszczających proces może to być nawet zaledwie pół roku. Na początku trzeba zapisać się do klubu strzeleckiego i faktycznie potrenować trochę obchodzenie się z bronią, pochodzić na strzelnicę. Po trzech miesiącach od przystąpienia do klubu można ubiegać się o patent strzelecki i podejść do egzaminu: część pisemna to test jednokrotnego wyboru obejmujący m.in. zapisy ustawy o broni i amunicji, natomiast część praktyczna odbywa się na strzelnicy i polega na sprawdzaniu czy znane są nam zasady bezpieczeństwa. Dodatkowo należy poddać się badaniom psychologicznym oraz wywiadowi środowiskowemu – czyli policjanci chodzą po sąsiadach i sprawdzają, czy nie stanowimy zagrożenia dla otoczenia, czy nie stosujemy przemocy domowej itp. No i oczywiście wymagane jest zaświadczenie o niekaralności.

Ale do posiadania własnej broni taka licencja nie wystarczy?

Nie. Żeby legalnie posiadać broń palną w Polsce, należy uzyskać pozwolenie w określonym celu: myśliwskim, sportowym, kolekcjonerskim bądź obrony własnej. Te przepisy nie obejmują m.in. wiatrówek i broni czarnoprochowej wyprodukowanej przed 1885 r. oraz jej replik – co jest warte wspomnienia, ponieważ taką bronią jak najbardziej można zrobić krzywdę.

A jak jest z noszeniem broni? Czy takie pozwolenie upoważnia nas jedynie do trzymania jej w sejfie?

Polskie prawo zezwala na noszenie przy sobie załadowanej broni, z zastrzeżeniem, że musi być w całości zakryta i że jest posiadana w ramach pozwolenia sportowego lub do obrony.

Czyli mogę chodzić po ulicy z załadowanym i gotowym do użytku pistoletem, o ile schowam go pod płaszczem?

Możesz z nim nawet jechać komunikacją miejską, tyle że w tym przypadku nie może być załadowany. Teoretycznie więc można wyobrazić sobie sytuację, że na przystanku ktoś wyciąga z kabury broń, rozładowuje ją, wkłada z powrotem, po czym wsiada do autobusu.

A mogę strzelać na swojej posesji? Nie mówię, że z balkonu w bloku, ale na przykład w ogrodzie?

Nie, licencja sportowa zezwala na korzystanie z broni tylko na terenie strzelnicy, a licencja łowiecka na polowanie np. w lesie. W domu broń należy również przechowywać w specjalnie do tego przystosowanym magazynie lub sejfie.

No dobrze, to zdiagnozowaliśmy, czemu Polacy mają tak mało broni, i ustaliliśmy, że wcale nie wynika to z trudności pozyskania odpowiednich pozwoleń. Ale w obecnej sytuacji międzynarodowej, gdy zaraz za naszą granicą toczy się regularna wojna, może powinniśmy te przepisy jeszcze bardziej rozluźnić?

Zdecydowanie nie jestem za rozdawaniem karabinów na prawo i lewo, czego niektórzy zwolennicy zwiększenia dostępu do broni zdają się pragnąć. Zresztą nie wydaje mi się, żeby powszechny dostęp do broni miał jakieś konkretne przełożenie na bezpieczeństwo państwa w czasie wojny, w razie kryzysu rząd może przecież zarekwirować sprzęt od osób prywatnych. Dla mnie jest to raczej element odstraszający – jeżeli potencjalnie wrogie państwo wie, że w każdym domu znajduje się broń i że ludność jest wyszkolona, to może zastanowi się dwa razy, zanim zaatakuje.

Czyli wychodzi na to, że Polacy powinni mieć więcej broni.

Polacy powinni przede wszystkim zmienić swoje nastawienie do broni. Nie myśleć o niej jedynie w kategoriach tego, co zobaczyli na ekranie telewizora, ale oswoić się z nią w praktyce, poczytać o niej, może potrenować strzelectwo. Rozprawmy się najpierw z naszymi własnymi uprzedzeniami – bo to przede wszystkim jest powodem tej sytuacji, którą obecnie mamy.

Rozmawiała Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się