historia

Czego nas uczy historia?

Czy historia jest nauczycielką życia? Rozumiemy to zdanie tak, że obserwując sytuacje współczesne, rozpoznajemy w nich pewne schematy znane z przeszłości, co pozwala nam lepiej widzieć możliwe drogi rozwoju przyszłości i – działając w teraźniejszości – na nie wpływać oraz je korygować.

Historia się jednak nie powtarza, najwyżej się rymuje. Zmieniają się parametry, gracze nie są tacy sami. Obecna Rosja to nie Związek Sowiecki, a wojsko Putina to nie Armia Czerwona. Zmienia się psychika graczy. Ekspansywna Europa, pewna swojej misji, stała się popychadłem swoich dawnych kolonii – teraz to one ją zasiedlają. Niby stała jest geografia. Ale Atlantyk, który do średniowiecza był wielką barierą, po zbudowaniu karawel stał się autostradą do Nowego Świata. Z kolei gospodarka cyfrowa zmniejszyła znaczenie fizycznych szlaków komunikacyjnych. Świat to układ chaotyczny, wyglądający na stabilny, lecz czasem przeskakujący nagle do nowego stanu. Kraj Goethego może się szybko przekształcić w kraj Goebbelsa, a potem w tęczową krainę.

Pewne czynniki działają wolno. Założenie, że następny rok będzie podobny do poprzedniego, jest na ogół słuszne. Aż do nieuniknionego załamania. Starsi z nas pamiętają marksistowskie teorie o przechodzeniu zmian ilościowych w jakościowe, narastaniu sytuacji rewolucyjnej. Umysłowe lenistwo, a zwłaszcza cenzura politycznej poprawności pozwalają na niedostrzeganie zmian. W ten sposób od lat, a nawet od ostrego kryzysu w roku 2015 problem imigracji był przedstawiany jako historyjki prawicowych oszołomów. Aż wreszcie granat wybuchł w rękach.

Jaka jest jednak nasza wiedza historyczna? Na Zachodzie półtora tysiąclecia chrześcijaństwa to czarna dziura, interesujące są najwyżej krucjaty, inkwizycja i stosy. Nauka historii koncentruje się więc na rewolucji francuskiej, a potem na XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej, a zwłaszcza Holocaustu. Stąd nic dziwnego, że wychowankom takiej szkoły wszystko kojarzy się z Hitlerem. Czy dawniej było lepiej? Wzorem był Rzym i jego wielcy mężowie, trzej panowie C: Cato, Cicero, Caesar. Wielcy mężowie czy masy – co jest motorem historii? To odwieczna dyskusja. Gdyby Napoleon nie porwał mas, ominęłoby nas wiele fascynujących wydarzeń. Ale też niewiele by wyszło, gdyby masy nie dały się porwać. Przez większą część opisanej historii 90 proc. ludności jest traktowane jako bezwolne tło, zauważalne jedynie przy buntach chłopskich. A ludzie ci stanowią podłoże, na którym działają wielcy mężowie. Podobnie jest z zamkiem, który jeżeli jest zbudowany na niestałym gruncie, może kiedyś mimo dzielności jego rycerzy osunąć się w przepaść. Ważnymi czynnikami są też handel, pieniądze, ekonomia, zasoby, strategiczne przepływy oraz ekologia. Wielu uważa, że to one kształtują historię, a ludzie, w tym wielcy mężowie, są tylko narzędziami tych sił.

Przyczyny decydujących zwrotów historii są długo dyskutowane. Ostatnio zaskoczyły nas trzy dni, które wstrząsnęły Ukrainą – nagłe przesterowanie z Polski na Niemcy. Takiej tendencji można się było spodziewać, ale zaszło to zadziwiająco szybko i spektakularnie, wśród słów i gestów sugerujących palenie mostów. Czy inicjatorem był sam Zełenski, czy oligarchowie, Niemcy (i ich tajne służby i pieniądze), Rosjanie, a może sami Amerykanie? Czy przyczyną była nieudana ofensywa, zmęczenie społeczeństwa, zrujnowana gospodarka i konieczność zawarcia rozejmu? Dziś trudno powiedzieć. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. W końcu nastąpiła scena jak z absurdalnego kabaretu: ukraiński Żyd Zełenski i Justin Trudeau, kanadyjski arcymistrz poprawności politycznej, zainspirowali kanadyjski parlament do standing ovation na cześć ukraińskiego weterana SS-Galizien. Daleka droga Zełenskiego od odważnej deklaracji „ja tut” („zostaję tu”) z 25 lutego 2022 r. Od bohatera do zera? Chyba nie, jako że media podkreślają jedynie przeprosiny speakera parlamentu, chcąc prawdopodobnie wyciszyć sprawę. To dobry przykład, że fakt naprawdę liczy się dopiero wtedy, gdy przejdzie do publicznej świadomości.

Peter Turchin, autor tłumaczonej na polski książki War and Peace and War i ostatniej End Times, proponuje przekształcenie historii w naukę ścisłą. Studiował biologię, dynamikę populacji i teorię systemów kompleksowych. Wprowadza pojęcie kliodynamiki, od Klio, muzy historii. Chodzi o stosowanie parametrów numerycznych i wykrywanie reguł rządzących historią. Idea ma o tyle sens, że pozwala lepiej obiektywnie ująć zachodzące procesy. Jest współtwórcą globalnej bazy danych historycznych, służącej za podstawę takich analiz. Turchin próbuje ocenić psychikę społeczeństw. Używa wprowadzonego przez arabskiego historyka Ibn Chalduna pojęcia „asabijja”, oznaczającego więź grupową, chęć współdziałania, dynamikę społeczeństwa. Ewolucja społeczeństw przebiega w cyklach: ciężkie czasy rodzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy rodzą słabych ludzi, którzy trwonią dorobek przeszłych pokoleń i – gdy mają pecha – zostają zastąpieni przez innych, często barbarzyńców, których asabijja jest silniejsza.

Ogólna idea jest prosta, problemem jest zidentyfikowanie czynników wpływających na sprawność społeczeństwa i ocena ich faktycznej mocy. Oparcie analizy historycznej na wartościach mierzalnych (kliometria) to też piękna idea, lecz jak dojść do wiarygodnych liczb? Nie patrzmy na odległe czasy, spójrzmy na współczesność. Czy jest ona nam faktycznie znana, czy wszyscy widzą ją tak samo? W bogatej literaturze o prezydenturze Donalda Trumpa słychać lament i teorie o rosyjskim spisku, ale mało kto zadaje sobie pytanie, dlaczego Trump faktycznie wygrał i dlaczego ma rosnące poparcie obecnie. Podobnie jest z tekstami o Polsce – zachodni komentatorzy faktycznie wierzą, że uciśniony lud pod jarzmem dyktatury Kaczyńskiego od ośmiu lat marzy o wyzwoleniu i z niewiadomych przyczyn ciągle na niego głosuje. Co do faktów, sam Turchin twierdzi, że sprawcami eksplozji budynków mieszkalnych w Moskwie w 1999 r. byli Czeczeni. Pisze to w 2006, dziś uważa się, że byli to ludzie Putina. Ta niby drobna sprawa pokazuje, że nawet ustalenie elementarnych faktów nie jest oczywiste.

Gospodarka planowa pokazała, że automatyczne sterowanie procesami społecznymi i gospodarczymi kończy się katastrofą. Podobnie wyliczanie z wzorów opisu historii i przewidywanie przyszłości to zajęcie wątpliwe. Jeżeli jednak nie podejść do tego dogmatycznie, lecz traktować to jako sugestię i inspirację do przemyśleń, to już inna sprawa. Wydaje się takie podejście użyteczne w demografii, gdzie dzisiejsze decyzje mają długofalowe konsekwencje, a liczby potrafią być brutalne. To dotyczy ustalenia, które społeczeństwa są już na ostatniej prostej do wymarcia mimo zajmowania obszaru na mapie. Sam Turchin zajmuje się ostatnio tematem nadprodukcji elit i wywoływanych przez to napięć społecznych.

W historii rozpoznane procesy współgrają z nowymi elementami – masy, elity i jednostki, zmiany środowiska i przewroty technologiczne. Czy uda się nam na naciśnięcie guzika uzyskać odpowiedź na pytanie o przyczynę wydarzeń historycznych? Czy maszyna powie nam, co zdarzy się jutro, a co za dziesięć lat? Wątpię. Pewną rolę może odegrać sztuczna inteligencja, ale nawet sztuczna inteligencja działa na danych, którymi ją nakarmiliśmy. Oraz pochodzącymi z pastwisk, gdzie szukała pokarmu sama.

Myślę, że jeszcze zostaną nam liczne tematy do sporów. Historia nie zatrzymuje się nigdy.

Zdjęcie autora: Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Związany z miesięcznikiem i portalem "Wszystko co Najważniejsze" publikując głównie na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się