duolingo aplikacja do nauki języków

Fenomen Duolingo istnieje, ale… Polemika z tekstem „Gazety na Niedzielę”

Fenomen Duolingo, aplikacji do nauki języków obcych, jest prawdziwy i bez wątpienia zasługuje na uwagę mediów. Mam tylko wrażenie, że firma oślepia wszystkich swoim górnolotnym celem oferowanym bezpłatnie, będąc w rzeczywistości kolejnym kombajnem do zbierania danych – Jędrzej STĘPIEŃ polemizuje z tekstem Anny DRUŚ.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem tekst Anny Druś z 31 wydania Gazety Na Niedzielę pt. „Jak nauczyłam się ośmiu języków w 1518 dni” [LINK] bo lubię czytać bardziej osobiste teksty autorów publikacji, które cenię. Mam jednak wrażenie, że w tekście doszło do mniej lub bardziej świadomego pomieszania kilku pojęć i błędu atrybucji z czego wyszła laurka dla firmy, której zasługi mogą nie być tak duże, jak sugeruje to tekst.

Zacznę od tego, że fenomen Duolingo, aplikacji do nauki języków obcych, jest prawdziwy i bez wątpienia zasługuje na uwagę mediów. Mam tylko wrażenie, że firma oślepia wszystkich swoim górnolotnym celem oferowanym bezpłatnie, będąc w rzeczywistości kolejnym kombajnem do zbierania danych.

Języki obce są fascynującą dziedziną, w której zbiegają się wszystkie obietnice edukacji: o wiedzy, o mądrości, o byciu kimś innym, o nowym, lepszym życiu. Bazując na tych ambicjach, twórcy Duolingo zbudowali produkt, który ma nam to wszystko dać w możliwie bezproblemowy sposób. 

Stworzono pięknie wyglądający ekosystem, w którym języki zostały podzielone na łatwe do połknięcia cząstki (tak zwane gramatyczne McNuggets) i dodano do tego – o czym pisze autorka – skuteczne elemety grywalizacji, mające utrzymać nas w rytmie nauki i, o czym mniej się pamięta, w rytmie dostarczania danych.

Duolingo – niejasne cele wykorzystywania danych

Duolingo ma długą i nie do końca dla mnie jasną historię wykorzystywania pozyskiwanych danych. Pamiętam, że aplikacja była kiedyś dostępna bez wersji premium i nie wyświetlała reklam. Spekulowano wtedy, że Duolingo zaprzęga miliony użytkowników do wykonywania komercyjnych tłumaczeń tekstów rozbijanych na małe kawałki i serwowanych w ramach nauki języka. Bardziej prawdopodobne jednak, że aplikacja od początku wspierała rozwój sztucznej inteligencji. Jej założyciel, Louis von Ahn, stoi za rozwojem systemu CAPTCHA, pozwalającego odróżniać ludzkich użytkowników od komputerowych botów.

Nie piszę tego w formie zarzutu, tylko by pokazać, że Duolingo nie ma rodowodu ani lingwistycznego ani edukacyjnego tylko czysto technologiczny i nauka języka jest środkiem do szerzej nieznanego celu. Pociąga to za sobą szereg wątpliwości dotyczących metodologii i efektów nauki. Programiści zbudowali różne ścieżki postępu kierujące nas ku coraz wyższym poziomom, jednak są to wewnętrzne poziomy zaawansowania, o których decyduje Duolingo. Aplikacja od lat stara się o możliwość certyfikowania umiejętności językowych, na podstawie których można by na przykład podjąć pracę czy pójść na studia, ale póki co jej się to nie udaje. Czy jest to wynik niedostatecznych dowodów na skuteczność nauczania czy wewnętrzne przepychanki instutucji certyfikujących tego niestety nie wiem.

Autorka tekstu w GNN, pisząc o swoich sukcesach, także pisze w kontekście wewnętrznych postępów w aplikacji. Jestem ciekawy czy udało jej się przenieść nabyte umiejętności do prawdziwego życia. Czasowo, jej imponująca seria dni spędzonych na wykonywaniu ćwiczeń w aplikacji nie przekłada się na wielką oszczędność. Konserwatywnie licząc, 1518 dni spędzonych na nauce przy założeniu, że każdego dnia Pani Anna poświęcała aplikacji 20 minut daje około 500 godzin nauki. Konsensus zakłada, że na przebrnięcie od zera do poziomu A1 w nowożytnym języku potrzeba około 100 godzin nauki pod okiem nauczyciela. Przy ośmiu językach i założeniu, że niektóre są do siebie podobne, mniej więcej taki sam rezultat osiągnęlibyśmy także w klasie. Finansowo, możemy założyć, że pani Anna zaoszczędziła dużo pieniędzy nawet jeśli korzystała z wersji premium, dopłacała jednak inną walutą – danymi. Wciąż mówimy jednak o zupełnie bazowym poziomie A1, o którym otwarcie pisze też autorka, więc niewykluczone, że redakcja poszła o krok za daleko, sensacyjnie tytułując tekst i przypisując Duolingo magiczną moc nauczenia nas 8 języków w około 500 godzin.

Mam nadzieję, że nie wychodzę w tej ripoście na smutasa (istnieje na to fajny amerykański idiom, który mi się zawsze podobał: „wet blanket” czyli „mokry kocyk”). Pisanie tej riposty zmusiło mnie do kilku refleksji, w tym czy nie możemy po prostu żyć, cieszyć się i korzystać z danej nam technologii. Chciałem tylko zareagować na artykuł, który swoim entuzjazmem wyróżnia się na tle innych i przypomina takie, które w prasie drukowanej potykało się czasem na kredowej wkładce. Duolingo jest bez wątpienia świetnie zrobioną aplikacją, jednak nie stanowi żadnego przełomu w nauce języków obcych. Pamiętajmy, że jej celem jest przede wszystkim utrzymać nas w rytmie dostarczania danych, a wszelka edukacja jest tylko wartością dodaną.

Jędrek Stępień

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się