Andrew Michta

Nie, federalizacja Europy nie leży w interesie USA

Amerykański politolog prof. Andrew Michta na łamach portalu „Politico” dowodzi, iż sfederalizowana Europa nie byłaby lepszym partnerem dla USA niż obecna UE. Ekspert wskazuje, że niemieckie i francuskie podejście w zakresie polityki zagranicznej oraz bezpieczeństwa już w przeszłości wielokrotnie różniło się od stanowiska USA. Jego zdaniem Stany Zjednoczone powinny przede wszystkim rozwijać więzi współpracy z tymi państwami, które mają podobne postrzeganie zagrożeń na arenie międzynarodowej oraz analogiczne interesy narodowe.

Najnowszy tekst prof. Andrew Michty opublikowany na portalu „Politico” dotyczy tego jak na potencjalne zmiany traktatowe UE zapatrują się Stany Zjednoczone. Jak pisze analityk pospiesznie forsowana w Brukseli transformacja systemowa może okazać najbardziej znaczącą zmianą w dotychczasowej historii Unii Europejskiej. Zwraca również uwagę, że zależy na niej przede wszystkim Berlinowi oraz Paryżowi. „Będzie to centralizacja władzy przeprowadzona w taki sposób, który zmieni dotychczasowy charakter bloku. Wpłynie ona na gospodarkę i politykę kontynentu. W jej wyniku zasadniczym przekształceniom ulegnie również to jak wyglądają relacje Europy z Ameryką” – twierdzi starszy członek i dyrektor Inicjatywy Strategicznej Scowcroft w Radzie Atlantyckiej Stanów Zjednoczonych

Politolog zwraca również uwagę na to, iż w wyniku proponowanych zmian traktatowych Unia Europejska przekształciłaby się z obecnej konfederacji suwerennych państw w jednolity podmiot federacyjny. Jak podkreśla Andrew Michta rząd centralny tej federacji przewodziłby tylko częściowo samorządnym państwom narodowym. Dalej ekspert pisze o tym, iż w ramach rewizji traktatu miałyby nastąpić takie zmiany, które doprowadziłyby do likwidacji głosowania większościowego oraz prawa weta poszczególnych krajów członkowskich. W rezultacie de facto poskutkowałoby zniesieniem zasady jednomyślności. Oprócz tego proponowane jest zmniejszenie liczby komisarzy europejskich. Fundamentalne zmiany miałyby również zajść w 10 kluczowych obszarach, w tym w unijnej polityce zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony – czytamy w tekście.

„Jeśli zmiany te zostaną wdrożone, to radykalnie przeorganizują władzę w UE, koncentrując ją w Berlinie i Paryżu, gdyż największe kraje będą mogły w zasadzie narzucić swoją wolę całemu blokowi” – wskazuje Andrew Michta.  Jak pisze gdyby analogiczne zmiany zostały przeprowadzone w USA, to musiałyby się wiązać ze zlikwidowaniem Kolegium Elektorów i zmianą procesów wyborczych, które rozstrzygałyby się odtąd poprzez zwykłą większość głosów. Michta alarmuje, iż w rezultacie to największe stany mogłyby swobodnie kształtować politykę całego kraju – co stanowi jasną aluzję do Niemiec i Francji, którym najbardziej zależy na zmianach traktatowych.

Jego zdaniem jednym z głównych ostatnich działań obliczonych na federalizację UE było zatwierdzone niedawno sprawozdanie Komisji Spraw Konstytucyjnych. Jak podaje Michta stanowi ono wkład Parlamentu Europejskiego w konwencję dotyczącą rewizji traktatu. Zwraca również uwagę, iż temat ten pozostał praktycznie zupełnie niezauważony przez amerykańskie media. „Administracja prezydenta USA Joe Bidena okazała się jednak stosunkowo obojętna na tę zmianę, być może zakładając, że bardziej zjednoczona UE stanie się bardziej skutecznym partnerem, a Berlin i Paryż (poprzez Brukselę) staną się głównymi rozmówcami Waszyngtonu. Biorąc pod uwagę, że Niemcy są największym i najbardziej dominującym krajem członkowskim w Europie od czasu Brexitu Wielkiej Brytanii, na pierwszy rzut oka polityka ta wydaje się oczywistą pozycją domyślną” – twierdzi politolog.

Publicysta następnie przytoczył słynną uwagę, za której autora błędnie uchodzi Henry Kissinger, która unaocznia jakie problemy w komunikacji z wyłącznie skonfederowaną Europą mają mieć Stany Zjednoczone: „Do kogo mam zadzwonić, jeśli chcę rozmawiać z Europą?”. Jak wskazuje Michta zmiany traktatów spowodują jednak, iż ta anegdota z czasów prezydentury Richarda Nixona nie będzie miała zastosowania. Następnie dodaje, iż: „ten pogląd dotyczący federalizmu UE pomija główny punkt, zgodnie z którym przede wszystkim amerykańska polityka w Europie powinna kierować się jej interesami narodowymi i że Waszyngton powinien dostosować określone ramy instytucjonalne do własnych preferencji”.

W dalszej części eseju ekspert dowodzi, iż mylą się ci, którzy uważają, że sfederalizowana Unia Europejska byłaby lepsza partnerem dla Stanów Zjednoczonych niż Europa w dotychczasowej formie konfederacji. Jak argumentuje Michta wynika to z tego, iż na czele takiej scentralizowanej Europy nieuchronnie musiałby stać tandem francusko-niemiecki, który wielokrotnie w ostatnich latach miał okazję udowodnić, iż w kluczowych geopolitycznych i obronnych kwestiach ma odmienne zdanie od partnera znajdującego się po drugiej stronie Atlantyku. Jako lepsze rozwiązanie z perspektywy amerykańskiej analityk proponuje pogłębioną współpracę z krajami, które udowodniły, iż mają takie same spojrzenie na europejski system bezpieczeństwa i z którymi Waszyngton jest złączonymi interesami geostrategicznymi. „Przez cały czas to właśnie narody wschodniej flanki NATO – od Finlandii poprzez państwa bałtyckie, Polskę i Rumunię – wykazały największą determinację, by stanąć u boku Stanów Zjednoczonych we wsparciu Ukrainy, podczas gdy Niemcy i Francja poszły w ich ślady z niechęcią, a co więcej często nie udaje się dostarczyć” – skwitował Michta.

W końcowej części publikacji znawca z zakresu stosunków międzynarodowych i teorii bezpieczeństwa konkluduje, iż Stany Zjednoczone będące kluczowym gwarantem bezpieczeństwa Europy nie powinny ograniczyć się jedynie do roli biernego obserwowania procesu centralizacji Unii Europejskiej. Jego zdaniem obecnie dokonujące się wybory dotyczące przyszłości UE – w związku z ich wpływem na zbiorowe obciążenia obronne w NATO – będą miały również kluczowe znaczenie dla polityki bezpieczeństwa USA. W tym kontekście politolog unaocznił niechęć państw opowiadających się za federalną Europą względem zwiększania wydatków przeznaczanych na wojsko i obronność. „Niemcom nie udało się osiągnąć nawet uzgodnionego celu wynoszącego minimum 2 procent PKB przeznaczonego na wydatki obronne, podczas gdy Francja koncentruje swoje wydatki wojskowe na projekcję siły w regionie Morza Śródziemnego i poza nim. Zatem pogląd, że sfederalizowana Europa pod przewodnictwem Berlina i Paryża w większym, a nie mniejszym stopniu reagowałaby na prośby USA o znaczący wkład w odstraszanie i obronę, jest myśleniem życzeniowym”. Zdaniem Michty proces federalizacji UE rodzi też pytania dotyczące tego jak Stany Zjednoczone zamierzają dalej przewodzić Sojuszowi Północnoatlantyckiemu.

oprac. Marcin Jarzębski

SUBSKRYBUJ „GAZETĘ NA NIEDZIELĘ” Oferta ograniczona: subskrypcja bezpłatna do 31.08.2024.

Strona wykorzystuje pliki cookie w celach użytkowych oraz do monitorowania ruchu. Przeczytaj regulamin serwisu.

Zgadzam się