Eurowizja - Loreen ze Szwecji

Eurowizja – gdzie jedni widzą politykę, inni słyszą muzykę

Eurowizja to fenomen, ponieważ zwykły konkurs piosenki przerodził się w największy festiwal muzyczny i jedno z najbardziej oglądanych wydarzeń na świecie. O powodach, dla których tak wielu młodych ludzi śledzi dziś ten konkurs oraz o kontrowersjach wokół niego – z Kingą WARDAK, studentką socjologii zaangażowaną w fandom Eurowizji rozmawia Joanna TALARCZYK. 

Joanna TALARCZYK, GNN: Od kiedy interesujesz się Eurowizją?

Kinga WARDAK: Tak naprawdę od zawsze. Moi rodzice śledzili ten konkurs, oglądałam go więc razem z nimi, a jako dorosła osoba stał się dla mnie możliwością poznania ciekawej muzyki, o której w innym wypadku bym się nie dowiedziała. 

Dlaczego twoim zdaniem Eurowizja stała się tak popularna wśród młodych ludzi?

Eurowizja to o wiele więcej niż tylko konkurs muzyczny. Po 68 latach jego istnienia trudno zaprzeczyć, że plebiscyt jest częścią współczesnej kultury europejskiej jest i jeszcze na długo nią zostanie. Jego edycje wygrywały gwiazdy takie jak ABBA i Celine Dion, a kultowa piosenka „Waterloo” była początkowo utworem eurowizyjnym Szwecji w 1974 r. Już samo zostanie reprezentantem swojego kraju jest dla wielu artystów furtką do dużej kariery w ojczyźnie – czego przykładem w Polsce jest choćby Michał Szpak. Konkursowe skandale potrafią przebić się do mainstreamowych mediów i szerszego dyskursu społecznego, jak np. w 2014 r., kiedy zwycięstwo Conchity Wurst było w stanie zszokować i zmierzić rzeszę ludzi, którzy samej Eurowizji nawet nie oglądali.

Ale Eurowizja ma również swój prężnie działający “fandom”. Wyjaśnisz, co to znaczy?

Fandomy, czyli społeczności “fanowskie”, potrafią wykształcić się wokół wszystkiego. W przypadku Eurowizji nie jest to jednolita społeczność. Są osoby, które śledzą wieści eurowizyjne cały rok – od preselekcji w różnych krajach, wszystkich dram, aż po sam finał; ale są też osoby, które oglądają dopiero finał, czyli trzy dni występów na żywo, które wyłaniają zwycięzcę. Podczas samego finału wielu fanów prowadzi tzw. liveblogging, czyli komentowanie wydarzenia na żywo na swoim blogu lub mediach społecznościowych. Nie wszystko jednak dzieje się w internecie; niektórzy entuzjaści Eurowizji spotykają się też na żywo, np. na pre-parties.

Pre-parties?

To koncerty organizowane w wielu krajach biorących udział w konkursie, gdzie występują artyści z tej i poprzednich edycji. Odbywają się głównie w kwietniu – od zeszłego roku również m.in. w Warszawie. 

A co ciebie osobiście pociąga w tym konkursie?

Eurowizja to dla mnie przede wszystkim okazja zetknięcia się z muzyką, jakiej na co dzień nie słucham, poznania nowych wykonawców, nowych nurtów we współczesnej muzyce. Jednak dla mnie samej nie tylko to jest fascynujące. Wydaje mi się, że Eurowizja to przede wszystkim fenomen społeczny. Fenomen, ponieważ zwykły konkurs piosenki, który powstał, by zjednoczyć Europę po wojnie, przerodził się w coś tak dużego – największy festiwal muzyczny i jedno z najbardziej oglądanych wydarzeń na świecie. Do tego, choć zmienił się początkowy kontekst – odbywa się co roku aż do dzisiaj. Przypomina też trochę olimpiadę sportową, bo w końcu tu też rywalizują ze sobą państwa.

Nie odstrasza cię ta cała polityczna otoczka, która co roku Eurowizję otacza?

Myślę, że te dwie sfery są ze sobą nierozerwalnie związane. W teorii konkurs ma być wolny od polityki, ale zarówno wyniki rywalizacji, jak i wydarzenia podczas konkursu nierzadko rezonują z międzynarodowymi nastrojami. Widać to mocno w ostatnich latach. Covidowy rok 2020 był pierwszym w historii Eurowizji, w którym majowy finał się nie odbył. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie w 2022 r., pod naciskiem reprezentacji kilku krajów, które zagroziły wycofaniem się z konkursu, Rosja została wykluczona z uczestnictwa, a zwycięzcą okazał się ukraiński zespół Kalush Orchestra. Napięcie iskrzy także teraz wokół uczestnictwa Izraela oraz mającej go reprezentować piosenki, której pierwotny tytuł „October Rain” – nawiązujący do ataku Hamasu 7 października 2023 r. – organizatorzy Eurowizji nakazali zmienić na „Hurricane”. Właśnie z powodu zamieszania wokół Izeaela w tym roku po raz pierwszy kilka krajów umożliwiło swoim reprezentantom wycofanie się z konkursu – co wiąże się oczywiście z kosztami dla nadawcy i dotychczas było zabronione. Wielu fanów, także tych najbardziej zapalonych, zapowiedziało bojkot całego konkursu. Dla nich udział Izraela jest przymykaniem oczu Europy na to, co kraj ten robi obecnie wobec obywateli Palestyny. 

Wiadomo, dlaczego Izrael nie został jednak wykluczony?

Takich argumentów nie podaje się oficjalnie. Może chodzi o to, że ostatecznie żaden kraj nie wycofał się na znak protestu? Może o to, że Izrael starał się uwzględniać uwagi, jakie organizatorzy mieli do ich piosenki? Zmieniono jej słowa i tytuł, by nie kojarzył się z wojną. A może chodzi o to, że w przypadku Rosji, która napadła nieprowokującą jej Ukrainę nie ma prostej analogii wobec Izraela, pozostającego w otwartym konflikcie z Palestyną od wielu lat. Może wspólnota kulturowa i historyczna, którą wielu Europejczyków odczuwa z Izraelem przewyższyła współczucie dla palestyńskich cywili? W każdym razie ciekawe, jak publiczność zgromadzona w Malmo zareaguje na występ reprezentanta Izraela.

Skąd w ogóle wziął się na Eurowizji Izrael? Przecież nie leży w Europie.

Faktycznie, nie leży w Europie – tak jak np. Australia, która również uczestniczy w Eurowizji. Aby brać udział w konkursie, wystarczy być członkiem Europejskiej Unii Nadawców organizującej konkurs. Obecność tego konkretnego państwa wynika z kontekstu historyczno-społecznego: Eurowizja miała być w swoim założeniu sposobem na zintegrowanie Europy po traumie II wojny światowej, a więc obecność Izraelczyków – z których większość jeszcze przeszło półtorej dekady wcześniej samemu była mieszkańcami Europy – była dla całej koncepcji dość oczywista. Izrael jest też bliski Europie kulturowo, no i pod względem chociażby strefy czasowej. 

A Australia?

Cóż, Eurowizja była tam popularna sama z siebie. Fani naciskali tak mocno, że w końcu tamtejszy nadawca publiczny wywalczył możliwość udziału w konkursie również ich reprezentanta. Warto jednak zauważyć, że Australia ma status członka-gościa, który musi być odnawiany co parę lat i wiąże się z pewnymi ograniczeniami – m.in. z tym, że jeśli australijska reprezentacja zwycięży Eurowizję, to państwo zrzeka się tradycyjnego przywileju organizowania następnej edycji konkursu u siebie.

Rozmawiała Joanna Talarczyk

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się