duolingo aplikacja do nauki języków

Jak nauczyłam się ośmiu języków w 1518 dni

Da się nauczyć języków. Wystarczy trochę czasu, dobra aplikacja, wiara w siebie i pozbycie się strachu. Bywa trudno, ale się da. Fenomen Duolingo.

Włoskiego chciałam się nauczyć odkąd pierwszy raz byłam w Rzymie. Zapisałam się nawet na kurs gdzie złapałam parę naprawdę elementarnych podstaw, jednak brak czasu, funduszy i – szczerze przyznać – motywacji sprawił, że na tych podstawach utknęłam. Do czasu początków pandemii koronawirusa, gdy kuzynka pokazała mi popularną aplikację do nauki języków. Nie wierzyłam, że można w ten sposób nauczyć się języka, ale zaciekawiło mnie to, co mówiła o innym sposobie zanurzania w języku, jaki w tej aplikacji zastosowano. 

Zamknięta w domu z rodziną w czasie pierwszego lockdownu zaczęłam się uczyć. 

Nauka języków z aplikacją – wynalazek czasu pandemii

Natychmiast włączył mi się „moduł prymusa” – mój szkolny, wewnętrzny pęd, by udowodnić że w czym jak w czym, ale w nauce języków to jestem dobra. Duolingo ma bowiem swój wewnętrzny ranking uczniów, gdzie ci, którzy zdobędą w tygodniu najwięcej punktów przechodzą do wyższej ligi, rywalizując o palmę pierwszeństwa z innymi. Oraz nagradza tych, którzy umieją utrzymać wewnętrzną dyscyplinę i będą się uczyć przez określoną liczbę dni bez przerwy. 

Ja dziś mam tych dni 1518. Tysiąc pięćset osiemnaście dni ciągłej nauki bez przerwy. W ciągu tych tysiąca pięciuset osiemnastu dni nauczyłam się włoskiego w mowie i piśmie na poziomie średniozaawansowanym, odświeżyłam znany z liceum niemiecki, opanowałam podstawy hiszpańskiego, szwedzkiego, francuskiego i ukraińskiego oraz zafascynowałam się greckim, na który – zaraz po włoskim – poświęciłam najwięcej czasu, uwagi i entuzjazmu. Μου αρέσει πολύ η ελληνική γλώσσα!

W tygodniach pandemii nauka języków była dla mnie możliwością zarówno oderwania uwagi od niepewnej codzienności, jak i okazją do intelektualnego wyżycia się, na którym łatwiej było się skoncentrować niż na czytaniu książki. Po ośmiu godzinach zawodowego relacjonowania najnowszych doniesień z pola walki z koronawirusem powtarzanie włoskich zdań w czasie passato prossimo było jak oddech. 

Każdy z tych języków włączałam pod wpływem albo ciekawości, albo zwykłej ambicji albo bardziej praktycznej motywacji. Włoski pokochałam dawno temu ponieważ dla mnie odbija piękno tego kraju i tamtych ludzi; grecki zaczęłam studiować bo wybierałam się w podróż do tego kraju i nie wyobrażałam sobie nie znać paru zwrotów. Jego konstrukcja, skojarzenia z polską gramatyką i „egzotyczny” zapis sprawiły jednak, że stał się pasją. W każdym z kolejnych coś ciekawego intrygowało i pociągało.

Jak naucza Duolingo?

Doceniłam funkcjonującą w tej aplikacji sztuczną inteligencję, która analizuje rodzaj popełnianych przez studenta błędów. Dzięki temu wyświetla mu więcej tych ćwiczeń, które daną umiejętność ćwiczą. I karmi wiecznie głodne u prymusa ego, podstawiając mu inteligentnie wystarczająco dużo ćwiczeń łatwych, utwierdzających go w przekonaniu, że jest świetny i szybko się uczy. Ucząc nowego słówka czy nowej formy gramatycznej zdanie po zdaniu, frazę po frazie w kółko je powtarza w różnych kombinacjach, zarówno w piśmie jak i wymowie, zarówno w czytaniu jak i rozumieniu ze słuchu. 

Pamiętam, że pierwsze samodzielne zdania po francusku składałam po tygodniu, jak tylko przebrnęłam przez zabawną naukę odróżniania francuskich „stęknięć”. Niestety już wiem, że to język nie dla mnie, ale nie mówcie o tym mojemu frankofilskiemu szefowi!

Duolino – „to uczy się samo”

Chwaląc się znajomym szybkimi postępami i poczuciem, że „to uczy się samo” udało mi się sporo z nich wciągnąć w zabawę w naukę. Niektórych od razu odrzuciło – mieli poczucie, że to nie jest metoda nauki dla nich. Ale inni nie tylko szybko stali się moimi znajomymi również w aplikacji i zaczęliśmy wspólnie robić kilkudniowe „cele” czy wzajemnie się motywować przez wysyłanie podwojenia punktów czy zwykłe „oklaski” – ale również naprawdę złapali bakcyla i podciągnęli szybko swój angielski, francuski lub portugalski. 

Oczywiście, że na podobnej zasadzie funkcjonują też aplikacje motywujące do aktywności fizycznej – gdzie znajomi rywalizują o to, kto przebiegnie w tygodniu więcej kilometrów albo aplikacje do utrzymania zdrowej diety. Wiele z nich wykorzystuje i grywalizację (elementy gier rozrywkowych i rywalizacji) i sztuczną inteligencję, uczącą się zachowań swojego użytkownika.

Trudno oczywiście oczekiwać od nich zastąpienia naszych mózgów we wszystkim albo tego, że będą pozbawione wad. Duolingo uczy języków tylko do poziomu A1. Nieuniknione będzie zatem – w przypadku poważnego podejścia do nauki – kupienie książki do gramatyki i zanurzanie się w języku na wszelkie możliwe sposoby (filmy, muzykę, czytanie gazet, oglądanie vlogów). Nie każdemu może także odpowiadać stosowana tu inna metoda niż ta znana z tradycyjnych kursów językowych: nie uczymy się czasów po kolei, nie wkuwamy odmiany czasowników na pamięć, brakuje teoretycznych wyjaśnień jak dana zasada działa i do jakich sytuacji się odnosi. 

A więc: Duolingo?

Może się również zdarzyć, że zabawa wciągnie za mocno i pochłonięci szałem wygrania tygodniowej ligi zaniedbamy jakieś spotkanie albo przypalimy odgrzewany obiad. Wydaje się jednak, że w świecie zdominowanym przez urządzenia, łączność internetową i pęd za nowoczesnością – posiłkowanie się aplikacjami do różnych aktywności jest nieuniknione. Jeśli już jednak mamy na czymś tracić czas przy użyciu smartfona – to chyba lepiej, że na nauce języka czy motywacji do zdrowia, niż bezproduktywnym karmieniu mózgu dopaminą. A może przy okazji utrzymać lub nawiązać kilka ciekawych znajomości z ludźmi z realu.

Anna Druś

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się